CHAPTER 13

192 19 1
                                    

W nocy co chwilę się przebudzałem, budziły mnie różne rzeczy. Koszmary, temperatura raz zimna raz gorąca, położenie poduszki, normalnie szału dostawałem. Spojrzałem na zegarek, który pokazywał równo piątą. Uznałem, że nie ma sensu się kłaść z powrotem, skoro będę się wiercić jak jakiś robak w pajęczynie. Wstałem z łóżka aby ubrać się w normalne ciuchy, a następnie wyszedłem z mieszkania. Na podwórku nikogo nie było, bo nie ukrywając mało jest osób, które już od piątej "cieszą" się dniem. Zatrzymałem się na chwilę przy fontannie, która była obok parku. Jak ja kocham taką porę jak ta!
Nie ma ludzi, cisza, spokój, tylko piękne widoki bez słuchania napalonych nastolatków albo co gorsza dziadów. W takich chwilach mogę rozmyślać bez obaw, że przez przypadek oberwę rykoszetem bo odpłynąłem podczas, gdy inni tam się obkładali pięściami. Skorzystałem z faktu, że jestem sam i spojrzałem na moje blizny na rękach od strony łokci. Zawsze zastanawiało mnie, skąd się one tam wzięły. Każdą bliznę/rane pamiętam bardzo dokładnie... gdzie, jak i kiedy ją dostałem. Lecz tych z tyłu rąk, nie pamiętam nawet jeśli wyróżniają się kształtem i grubością od pozostałych........
Jedyne co pamiętam to to, że nie miałem ich w dzieciństwie ani kilka lat po nim. Patrzę na nie od trzech lub czterech lat, i za wszelką cenę próbuje sobie przypomnieć historie związaną z nimi. Jedyne co z tego wynika, to wielka migrena a na końcu totalna ignorancja tego, żeby za parę dni znowu powrócić do tematu. Więc tak to się ciągnie w nieskończoność, bez nowych potrzebnych informacji.

- Tak właściwie, to ile ja już tak rozmyślam?- wyjąłem komórkę z kieszeni od dresów a następnie spojrzałem na godzinę. Piąta zamieniła się w pół do dziesiątej.
- I zrozum ten czas? Ja cię nie mogę.-  powiedziałem szeptem sam do siebie, wstałem na nogi aby pokręcić się dalej bez celu po mieście.

Ludzie, gdzie ja nie spojrzę to wszędzie ludzie. Tam, tam, tam i jeszcze tu!
Mój czas się skończył, teraz muszę jakoś przetrwać tą plagę a może dam radę znaleźć puste miejsce. Tylko dla mnie.
Po dwudziestu minutach szukania, znalazłem je.

Kolejne piękne miejsce w Tokyo. Widać drzewa brzoskwini, których różowe płatki opadają co chwilę na dół na znak, że jest już jesień. Zagłębiałem się w to miejsce bardziej, bo wydawało się tym jedynym aż do czasu kiedy dostrzegłem go. Bajiego Keisuke.
- Cholera.- krzyknąłem lekko do siebie a następnie szybko schowałem się za drzewem aby się o nie oprzeć. Popatrzyłem lekko i dyskretnie przez ramie, aby nie zostać zauważonym. Czarnowłosy chłopak wydawał się być zajęty samym sobą, spał pod drzewem obok rzeki. Skoro mnie nie zobaczył, to mogę go zignorować i skorzystać, że jest cisza. Nagle poczułem jak ktoś siada koło mnie spojrzałem w prawo, żeby nawiązać kontakt wzrokowy z brązowymi oczami. Cholera.
- Też szukałeś spokojnego miejsca?- zapytał przeciągając się, następnie położył swoje ręce za głowę z zamkniętymi oczami, czekając na odpowiedź. Ja tylko przytaknąłem, nie wgłębiając się w temat. Nie wiem jak mam z nim rozmawiać, przecież jest w innym gangu z którym będę się tłukł 31 października.
- Wiesz.....to, że jestem w innym gangu nie oznacza, że musimy siebie nienawidzić.- powiedział cicho pod nosem nadal nie zmieniając swojej pozycji.
- Szkoda, że nie powiedziałeś tego zanim ciebie zjebałem i, zanim pobiłeś Chifuyu. Bo to w końcu z nim się przyjaźnisz, nie?- na moją odpowiedź zmarszczył brwi i otworzył jedno oko, aby na mnie spojrzeć.
- Nie, wkurwiaj mnie.- powiedział unosząc jeden palec na znak groźby.
- Ależ, broń Boże!-  machnąłem ręką, "odpychając" jego agresję. Zostaliśmy w tych samych pozycjach przez chwilę, a potem zaczęliśmy podśmiechiwać.
- Piękna rozmowa.- skomentował Baji, który nadal śmiał się z tej konwersacji. Nie ukrywam, trochę to było śmieszne.
- Ale to nie zmienia faktu, że jesteś u mnie spalony już na starcie za to, że ten gówniarz ucierpiał.- tym razem mój ton głosu był już poważny. Powodując, że brunet koło mnie wywrócił oczami.
- Weź, przestań! Naprawdę myślisz, że pobiłbym swojego najlepszego przyjaciela bez powodu?- zapytał mnie oburzony a ja tylko ruszyłem ramionami na znak, że nie wiem. Bo taka prawda, nie znam go i nie wiem do czego byłby zdolny. Chociaż po jego charakterze i wyglądzie mogę stwierdzić, że od skali zabójstwa aż do podpalenia pół wiochy....
- Dobra, bo widzę, że mi nie odpuścisz. Zrobiłem to bo chce się pozbyć Kisakiego z gangu.- przyznał się brązowooki nastolatek. Wcześniej nie chciałem o tym myśleć, ponieważ byłem wkurzony ale jak tak teraz wszystko sobie poukładam w głowie. To ma sens, dzięki temu Baji może dowiedzieć się czegoś o tym okularniku. Moje marzenie o pomachaniu na pożegnanie Kisakiemu będzie spełnione, jeśli ten plan się uda!
- Kiedy Mikey wpuścił go do gangu, miałem ochotę rozwalić pół miasta tak szczerze. Ale z tego co zauważyłem, to ty też nie byłeś i nadal nie jesteś zadowolony z tego faktu.- na komentarz przypomniałem sobie, jakim wzrokiem patrzył na mnie i na Takemitchi'ego kiedy pierwszy raz nas zobaczył. Zrobiło mi się nie dobrze jak o tym pomyślałem.
- Coś mi się w nim nie podoba, czuć od niego manipulacje z kilometra. Poza tym nienawidzę wzroku, w jakim się na mnie patrzy. - odrazu po odpowiedzi zacząłem pocierać zębami o zęby. Pierwsza osoba w moim życiu, która sprawia u mnie takie negatywne emocje.
- Też to zobaczyłem.- przytaknął Baji, który w tej chwili patrzył już na mnie a ja na niego.

Skończyło się na tym, że gadaliśmy bez przerwy. Moje podejrzenia co do jego możliwości się sprawdziły. Kiedy opowiadał o palących się autach z jego winy bo był głodny, na tą opowieść lekko się uśmiechnąłem......
Sam nie wiem dlaczego?
Poprostu czułem, jakby to było też w moim stylu. Po śmiesznych temat znowu powróciliśmy do poważnych, związane z Kisakim Tetta. Baji chce go powalić podczas bitwy, a ja chętnie mu w tym pomogę. Nie obchodzi mnie co pomyśli Mikey nie chciałem być w Toman, także nic nie stracę jak mnie wyjebie na zbity pysk. Nie jestem po niczyjej stronie, robie to co mi się podoba i na co mam chęć, nikt nie będzie mi rozkazywał. Szczególnie żadna farbowana, obrzydliwa, manipulacyjna, jebana podróba Harrego Potte-

Poczułem ciężar na moim ramieniu, który sprawił że przestałem swój monolog. Spojrzałem w prawo i zobaczyłem Bajiego, który zasnął oparty o mnie.
W tej chwili czas się u mnie zatrzymał, co ja miałem zrobić?
Zrzucić go z siebie od tak? Byłoby to bardzo niezręczne uczucie, gdyby przebudził się podczas tego procesu.

- Kurwa, stary nie rób mi tego. Jakie to niezręcznę...- wymruczałem pod nosem przejeżdżając ręką po twarzy z zażenowania. Niby to nic takiego, dla normalnego człowieka byłoby to miłe. Ale nie dla mnie. Próbowałem jakoś uwolnić się z tej "pułapki", ale nic z tego. Prędzej świnie zaczną spadać z nieba niż się uwolnię.

Ale byłyby jaja, jakby Kisaki teraz spadł z nieba.

Wziąłem Bajiego na plecy i zadzwoniłem do Chifuyu aby do nas przyszedł, ale żeby mi przedewszystkim pomógł.
- Jak to się w ogóle stało, że byliście tam razem?- to pytanie trochę mnie zaskoczyło, jakby ja sam nie wiem. Poprostu się stało i tyle.
- Szukałem spokojnego miejsca. No a, że on tam był, tak się jakoś złożyło, że dogadaliśmy się. No i co więcej mówić.- powiedziałem najprościej jak potrafię, aby nie rozgadać się. Bo nie chciałem przez przypadek palnąć na temat planu Bajiego i mojej współpracy z nim. Dostrzegłem kątem oka, że blondyn miał dziwną minę i patrzył się smutno na ziemię, po tym jak mruknął na moją odpowiedź. Nie wiedziałem co mam w takiej sytuacji zrobić, dlatego zapytałem czy daleko jeszcze do domu czarnowłosego. Bo nie ukrywam, trochę ciężko się go niesie na plecach.

Na miejscu zadzwoniłem do drzwi, które otworzyła po czasie kobieta. Która była bardzo podobna do nastolatka, którego niosłem. To była zmartwiona mama Bajiego.
- Matko Boska! Czy Baji znowu wdał się w jakąś bójkę!?- zapytała zaniepokojona, ale także wkurzona. A ja odpowiedziałem szybko, żeby ją uspokoić.
- Nie, nie, proszę pani! Proszę się nie martwić, poprostu pani syn zasnął z przemęczenia. A, że nie chciałem go budzić to go tutaj zaniosłem z Chifuyu.- po mojej wypowiedzi zauważyłem, że kobieta się uspokoiła. Przedstawiłem się jej a ona wydała zaskoczony dźwięk, następnie uśmiechnęła się przyjaźnie. Mówiła, że Chifuyu i Baji dużo o mnie gadali bo jestem u nastolatków "sławny". No nie powiem, trochę gęba mi opadła jak to usłyszałem. Chifuyu zaczął się śmiać aby odwrócić moją uwagę od wypowiedzianych słów. Ja zaniosłem czarnowłosego do jego pokoju, który wskazała pani Keisuke, która miała na imię Ryoko. Przykryłem go delikatnie kołdrą i wyszedłem po pożegnaniu ze wszystkimi z ich mieszkania.

_________________________
Następny chapter będzie już o bitwie 😁

Miłego dnia/nocy życzę!

Tokyo Revengers x male ocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz