Rozdział 48 (poprawione)

40 2 0
                                    

- Ale czasem się zaprasza inne Alfy, więc nie rozumiem czemu tego teraz nie zrobili - ciągnęła dalej.
- Może dla tego, że hmm no nie wiem, nie jestem standardową Alfą - wzruszyłam ramionami.
- I z tego co mi wiadomo to chyba nie masz watahy, o ile to jest istotne teraz - powiedziała Sofia.
- Jak się zaprasza Alfy to też i ich rodzinę, i bety - oznajmił Bruno.
- Właśnie ja nie mam ani jednego ani drugiego, nigdy nie poznałam prawdziwych rodziców i nawet nie wiem, czy faktycznie taka wataha mi potrzebna.
- A ona? - pokazał na Lucy która do tej pory siedziała cicho.
- Ej właśnie, ty mi pomogłaś wydostać się z tamtej watahy i jestem ci dozgonnie wdzięczna, więc zaszczytem byłoby gdybym była w twojej wataszy - powiedziała nagle się ożywiając.
- Skoro posiadanie watahy jest aż tak ważne, to czemu nie.
- Niby nie jest ważne, ale to dziwne by było gdyby Alfa, szczególnie kobieta nie miała swojej watahy - rzekła Lucy - ale jednak jestem tylko omegą więc musisz znaleźć betę.
- Mam gdzieś te całe rangi dla mnie zawsze będziesz ważna to przede wszystkim, poza tym myślisz, że będę łazić po lesie i się pytać "halo kto chce być moją betą" zwariowałaś? Jak się znajdzie to się znajdzie - oznajmiłam.

Nastała chwilowa cisza, każdy pogrążony w swoich myślach, mi akurat się udało nie myśleć o niczym. Jednak ta cisza była tylko chwilowa, bo dosłownie minutę później, Melody wstała ze swojego miejsca udeżyła dłońmi o drewniany stolik znajdujący się pod altanką i oznajmiła.

- Będę twoją pierwsza betą!!
- Czekaj Mel, że co? Przecież twój ojciec to Alfa. Nie bierze on pod uwagę Sama, więc jego watahe przejmie Max, jednak gdy coś temu idiocie się odwidzi wtedy ty będziesz rządzić tym stadem - streścił Bruno.
- Przecież każda wataha bez Alfy się rozpadnie, więc jak odejdę z tej i przejdę do sfory Sary, Max nie będzie miał wyboru, więc wyjdzie to nawet na korzyść watahy ojca - podzieliła się swoimi przemyśleniami Melody.
- A róbta co chceta, ogólnie będę zadowolona z Bety w postaci Mel, ale nie mam parcia - machnęłam na nich ręką i położyłam głowę na blacie stołu.

Coś tam się jeszcze kłócili, jednak ja już ich nie słuchałam. Przysłuchiwałam się otoczeniu, szum liści na drzewach, śpiew ptaków. Ten nadnaturalny słuch jest boski, słychać najmniejszy szmer, najcichszy pisk myszy czy inne dzięki. Wziełam głębszy wdech, kwiaty rosnące w ogrodzie mieszały swoje zapachy dając wprost przecudny zapach, takiego jeszcze nie czułam. Chwilę jeszcze leżałam sobie na tym stole jednak usłyszałam zbliżające się kroki, więc podniosłam głowę z drewnianego blatu i spojrzałam na wejście do altany. Parę chwil później do miejsca naszego odpoczynku wszedł Max. Tamta dwójka przestała się kłócić i również spojrzeli na czarnowłosego, który usiadł na wolnym miejscu i zapytał.

- O czym tak dyskutujecie? Słychać was pewnie z kilometra jak nie dalej.
- Bo Mel chce opuścić watahę - wyjaśnił krótko Bruno, a Max spojrzał na wymienioną dziewczynę przy czym ona wzruszyła ramionami.
- Czemu chcesz nas opuścić? I gdzie pójdziesz? - zadał pytania.
- No jak to gdzie? Do Sary - powiedziała jakby nigdy nic. Z westchnieniem, z powrotem opadłam na blat.
- A to jak tak, to se idź, droga wolna - oznajmił bez żadnego problemu.
- Aaaaaa właśnie, Max, dzisiaj pełnia, bierzecie Sare ze sobą? - Mel ponownie zaczęła wcześniejszy temat.
- Jeżeli tylko będzie chciala to czemu nie - podniosłam głowę i zauważyłam, że wszyscy patrzą się na mnie wyczekująco.
- Nie, dziękuję, wolę spać w nocy, wy się dobrze bawcie. Ale zmieniając temat coś ciekawego się dowiedzieliście od Samuela?
- Niestety nie, milczał jak grób. Nie powiedział z kim się kontaktował, ani czego szukał w nocy w bibliotece, ani do czego mu wymienione wtedy przez ciebie specyfiki. Dosłownie na chwilę spuściliśmy z niego wzrok, a ten zwiał przez otwarte okno. Chyba wyczuł, że wdepnął w niezłe gówno.
- To już wiem skąd tobie się wzięło te skradanie i nagłe znikanie - zaśmiałam się.
- No bardzo śmieszne. Jestem ciekaw co Sam teraz zrobi. Tata od razu wysłał wilki, żeby go szukali.
- Teraz trzeba tylko liczyć na to, że go znajdą i będzie wszystko dobrze. Max mówiłeś ojcu o mordowniku? - dopytała Melody.
- Oczywiście, że tak.
- Dobra, to przynajmniej wie z czym mamy do czynienia.
- Ej macie może łuk, strzały i może jakąś tarcze? - odezwała się znienacka Sofia.
- Myślę, że coś się powinno znaleźć, a co? - zapytał Max.
- Nudzi mi się.
- No dobra to chodź - Max wyszedł z altanki, a Sofia poszła za nim.

Chwilę później wrócili z wszystkimi potrzebnymi rzeczami i rozłożyli tarczę. Ustawili się w umówionej odległości i Sofia wypuściła pierwsza strzałę, która idealnie wbiła się w środek tarczy. Podeszłam bliżej nich. Siostra podała mi łuk i strzałę, więc napięłam cięciwę, by chwilę później wypuścić strzałe, która idealnie wbiła się obok strzały siostry. Strzelaliśmy na zmianę do momentu, aż zaczęło robić się lekko ciemno. Pomogłam zwinąć tarczę, którą Bruno miał zanieść do jakiegoś chlewka. Sofia pozbierała strzały, a łuk przełożyła sobie na plecy. Odnieśliśmy wszystko na swoje miejsce i dosłownie w momencie gdy wyszliśmy z chlewka usłyszeliśmy wycie.

- Mel, Bruno, czas na nas, czas na polowanie - stwierdził Max i poszedł stronę wciąż słyszalnego dźwięku. Tamta dwójka obejrzała się na nas, pożegnali się machnięciem rąk i poszli razem z nim.

Wspólnie z dziewczynami stwierdziłyśmy, że my też będziemy się zwijać. Trochę już późno i czas spać, więc ruszyłyśmy do willi. W kuchni złapałam jabłko, nie byłam specjalnie głodna, więc tyle wystarczy mi za kolację. Następnie skierowałyśmy się na odpowiednie piętro, i każda się rozeszła do siebie. Wchodząc do swojego pokoju już od samego początku wiedziałam, że coś jest nie tak. W pokoju panował półmrok, ledwo zamknęłam drzwi od pokoju i zrobiłam parę kroków do włącznika światła, ktoś przyparł mnie do ściany.

Himera czy Wilkołak (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz