Rozdział 40 (poprawione)

33 2 0
                                    

Odszukaliśmy najbliższego McDonalda, zamówiliśmy i odebraliśmy jedzenie. Następnie usiedliśmy przy stoliku i zjedliśmy nasze jedzenie. Zapomniałam jakie dobre jedzonko mają w Maku, istniała też możliwość, że byłam po prostu głodna dlatego mi bardziej smakowało. Po jedzonku ruszyliśmy w miasto w poszukiwaniu PKP. Chwilę błąkaliśmy się po mieście, pytając co chwila przechodniów gdzie jest najbliższa stacja. Masakra ile ludzi nie znali lokalizacji. Niektórzy nie byli stąd więc kumam, ale reszta? Gdy w końcu udało nam się dotrzeć na miejsce, sprawdziłam rozkład jazdy. Nasz pociąg miał być za 40 minut, kupiłam bilety dla nas wszystkich, a z racji że mamy jeszcze sporo czasu, poszliśmy sobie posiedzieć na ławce.

- Nie wiem jak wy ale ja jestem zmeczona - oznajmiłam.
- Prześpisz się jak będziemy już w pociągu - powiedział brunet.

30 minut później przyjechał nasz pociąg, wsiedliśmy i zajęliśmy nasze miejsca. Ja i Bruno usiedliśmy z jednej strony, a Lucy naprzeciwko nas. Oparłam głowę o chłodną szybę i kiedy pociąg ruszał, zasnęłam. Ocknęłam się na chwile kiedy do przedziału zajrzał konduktor żeby sprawdzić nasze bilety. Jak przez mgłę pamiętam, że podałam bilet i dalej poszłam w kimę. Obudziłam się czując delikatne stukanie w ramię. Nie otwierając oczu powiedziałam:

- Możesz przestać? Staram się wypocząć najbardziej jak to możliwe - wiedziałam, że to Bruno.
- Przed chwilą była stacja, wsiadło na niej przynajmniej 5 łowców - szepnął mi do ucha. Otworzyłam oczy szeroko w ułamku sekundy i spojrzałam na niego.
- Jesteś pewien? - również szeptałam. - Gdzie Lucy? Trzeba ją ostrzec - powiedziałam kiedy zobaczyłam, że dziewczyny nie ma w przedziale.
- Ona ich zauważyła i rozpoznała, mówiła, że oni kiedyś ich zaatakowali - zerknęłam na dziewczynę, bo akurat wchodziła i kiwnęła głową potwierdzając słowa Bruna.

Chłopak nacisnął mi kaptur na głowę i kazał być cicho. Na poczwórnym siedzeniu obok nas usiadły cztery osoby i koło Lucy jedna. Dziewczyna nieznacznie się odsunęła, a serce jej przyspieszyło. To oni. Poprawiłam się na siedzeniu i rozejrzałam. Do nas dosiadł się mężczyzna w blond lokach i niebieskimi oczami, na siedzeniach obok siedziało trzech facetów, chyba to trojaczki bo są identyczni, i jedna kobieta, ma czekoladowe kręcone włosy do połowy pleców. Blondas spojrzał na nas zatrzymując dłużej wzrok na mnie po czym się odezwał.

- Dokąd jedziecie?
- Do Gdyni - odpowiedział Bruno zanim zdążyłam pomyśleć o jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Ładnie tam jest, zawsze chcieliśmy tam pojechać ale mamy inne cele podróży, polowania i skupy rzadkich skór - odpowiedział łowca.
- Jesteście myśliwymi? - zapytał Bruno by nie wzbudzić żadnych podejrzeń.
- Można tak powiedzieć, chociaż polujemy na okazy bardziej nieznośne, upierdliwe i mało kto w nie wierzy - w tym momencie spojrzał na mnie. To było już wiadome oni wiedzieli, że nie jesteśmy normalni.
- Bruno, oni już wiedzą - przekazałam mu wiadomość.

Kobieta jakby nigdy nic wyjrzała z przedziału, rozejrzała się po wagonie i widząc że jest pusty, odwróciła się gwałtownie i rzuciła we mnie nożem, na szczęście trafiając w rozkładany stolik. Odruchowo przycisnęłam się do fotela. Blondyn wyciągnął zza paska pistolet celując do chłopaka siedzącego obok mnie. I gdyby nie szybka reakcja Lucy, Bruno by oberwał kulką. Jeden z trojaczków wstał ze swojego miejsca i chciał rzucić sztyletem w naszą stronę ale na szczęście akurat pociąg wszedł w zakręt co wytrąciło go z równowagi i sztylet trafił w szybę jednocześnie roztrzaskując ją na milion drobnych kawałków. Wstałam ze swojego miejsca i przeskoczyłam przez fotel by uchronić się od następnego sztyletu. Bruno również wstał i przeszedł na wolną przestrzeń. Natomiast Lucy najpierw unieszkodliwiła blond napastnika, by następnie dołączyć do mnie unikając jednocześnie naboju z pistoletu. W tym momencie zaczęła się prawdziwa walka. Bruno walczył z dwoma braćmi, Lucy z ostatnim z nich, a ja z kobietą. Miejsca nie było zbyt dużo ale jednak wystarczająco. Lucy jak najszybciej unieszkodliwiła swojego przeciwnika by następnie iść pomóc Brunowi. Mi już prawie udało się wygrać z łowczynią, ale niestety na mojej drodze pojawił się fotel, zahaczyłam o jego róg i się wywaliłam jednocześnie dając przewagę przeciwniczce. Cofnęłam się na tyle na ile pozwalała mi przestrzeń w pociągu. Dziewczyna wyciągnęła z paska podręczny rewolwer, przeładowała go celując nim we mnie. Kiedy myślałam, że już po mnie Bruno przywalił jej z prawego sierpowego i nim wystrzeliła nabój straciła przytomność upadając na podłogę pociągu. Wyciągnął do mnie rękę, żeby mi pomóc wstać. Skorzystałam z pomocy i po chwili byłam już na nogach.

- Co z nimi teraz zrobimy? - zapytałam.
- Z nimi? Nic. Zostawimy ich tu zanim się obudzą będą jechać w stronę powrotną do Warszawy, a my wysiadamy na następnej stacji, będzie nam nawet bliżej niż byśmy mieli wysiadać w Olsztynie - odpowiedział Bruno i ruszył w stronę innego przedziału, poszłyśmy za nim.

Trasa do najbliższej stacji zajęła nam jakieś 30 min. Gdy wysiedliśmy okazało się, że to jest jakaś pojedyncza stacja koło małej wioski otoczonej lasem. Gdy pociąg odjechał ruszyliśmy w stronę wioski, szliśmy wzdłuż głównej drogi. Kiedy na rowerze przejeżdżał jakiś czlowiek zapytaliśmy się w którą stronę mamy się udać mówiąc jaki jest cel naszej podróży,  wskazał nam drogę i ruszył w swoją stronę, nie był za bardzo rozmowny, jakby zły, że ktoś mu przeszkodził w jego czynności wytrącając przy tym z zamyślenia.

- Idąc prosto przez las zaoszczędzimy trochę czasu - stwierdził Bruno.
- To na co czekamy, idziemy - powiedziała Lucy wchodząc do lasu i na linii drzew zmieniając się w wilka. Poszliśmy w jej ślady i chwilę później byliśmy w drodze do domu.

Himera czy Wilkołak (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz