6. 𝐖𝐙𝐋𝐎𝐓𝐘 𝐈 𝐔𝐏𝐀𝐃𝐊𝐈

336 32 1
                                    

W wieczornym spotkaniu nauczycieli z profesor McGonagall uczestniczyli wszyscy, nawet Sybilla Trelawney i Hagrid. Tym razem Evelynn słuchała uważnie, aby zapamiętać każde imię i nazwisko.

— Jak zapewne się domyślacie zebrałam was tutaj celem poruszenia ważnych kwestii. Pierwsza tyczy się waszych programów nauczania. Wybraliście już któreś z dostępnych?

— W zasadzie, pani dyrektor — odezwała się Imelda, siostra bliźniaczka Rodryka, opiekunka Gryfonów, nauczycielka starożytnych run — to ja napisałam swój własny. Podobnie jak Averill.

Averill Webley, nauczyciel Mugoloznawstwa i pomocnik Pomony Sprout, kiwnął głową.

— Dokładnie. I chciałbym wiedzieć co pani dyrektor o tym sądzi.

— Dobrze, ktoś jeszcze napisał swój plan? Blythe, Rodryk, Evelynn?

Blythe Fawcett, nowa prawa ręka profesora Flitwicka pokręciła głową, wskazując kciukiem na swojego mentora.

— Filius zgodził się udzielić mi swojego planu.

W tamtym momencie O'Hara bardziej przyjrzała się kobiecie. Wcześniej nie zwróciła uwagi na jej włosy, bo na uczcie były wysoko upięte i schowane pod kapeluszem.
Miała dredy, każdy innego koloru. Dodatkowo te zdawały się zmieniać nonstop.

Wprawiało to-konserwatywną w kwestii kolorów Eve- w niemały dysonans. Ciemnowłosa nie tylko nie lubiła bowiem jaskrawych barw, ale także w ogóle nie lubiła ich zbyt dużo. Wystarczyły jej czerń, biel, granat, zieleń i srebro. No i czasem brąz jak już w ogóle nie miała wyjścia.

O'Hara wymieniła z Fawcett spojrzenia, bawiąc się przy tym końcówką swoich włosów, które teraz miała związane w warkocza. Obie parsknęły śmiechem

— Wybacz Blythe, właśnie zauważyłam jak u mnie ubogo w porównaniu do ciebie.

— Monochromatycznie, nie ubogo.

— Moje drogie, na plotki możecie sobie pójść do Trzech Mioteł, albo lepiej Pod Świński Łeb. — Wtrąciła McGonagall i obie panie zamilkły. — W takim razie rozumiem, że podejmiecie się realizacji już istniejących planów, tak? Czyichś czy jakiś dostarczonych przez szkołę?

— Ja wybrałem numer trzeci — wyjaśnił Rodryk, a McGonagall spojrzała na Eve.

— Profesor O'Hara zrealizuje mój plan — wtrącił Severus, chcąc czy nie, ratując Evelynn z opresji.

Nie żeby kobieta chciała realizować domyślne plany szkolne. To, co wymyślił Snape na pewno było więcej warte, patrząc na jego zdolności i wiedzę.

Nie wszyscy najwyraźniej podzielali jej opinię, bowiem większość starej kadry spojrzała na opiekunów Slytherinu z niemałym niepokojem. Zwłaszcza Sybilla.

— A skoro już przy was jesteśmy, Slytherin potrzebuje nowej drużyny Quidditcha. Zorganizujcie nabór. Macie dwa tygodnie. Najpóźniej tego czternastego dnia od dzisiaj dajcie mi listę... Evelynn nie wyglądasz na przekonaną. O co chodzi?

— Pani dyrektor, jak nikt inny wie, że nie znam się na Quidditchu.

Pozostali, za wyjątkiem Severusa, spojrzeli na zielonooką z zaskoczeniem.

— Ale przecież... wszyscy znają się na Quidditchu — To powiedział nie kto inny jak pani Hooch, nauczycielka latania na miotle.

— Rolando, mieszkamy w Wielkiej Brytanii, więc idąc tą logiką wszyscy powinniśmy znać zasady krykieta — powiedział Snape, na co Eve mało śmiechem nie parsknęła.

— Severusie... — kontynuowała Hooch.

— Jak również i polo.

— No dobra, dobra, dajże już spokój.

𝑨𝑴𝑶𝑹 𝑽𝑰𝑵𝑪𝑰𝑻 𝑶𝑴𝑵𝑰𝑨 |𝑯𝑷 𝑭𝑭|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz