Rozdział 6 (poprawione)

200 9 12
                                    

- No to słucham? co chcieliście powiedzieć - zapytałam wchodząc do dużego pokoju, w którym siedzieli rodzice.
- Poczekajmy jeszcze chwilę na twoją siostrę - odparła mama - zaraz powinna przyjść.

Czekanie na Sofię było nie do zniesienia, wydawało się, że mijają wieki, kipiałam z ciekawości.  Po 5 minutach usłyszeliśmy trzaśniecie drzwiami frontowymi. W końcu pojawiła się Sofia w wejściu do dużego pokoju. 

- No dobrze, to może zaparzę herbatę? - zapytała mama, widać, że trochę przewlekała.
- Mamo... nie przeciągaj, mogłaś ją zrobić jak czekaliśmy na Sofię, teraz mówcie, o co kaman - powiedziałam już dość zniecierpliwiona.
- No dobrze, skoro już wszyscy są to chyba musimy powiedzieć wam coś ważnego - powiedział tata.
- Chodzi o to, że nie jesteście naszymi prawdziwymi córkami - powiedziała mama i spuściła głowę.
- Co?? jak to? dlaczego mówicie nam to dopiero teraz? - zastanawiało mnie czemu to przed nami ukrywali
- Ja nie chciałem wam mówić ale wasza mama stwierdziła, że czas wam powiedzieć. Tak czy inaczej wiedziałem, że w końcu któraś z was się dowie, więc powiedzieliśmy to już teraz.
- Już teraz?? czy dopiero teraz?! przecież mogliście powiedzieć nam już wcześniej, nie jesteśmy małymi dzidziusiami co nic nie rozumieją - wyrzucałam z siebie. Zerknęłam na siostrę, siedziała i tylko patrzyła na rodziców, o szit!!!! 
- Czy Sofia to moja prawdziwa siostra, czy jesteśmy od innych rodzin? - bo w sumie skoro jesteśmy adoptowane...
- Poczekaj, po kolei - powiedziała mama - oboje z tatą siedzieliśmy w pokoju, gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, więc poszłam otworzyć. Zobaczyłam was małe owinięte kocykami w wiklinowych koszykach, zdziwiłam się bardzo, rozejrzałam dookoła ale nikogo innego nie było. Nie mogłam was tak zostawić, wzięłam was do domu. W koszykach znalazłam karteczkę z waszymi imionami. Było też napisane, że jesteście siostrami, a wasza prawdziwa mama nie mogła zając się waszym wychowaniem i dlatego przyniosła was pod nasze drzwi. Okazało się, że obserwowała naszą okolicę przez jakiś czas i wybrała nas na waszą rodzinę zastępczą, bo wiedziała, że jesteśmy dobrymi ludźmi, przynajmniej tak było napisane na tej karteczce - mama skończyła mówić i patrzyła na nas wyczekująco. Tyle pytań w głowie miałam, ale jakoś nie potrafiłam żadnego wydusić z siebie.

Więc już nic nie mówiłam, po prostu wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Było już ciemno, ale ja wiedziałam gdzie idę, znałam te lasy jak własną kieszeń. Jestem na nich wkurzona jak mogli nie powiedzieć tego wcześniej, mogli nam od razu mówić, że nie są naszymi rodzicami, teraz było by łatwiej. Tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam kiedy doszłam do mojego miejsca. Jest tu ładniej niż nad jeziorem gdzie będę miała urodziny jest stawek na środku polanki pełnej różnych kwiatów przy stawku rośnie ogromne drzewo na którym lubię siedzieć. Odkąd znalazłam to miejsce chodzę tu gdy jest mi źle, jak na razie jeszcze tu nikogo nie widziałam i nikogo tu nie przyprowadzam.

Usiadłam na drzewie i w tym momencie zaczęło się dziać coś dziwnego. Liście drzewa, na którym siedziałam, zaczęły szumieć, choć patrząc na inne drzewa były nieruchome, wiatr nie wiał, woda w stawku zaczęła się dziwnie podnosić i opadać, w ziemi robiły się dziury po czym się naprawiały, a nad trawą unosił się małe ogniki jakby rozświetlając wszystko i robiąc ścieżkę w głąb lasu, jakby świetliki tam latały. Zeszłam z drzewa i zaciekawiona zaczęłam iść za płomieniami. Gdy pochodziłam do jednego on natychmiastowo gasł, prowadzą mnie do lasu, w który się nie zagłębiałam, jakoś mnie do niego nie ciągnęło wręcz przeciwnie. Ale tym razem szłam za ognikami i nie zważałam na resztę rzeczy które wcześniej mnie odpychały.

Szłam od dobrych 5 minut, w końcu doszłam do starego opuszczonego domu, a te małe płomyczki prowadziły mnie w jego głąb. Weszłam do budynku, w środku było cicho, bardzo cicho, podłoga o dziwo nie skrzypiała. Wszystko było zniszczone. Płomyczki prowadziły mnie na górę domu. Schody są w dobrym stanie, więc nie boję się, że się zarwą pode mną. Wchodzę, a ogniki prowadzą w głąb korytarza, aż do drzwi na samym końcu, podeszłam do nich i je lekko popchnęłam. Ukazał mi się pokoik w różowych odcieniach, na podłodze leżało pełno zabawek jakby przed chwilą bawiły się tu dzieci, przy oknie stały 2 łóżeczka. Pomieszczenie było nienaruszone, jakby ciągle je ktoś pielęgnował, zero pajęczyn i kurzu, wszystko na swoim miejscu oprócz jednej rzeczy, która przyciągnęła moją uwagę. Na podłodze leżała książka w twardej oprawie. Otworzyłam ją, a ze środka wypadła karteczka, na niej było napisane:

"Raz na stulecia istota niewiarygodna na świat zostanie powita, gdy księżyc swym blaskiem otula ziemię. W najjaśniejszą srebrzystą noc pełni. Będzie to dziewczę o białych włosach. Po pierwszej  fazie pełni ulegnie przemianie, w noc jej barwa oczu się zmieni  na srebrne i tak pozostanie. Dziewczę to będzie władać żywiołami, a jej futro srebrno-złote się stanie. Mocną stroną niewiasty będzie, odporność na srebro w każdej postaci. Jedna na miliony, raz na stulecia..."

Himera czy Wilkołak (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz