Rozdział 37 (poprawione)

36 2 0
                                    

- Tak, byliśmy przyjaciółmi. Często razem z twoim ojcem przyjeżdżali do nas. Pomagali nam w organizacji różnych imprez. Nawet jak byłaś mała i urodziła się twoja siostra to też przyjeżdżali, do czasu aż nie wybuchł pożar. Od tamtego momentu nikt ich nie widział, prawdopodobnie zginęli w tamtym incydencie, jednak ty żyjesz jak to możliwe?
- Mnie i siostrę wychowywali ludzie, podobno jak byłyśmy małe to ktoś nas podłożył pod ich dom - odpowiedziałam.
- Bardzo się śpieszycie do tej Warszawy? Może byście zostali na noc? Mamy jeden domek gościnny możecie tam nocować. - zadeklarował, a ja spojrzałam na Bruna.
- Można zostać, jedna noc w normalnym łóżku dobrze nam zrobi, ale już jutro musimy ruszać - skwitował chłopak.

Alfa skinął głową i pokazał abyśmy szli za nim. Wyszliśmy z posiadłości i ruszyliśmy w stronę domków. Gdy byliśmy już na miejscu otworzył pierwszy domek i gestem dłoni zaprosił nas do środka, chwilę później wszyscy byliśmy w domku. Chatka była jednopiętrowa wyposażona w kuchnię, łazienkę, pokój dzienny i sypialnię, niestety z jednym łóżkiem dwuosobowym. Alfa powiedział tylko, żebyśmy się czuli jak u siebie i wyszedł pod pretekstem papierkowej roboty.

- Zajmuje sypialnie - powiedziałam od razu jak tylko Alfa opuścił domek.
- Czemu? Przecież tam jest łóżko dla dwóch osób - stwierdził ze smutkiem Bruno.
- Po pierwsze w nocy się rozwalam, a po drugie nie chce spać z tobą w jednym łóżku, więc tobie zostaje salon - odparłam z szerokim uśmiechem susząc ząbki i skierowałam się do toalety.
- W lesie jej jakoś to nie przeszkadzało - mruknął sobie pod nosem chłopak.
- SŁYSZAŁAM!!! - krzyknęłam i zamknęłam drzwi od łazienki. Oparłam się rękami o zlew i spojrzałam w lustro, z sekundy na sekundę moje oczy stawały się bardziej srebrne.

- Co się dzieje? - zapytałam samą siebie.
- Sama się nad tym zastanawiam, jakieś dziwne to miejsce. - odpowiedziała Sunni.
- Kojarzysz w ogóle to miejsce? Byłyśmy tu jak byłyśmy małe? Chyba powinnaś co kolwiek pamiętać skoro siedzisz mi w głowie od urodzenia. - zapytałam w głowie wilczyce.
- Dosłownie jakieś urywki pamiętam tylko te drużki i dom Alfy nic więcej, a ty nic nie pamiętasz? Możliwe, że jak tu przyjeżdżaliście miałaś może do 3 lat.
- No co ty pustka w głowie. Jakby mnie tu nigdy nie było albo usunęli pamięć - skwitowałam.
- No trudno może później się czegoś dowiemy o tym miejscu teraz trzeba ogarnąć twoje oczy, żeby nikt nic nie zauważył - zaproponowała wilczyca.
- No dobra, a jakiś sposób masz?
- Jak na razie nie.
- A zamaskować zapach? Tak jak zrobił to kiedyś Max? Może by zadziałało? - zasugerowałam.
- Raczej nie, bo od ciebie nie czuć wilkołakiem.
- Kurcze - w tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi.
- Żyjesz tam Sara? - zapytał Bruno.
- Tak już wychodzę.
- A może on miał by pomysł? - zapytałam Sunni w głowie.
- Nie wiem ale zapytać nie zaszkodzi. - odpowiedziała równo z otwarciem przezemnie drzwi.
- No nareszcie ile można - powiedział nie patrząc na mnie, dopiero po chwili spojrzał mi w oczy - Oł, no dobra może się to zaliczać do problemów numer jeden.
- Może ty masz jakiś pomysł jak to zakryć? - dopytałam.
- Maskowanie zapachu na to raczej nie zadziała.
- Dzięki, to już wiem. - powiedziałam ironicznie.
- A okulary przeciwsłoneczne? - zapodał pomysł.
- Działa, ale skąd ja teraz wytrzasne okulary przeciw słoneczne - zawiesiłam się na chwilę po czym coś mi się przypomniało - Ej czekaj, a my przypadkiem nie mieliśmy ze sobą telefonów?
- Właśnie - powiedział i wyjął telefon z kieszeni.
- Działa? - zapytałam jednocześnie wyjmując mój.
- Nie, chyba za dużo przeżył jak na te parę dni. A jak z twoim?
- Coś tam działa ale nie liczyłabym na dodzwonienie się gdziekolwiek, szczególnie po kąpieli w błocie i rzece.
- Marudzisz. Dobra tam trudno, olać telefony chodźmy na spacer, przejdziemy się trochę i może coś wymyślimy - zaproponował.
- A oczy jak wyglądają? - podpytałam. Brunet mi się przyjrzał i odpowiedział.
- Prawie wróciły do swojego koloru, jednak mają jeszcze drobinki srebrnego.
- No dobra, to chodźmy - powiedziałam wstając z kanapy.

Wyszliśmy z domku i szliśmy drużką, podziwiając różne domki, budowle, i inne takie,  nagle wpadła na nas starsza kobieta. Kiedy chcieliśmy ją przeprosić, jej już nie było. Chwilę staliśmy zastanawiając się, co właśnie się stało. Stwierdziliśmy, że popytamy o tą staruszkę innych.

- Przepraszam, widział pan tu może staruszkę mniej więcej tego wzrostu? - pokazałam wzrost ręką.
- Jest tu jedna taka, ale po pożarze domu jej córki zrobiła się jakaś dziwna, w dużym skrócie jest świrnięta. A coś się stało, że jej szukacie? - dopytał.
- Tak właściwie to wpadła na nas i chcieliśmy ją przeprosić. Wie pan gdzie możemy ją znaleźć? - tym razem zapytał Bruno.
- Niestety nie, skoro wyszła z domu, co swoją drogą jest rzadkością, to może być teraz wszędzie.
- Dobrze dziękujemy - odpowiedzieliśmy w tym samym momencie. Już mieliśmy dalej kontynuować nasz spacer, gdy podbiegła do nas jakas dziewczyna, mniej więcej w moim wieku, w kasztanowych włosach.
- Sara to ty? - zapytała uważnie mi się przyglądając. - No co ty nie pamiętasz mnie? To ja Lucy.
- Przepraszam, ale chyba musiałaś mnie z kimś pomylić. - odpowiedziałam z zakłopotaniem.
- No co ty, wszędzie poznam tą białą czuprynę, zawsze jak przyjeżdżaliście byłyśmy nie rozłączne, chodziłyśmy razem wszędzie na plac zabaw, do piaskownicy, nawet się zawsze lalkami bawiłyśmy. To wszystko robiłyśmy razem.

Himera czy Wilkołak (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz