W pierwszy weekend w Hogwarcie, Evelynn pozwoliła Blair i jej koleżankom zostać w swojej kwaterze nauczycielskiej na noc, żeby mogły sobie w spokoju popracować nad uprzężą dla hipogryfa, bez ryzyka, że staną się obiektem kpin.Bo w końcu kto to widział współpracę Ślizgononek z Gryfonką. Obecność Hazel aż tak się z pozostałymi nie gryzła i w oczy nie rzucała.
Podczas, gdy Eve sprzątała łazienkę- co robiła ręcznie z przyzwyczajenia, a nie za pomocą zaklęć- dziewczęta siedziały w części salonowej kwatery, na dywanie. Właśnie były w trakcie rysowania zszywania ze sobą- za pomocą przenośnej maszyny profesor O'Hara, zasilanej na baterię bez konieczności podpięcia do prądu- różnokolorowych, skórzanych pasów, a także dobieraniem klamer, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
— Wyłącz — Blair zwróciła się do Lotty a ta posłusznie nacisnęła przycisk na maszynie i wypięła baterię, żeby nie zużywała niepotrzebnie energii. — Zrobimy przerwę, nakarmimy zwierzaki i może wezmę ciastka od mamy... Ale kogo tu niesie, u licha?
Dziewczyna podeszła do drzwi, przekręciła klucz w zamku- bo było zamknięte od wewnątrz- po czym otworzyła je. Najpierw trochę, a potem na oścież, kiedy zobaczyła kto za nimi stoi.
— Dzień dobry, panie profesorze — powiedziała, a naraz z tyłu zrobiło się zamieszanie. Coś się przewróciło, coś brzdękło jakby talerze o siebie uderzyły, coś skrzypnęło piskliwie i Merlot zamiałczał dziko.
A chwilę potem zza drzwi wychyliły się jeszcze trzy ludzkie głowy. Kolejno Scarlett, Hazel i Lotta oraz cztery zwierzęce łby: kota, dwóch szczurów i fretki.
Więc w sumie na przybysza spojrzało osiem par oczu.
— Dzień dobry, profesorze Snape — powiedziały chórem, dziewczyny odwiedzające Blair. Sama Gryfonka jedynie wywróciła na nie oczami.
— Mogę jakoś pomóc? — spytała trzynastolatka, a ciemnowłosy otaksował całe zgromadzenie wzrokiem.
— Co wy tu najlepszego wyrabiacie? — zapytał, a Charlotta odezwała się jako pierwsza:
— Nic niezgodnego z regulaminem szkoły, przysięgam.
— Przyniosłem coś dla twojej matki. Mogę jej to zostawić? — Severus zwrócił się do Blair i wskazał na wypchaną teczkę, jaką trzymał w ręce, a następnie jeszcze raz otaksował wzrokiem swoje uczennice.
— Zamierzacie się stąd ruszyć przed zachodem słońca? — zapytał, a wtedy wszystkie dziewczęta pospiesznie się cofnęły.
Blair wpuściła mężczyzna do środka, a on rozejrzał się dookoła. Dawno nic go w tym zamku nie zdumiało tak bardzo jak kwatera mieszkalna profesor O'Hara.
Kobieta wydzieliła sobie przedpokój, wieszając zasłonę na haku, zamontowanym u szczytu łukowatego sklepienia tej części pomieszczenia. Zrobiła to za pomocą jakiejś, przukrzonej, bordowej zasłony. W tej małej przestrzeni upchnęła wysoki wieszak na ubrania, kosz na parasole, szafkę na buty i półkę, na której walały się klucze.
Kiedy się już przez ten przedsionek przedarło, zaczynała się właściwa część kwatery. Po obu stronach przymocowano lub ustawiono szafki kuchenne z czego na jednej stał ręczny młynek do kawy i worek tejże. Taki jak z hurtowni- pięciokilowy. Wyraźnie zakupiony w mugolskim sklepie.
Podobnie zresztą jak jedzenie walające się po blatach. Były to głównie słodycze w słoikach, czy makaron w paczkach, a pod samą ścianą zaraz obok suszarki na naczynia stały dwie zgrzewki wody butelkowanej ułożone jedna na drugiej z czego ta wyżej była napoczęta.Mugolska woda butelkowana.
Również mugolskie były paczkowane przyprawy wrzucone do materiałowych kieszeni, zszytych razem za pomocą jednego pasa tkaniny. Całość zawieszono na ścianie. Co ciekawe, w tej kwaterze więcej rzeczy wskazywało, że właścicielka gotuje sobie sama posiłki. Choćby coś czego nie szło przegapić czyli palenisko z rożnem i z wylotem pociągniętym pod sufitem do okna. A na palenisku wisiał właśnie parujący czajnik.
CZYTASZ
𝑨𝑴𝑶𝑹 𝑽𝑰𝑵𝑪𝑰𝑻 𝑶𝑴𝑵𝑰𝑨 |𝑯𝑷 𝑭𝑭|
Fanfiction- Przecież obiecałaś to Albusowi. Młodsza z kobiet struchlała. - Nie, nie, nie. - pokręciła głową - Nic mu nie obiecałam. Nagle do niej coś dotarło. Spojrzała na Minerwę z przerażeniem. - Nie. Nie zrobiłby tego. - rzekła z niedowierzaniem. - Zrobi...