Rozdział 46 (poprawione)

31 1 3
                                    

Gdy nadeszła noc każdy się rozszedł do swoich pokoi i poszli spać wszyscy oprócz mnie. Niestety nie mogłam zasnąć, więc przez długi czas po prostu leżałam i patrzyłam w sufit. Chwile później zerknęłam na zegarek, minuta po północy, świetnie. Przekręciłam się tak, że leżałam plecami do drzwi i zamknęłam oczy ponownie próbując zasnąć. Jednak po kolejnych 5 minutach usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Szybko się odwróciłam w ich stronę, które okazały się być uchylone, a w szparze w drzwiach zauważyłam niewielki cień. Wstałam z łóżka i chciałam iść za tym cieniem, ale gdy postawiłam krok panele zaskrzypiały. Zmieniłam się w myszkę, żeby nie robić więcej hałasu i poszłam za cieniem. Jak się później okazało tym cieniem był nie kto inny jak Samuel. Poszłam za nim, aż doszliśmy do biblioteki. Schowałam się na jednym z regałów za książką i zerknęłam na to co robi. Zapalił lampkę przy stoliku i wyjął z kieszeni 3 małe woreczki strunowe w jednym z nich był czarny proszek, w drugim żółte płatki kwiatowe, a w ostatnim lekko fioletowawy proszek. Wyjął telefon, wybrał numer i do kogoś zadzwonił, tym razem postanowiłam podsłuchać rozmowę do końca.

- Hej... Tak, teraz śpi... Tak jestem pewien... No mówię ci przed chwilą sprawdzałem... Spoko... Jak się uda to dzisiaj to skończę... Ogarnąłem jeszcze 2 rodzaje... Żółty i lisi... Ten natychmiastowy też noszę ze sobą - podniósł woreczek z czarnym proszkiem przed swoje oczy - Tak wiem jaki jest plan... Dobra... Tak... Okej, dobra załatwimy to jak się uda to ogarnąć... No to pa - rozłączył się. Wszedł w regał z księgami odnośnie eliksirów i zaczął przeszukiwać półki.

Wróciłam do swojego pokoju, przemieniłam się z powrotem w siebie. Położyłam się na łóżku i z myślą, że wszystko przekażę rano reszcie, udało mi się zasnąć.

Gdy wstałam pierwsze co zrobiłam to poszłam posprawdzać czy inni jeszcze śpią. Spała jeszcze tylko Sofia, ale stwierdziłam, że nie będę jej budzić. Niech się dziecko wyśpi. Zeszłam do kuchni, zauważyłam, że przy wyspie kuchennej siedzieli prawie wszyscy oprócz Sofii, która jeszcze spała i Melody. Wszyscy milczeli, jedni jedli inni pili kawę, żeby się jako tako rozbudzić, nie byli z tego powodu jakoś bardzo rozmowni. Zrobiłam sobie kanapki, herbate i usiadłam na stołku stojącym przy wyspie. Nagle mi się przypomniała wczorajszą rozmowa Samuela.

- Ej - przerwałam ciszę i wszyscy popatrzyli na mnie - Nie mogłam spać w nocy i trochę po północy usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Wiem, że je zamknęłam przed położeniem się do łóżka, a jak się obróciłam to były uchylone.
- I co w związku z tym - odezwał się jako pierwszy Max z tej całej grupki.
- Daj dokończyć to się dowiesz. No więc, w szczelinie między drzwiami, a framugą zauważyłam przemykający cień. Więc zmieniłam się w mysz i poszłam za tym cieniem. Jak się okazało... - w tym momencie do kuchni weszła Melody.
- Mów dalej słyszałam początek - zachęciła do kontynuowania.
- Jak się okazało był to Samuel, poszedł do biblioteki i do kogoś zadzwonił...
- Serio? Ciekawe czemu przyszedł w nocy? O czym rozmawiali - teraz przerwał Bruno zasypując gradem pytań.
- Jak będziecie jej przerywać to się nie dowiecie - wtrąciła Mel. Podziękowałam jej skinieniem głowy i kontynuowałam.
- To pewnie on zajrzał do pokoju, bo gdy gadał przez telefon mówił, że śpię i jeszcze tamtą drugą osobę utwierdzał w tym, że na pewno tak jest. Później z kieszeni wyjął trzy małe torebeczki jakieś takiej wielkości - pokazałam mniej więcej jakiej były wielkości - każda była wypełniona do połowy, w jednej był czarny proszek, w drugiej jakieś żółte płatki kwiatowe, a w ostatniej lekko fioletowawy proszek. Mówił, że załatwił jeszcze 2 rodzaje jakiś żółty i lisi, cokolwiek to znaczy. Jeszcze gadał, że jakiś natychmiastowy zawsze ze sobą nosi. Poruszał też temat jakichś planów, ale nic na ich temat nie wspomniał. Rozłączył się i zaczął czegoś szukać na półkach w dziale z miksturami. To chyba wszystko.
- To i tak dużo, a teraz dzięki temu wiemy z czym się mierzymy - stwierdziła ze spokojem Melody i zaczęła odliczać - 3... 2... 1... pilnuj kanapek - w tym momencie weszła zaspana Sofia.
- Hej wszystkim - ziewnęła i zabrała mi kanapkę.
- Skąd wiedziałaś, że wejdzie, i że zabierze mi kanapke? - zapytałam z ciekawością.
- Potrafię przewidzieć nastepny ruch każdego kto jest w zasięgu mojego wzroku - wzruszyła ramionami.
- Dlatego jest najlepszą wojowniczką, nikt jej do tej pory nie pokonał. Nawet mi się nie udało - stwierdził Max.
- Niesamowite, a weź się zmierz ze mną - zaproponowałam.
- Sparingu dziś nie będzie - stanowczo stwierdził Bruno.
- Czemu - spojrzałam na niego zdziwiona jego stanowczością.
- A zagoiło ci się do końca? Bo raczej w to wątpię – powiedział, zdawało mi się, że z nutą zatroskania.

Wsumie to sama byłam ciekawa czy się zagoiło ponieważ, od dzisiejszego ranka nic mnie nie boli. Nawet zapomniałam, że cokolwiek było. Przeprosiłam wszystkich i udałam się do najbliższej łazienki. Zdjęłam z siebie koszulkę i rozwinęłam bandaż. Zerknęłam w miejsce gdzie powinna być rana. Nic tam nie było, dosłownie. Rana się zagoiła i nawet nie zostawiła po sobie blizny. Założyłam z powrotem koszulkę.

- Nieźle, całkiem spoko - powiedziałam do siebie.

Nawet nie wiesz jak, masz szybszą regenerację niż inne wilkolaki i w ogóle - powiedziała Sunni.
-

 Co sądzisz o tym co wczoraj słyszałyśmy? - zapytałam i wyszłam z łazienki kierując się jednocześnie do kuchni.
A co ja mam tu do sądzenia, typ ewidentnie chce nas zabić.
No cóż, będzie trzeba się pilnować i tyle - odpowiedziałam i weszłam do kuchni.
Zdecydowanie - i to było ostatnie co usłyszałam od Sunni, i też w tym momencie wszyscy na mnie spojrzeli.

- Po szramie nie ma ani śladu - stwierdziłam.
- Jak to, nie ma śladu? - popatrzyła na mnie ze zdziwieniem Sofia. Na dowód tego, że mówię prawdę, podwinęłam lekko koszulkę w miejscu gdzie wcześniej była rana - No, no, jesteś niezniszczalna siora - zaśmiała się.
- Jak to możliwe? - zapytał Bruno, a ja opuściłam koszulkę - Takie coś goiło by mi się minimum tydzień.
- Sunni mówiła, że mam szybsza regenerację od innych wilkołaków więc chyba nie jest źle.
- Jest bardzo dobrze - powiedziała Ambar wchodząc do kuchni i spojrzała na zegar - jest dopiero 13 i piękna pogoda, idźcie sobie na dworze posiedzieć. Tylko na obiad przyjdźcie, będzie gotowy na 15 - powiedziała to prawie wyganiając nas z kuchni i zaczęła robić sobie kawę.

Himera czy Wilkołak (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz