Rozdział 113: Podróż w nieznane

72 10 0
                                    

Po ponad godzinie drogi ujrzałam na horyzoncie miasto. W miarę zbliżania się w jego kierunku, coraz wyraźniej widziałam skalę zniszczenia. Przedmieścia były w ruinie. Dopiero w miarę zbliżania się do odgrodzonego centrum, znajdowało się coraz więcej ocalałych budynków.

- Ktoś tutaj mieszka? - spytałam.

- Nie. Przynajmniej nie oficjalnie. Słyszałam kiedyś, że na tych terenach ukrywają się grupy osób, ale nigdy ich nie widziałam.

- Madame Brielle mówiła, że pochodzi z okolicy. Czy ona i jej rodzina również mieszkali tu nielegalnie?

- Nie znam dokładnie faktów z jej życia ale wydaje mi się, że to możliwe.

Pociąg zaczął zwalniać. Coraz bardziej zbliżaliśmy się do muru oddzielającego odnowione centrum od zrujnowanej części miasta. Gdy byliśmy wystarczająco blisko na moment otworzyła się brama, pozwalająca przejechać nam na drugą stronę. Tam wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Nowoczesne budynki, ulice, chodniki, jeżdżące samochody, tłumy osób, głównie ludzi i elfów. Ta część miasta tętniła życiem.

Po kilku minutach zatrzymaliśmy się na stacji. Wysiadłyśmy z pociągu.

- Wiesz dokąd teraz iść?

- Tak. Musimy się dostać na lotnisko. To z drugiej strony miasta.

Blondynka rozejrzała się i zaczęłyśmy iść w kierunku wyjścia z dworca. Szłam tuż za nią. W pewnym momencie Bella zatrzymała się na środku chodnika i zajrzała do swojej torebki.

- Coś się stało? - zdziwiłam się.

- W pociągu przeglądałam jedną teczkę z dowodami i chyba jej nie mam.

- Że co!?

- No nie mam - zajrzała jeszcze raz do torebki.

- Bella... Zgubiłaś ją w pociągu?

- Nie wiem. Może przed? A chodź, sprawdzimy.

Zaczęła się cofać. Sytuacja była dla mnie nie do pojęcia. Szłam za nią i nie wierzyłam w to, co się stało. Jak ona mogła zgubić nasze dowody przeciwko Simone. Wiedziałam, że Bella jest zakręcona ale nie sądziłam, że aż tak. Miałam już wizję, że nie dotrzemy przez to na Radę, że spóźnimy się na samolot. Nie wiedziałam czy panikować, czy płakać. Tymczasem Arabella szła spokojnie z powrotem na peron, na którym wysiadałyśmy. Po dotarciu na miejsce nagle przyśpieszyła żeby po chwili podnieść z ziemi zgubioną teczkę. To, że ona tam była zdziwiło mnie jeszcze bardziej niż, że w ogóle ją zgubiła.

- Jak ty to zrobiłaś? Jakim cudem tu była?

- Musiała mi wypaść.

Schowała ją z powrotem do torebki.

- Bella... Nie wyjmuj już takich rzeczy w trakcie jazdy, bo znów ją zgubisz i przez ciebie spóźnimy się na samolot. Co, jakby się już nie znalazła? To jest zbyt ważne, żeby to stracić.

- Ja wiem, przepraszam za to.

Przez to wszystko miałyśmy mniej czasu, by dotrzeć na lotnisko. Bella złapała taksówkę, która następnie zawiozła nas w wyznaczone miejsce.

- Masz wszystko? - spytałam dla pewności, przed drzwiami do budynku.

- Tak, tak, już mam. Wszystko w porządku.

Weszłyśmy na lotnisko. Było tam więcej osób niż się spodziewałam. Żeby dotrzeć na samolot musiałyśmy przecisnąć się przez cały ten tłum. Szczęście, że Bella była już w tym miejscu i znała drogę. Sama na pewno nie dałabym sobie tutaj rady.
Odprawa przed lotem przebiegła bez zarzutów. Mogłyśmy już wsiadać do samolotu. Tutaj zaczęłam się bardziej stresować niż podczas jazdy pociągiem. Na szczęście była ze mną Bella. Zauważyła, że się denerwuję i pomogła mi się rozluźnić rozmawiając ze mną. Nim się obejrzałam, lecieliśmy już wysoko ponad ziemią. Ułożyłam się wygodnie i zamknęłam oczy. Było już późno w nocy. Obudziłam się dopiero po paru godzinach, gdy pilot samolotu ogłosił ostatnią godzinę lotu. Wyjrzałam wtedy za okno. Słońce powoli wstawało. Przelatywaliśmy właśnie nad górzystym terenem. Z daleka dostrzegłam też ogromny kanion. Był bardzo szeroki, głęboki i równy przez całą długość. Ciągnął się od horyzontu po horyzont.

Akademia KsiężniczekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz