81. 𝐈𝐆𝐑𝐀𝐍𝐈𝐄 𝐙 𝐎𝐆𝐍𝐈𝐄𝐌

138 16 0
                                    

UWAGA

Helloł der^^

Powróciłam! Mam wakacje, sesja skończonani wszyscy na roku oczekujemy tylko wyników jednego egzaminu. Więc... whatever, zdane czy nie zdane- i tak są wakacje XD.

Dzisiaj dostaniecie 3 rozdziały i... cóż, naprawdę zbliżamy się już do końca tej książki.

Prawdopodobnie w przyszłym tygodniu dostaniecie już ostatnie rozdziały oraz epilog. Nie koniecznie jednego dnia, wszak ostateczne domknięcie osiemdziesięciu kilku rozdziałów- które miały być siedemdziesięcioma pięcioma, ale musiałam rozciągnąć fabułę, żeby to sens miało XD- trochę zajmuje.

Ale, do meritum:

Ten rozdział jest jednym z tych, których temat w poruszałam w pierwszej sekcji Od Autorki.  Zawiera opisy aktów przemocy i jej skutków.

Nie polecam czytania go jeśli nie czujesz się na siłach, bądź takie tematy są dla Ciebie( teraz lub zawsze) trudne.

Dark_Mochi się odmeldowuje

--------------------------------------------------------------

Evelynn była bardzo zdziwiona, kiedy- zaraz po tym jak ledwo podniosła się do pionu- woda, która wcześniej sięgała jej do pół łydki po prostu wyparowała. 
Nie miała pojęcia co właśnie się wydarzyło, ale obawiała się, że ktokolwiek to zaklęcie rzucił zaraz ją dopadnie. Zaczekała dosłownie kilka sekund, ale nic podejrzanego się nie wydarzyło.

Zewsząd dochodziły do niej odgłosy walki i wrzasków, a potem nagle usłyszała głośny łomot, jakby co najmniej runęła cała ściana. Kobieta rzuciła się pędem korytarzem, żeby dobiec na parter, a potem dalej. Po drodze mijała masę świeczników ściennych oraz zbroi i pomników.

I wtedy sobie coś przypomniała.

Wymacała swoją różdżkę, odtworzyła w głowie- a potem w powietrzu- odpowiedni ruch, mówiąc na głos formułkę Piertotum Locomotor.

Naraz zadrżały ściany i podłoga, a wszystko co na ścianach i suficie zakolebotało się dziko, zwalając na podłoże stertę zmokłego, syfiastego pyłu i kurzu, a nawet i glonów. W końcu wszystko to, co jezioro przyniosło musiało gdzieś spłynąć.

Evie była święcie przekonana, że zaklęcie jej nie poszło, a te wstrząsy to efekt czegoś ponad jej głową. Ewentualnie- zaklęcie mogło jej pójść źle i wstrząsnęła ścianami.
Później przypomniała sobie, co mówił Albus Dumbledore. Że jest potężną czarownicą.
Przeklęta ironia.

Chwilę potem wszystkie zbroje i posągi odwróciły się przodem do kobiety, a ta zaniemówiła.

Czekały.

Albus miał rację, no jasna cholera.

Ciemnowłosa spojrzała na bronie ruchomych zbroi- kopie, lance i miecze- a potem na maczugi czy inne "rzeczy obuchowe" posągów.

Nagle do głowy przyszedł jej szatański pomysł, który mógł mieć rację bytu.
Nie potrzebujesz różdżki, Evelynn O'Hara.
Evie sięgnęła do płonącego świecznika i, skupiając się najbardziej jak mogła, wzięła ogień w dłoń.

Całą garść ognia.

Brunetka rzuciła różdżką zaklęcie wzmacniające  na płomień i skupiła się, żeby więcej "wewnętrznej swojej magii" mu przekazać, nawet jeśli brzmiało to dla niej absurdalnie. Ogień zrobił się na ułamek sekundy niebieski,  a potem nabrał formy przypominającej to, co wychodzi z fontanny tortowej. Kobieta schowała różdżkę i przerzuciła płomień z ręki do ręki, jakby był piłeczką, a potem przebiegła się środkiem korytarza, między obydowana rzędami potencjalnych "żołnierzy". Ogień zatańczył na powierzchni tychże i przeskoczył na ich bronie, które naraz stanęły w płomieniach.

𝑨𝑴𝑶𝑹 𝑽𝑰𝑵𝑪𝑰𝑻 𝑶𝑴𝑵𝑰𝑨 |𝑯𝑷 𝑭𝑭|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz