𝐄𝐏𝐈𝐋𝐎𝐆

437 18 12
                                    

𝐏𝐈ĘĆ 𝐋𝐀𝐓 𝐏ÓŹ𝐍𝐈𝐄𝐉

Rok szkolny dwa tysiące cztery na dwa tysiące pięć trwał sobie w najlepsze i na spokojnie.

I nie zmieniło tego nawet kopanie w drzwi pokoju nauczycielskiego.

Imelda Spauldling otworzyła drzwi, ale na wysokości jej wzroku nikogo nie było.

— Ciocia, tu — usłyszała jasnowłosa i spojrzała w dół. Czarnowłosy chłopiec z jadowicie zielonymi oczami patrzył się na nią.

— O, cześć — Kobieta od razu się rozczuliła, a potem sobie coś uświadomiła. — Gdzie twoja mama?

— Na dole z babcią. Mama teraz chodzi wolno jak żółwik. Tak jak babcia. A ja jestem szybki. Szybki jak... jak Błyskawica.

— A kto cię tutaj przyniósł?

— Nikt — oburzył się chłopczyk — sam przyszedłem.

— Ja go przyniosłam — Zza rogu wychyliła się Blair Snape. Wyglądała wyjątkowo specyficznie w wysokich gumowcach, ogrodniczkach i w jednej rękawicy na kształt tej kuchennej. — bo potem idziemy zobaczyć zwierzaki. Mama musi sobie trochę odsapnąć. — To ostatnie dodała szeptem do Imeldy, która przytaknęła ze zrozumieniem, a potem przykucnęła, żeby zrównać się wzrokiem z chłopcem.

— I pewnie chcesz się przywitać z tatusiem? — zapytała.

— Tak! — zawołał chłopiec entuzjastycznie, więc kobieta wpuściła go do środka, prosząc, żeby był ostrożny.

Chwilę później, Severus Snape, który rozmawiał akurat z Rodrykiem przy drugim końcu pokoju, nagle poczuł, że coś mu się łapie nogi. Momentalnie zerknął w dół.

— Rany boskie, Gideon — powiedział, biorąc dziecko na ręce — Co ty tu robisz?

— Przyszedłem cię odwiedzić, tatusiu. Cieszysz się?

— Oczywiście, że się cieszę, ale jak tu trafiłeś? Gdzie twoja mama?

— Mama jest na dole z babcią — wyjaśniła Blair, podchodząc bliżej — a ja obiecałam małemu, że pójdziemy zobaczyć zwierzaki.

— Ty nie masz teraz lekcji? — Severus zmarszczył brwi.

— Zamieniłam się z profesor Grubbly- Plank. Jak mój brat chce zobaczyć zwierzaki- to zobaczy zwierzaki.

— To nie jest do końca profesjonalne...

— Tak, jak wilkołaki na zajęciach — Dziewiętnastolatka sięgnęła po Gideona — Chodź, idziemy.

— Nie! — Chłopiec mało nie wlazł Severusowi na głowę, a do tego owinął się ramionami wokół niego jak wąż boa. — Ja zostanę z tatusiem!

Rodryk parsknął śmiechem.

— O Jezu — powiedział — dobry jest...

— O, cześć wujek — Gideon nagle zauważył blondyna. — Nie widziałem cię.

— No wiadomo, ja jestem łatwy do przeoczenia — Spauldling zachichotał — Jak masz tatusia.

— Tak — Chłopczyk ani myślał puścić Severusa. — mój tatuś jest najfajniejszy.

— To też jest mój tatuś — przypomniała Blair.

— Poważnie?

— Tak.

— To dlaczego mówisz na niego "tata"?

Dorośli parsknęli śmiechem, a do pomieszczenia wszedł William Aldrich.

𝑨𝑴𝑶𝑹 𝑽𝑰𝑵𝑪𝑰𝑻 𝑶𝑴𝑵𝑰𝑨 |𝑯𝑷 𝑭𝑭|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz