35. 𝐍𝐀 Ś𝐖𝐈𝐄𝐂𝐙𝐍𝐈𝐊𝐔

238 24 0
                                    

Ostatni dzień pobytu w domu Gail O'Hara, pierwszy stycznia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego dziewiątego- minął już całkowicie spokojnie, a jego popołudnie- na oglądaniu "Kevina Samego w Domu".

Oczywiście, podczas gdy młodsze dzieciaki uradowane wykrzykiwały raz po raz, że bandziory mają za swoje przez pułapki młodego bohatera filmu, Blair zerkała na ekran sporadycznie, kończąc jedno z wypracowań do szkoły.
Pisała je długopisem, co Severusowi średnio się podobało, ale jaku powiedziała, że woli nie ryzykować zalania białego obrusu Giddy zawartością kałamarza to jakoś to przemilczał. Rzucił tylko "To pracuj sobie, pracuj." a potem musiał się już oganiać od Winstona i Cyry. Mała sówka siadła brunetowi na głowę, a pies chciał się do niej dobrać.

Czego natomiast Severus Snape przemilczeć nie mógł to idotyzmu produkcji z kasety VHS, więc co i rusz mamrotał pod nosem:

— Przecież jakby on naprawdę dostał żelazkiem w głowę to już by było po nim. O, a ten upadek ze schodów, to samo. Przecież rąbnął potylicą o beton. Klamki się nie da tak nagrzać. A jeśli już, to mu to powinno stopić rękę z klamką w jedno. Ile? Jak można przeżyć tyle cegieł, zrzuconych z takiej wysokości na twarz? To absurd. Czy ten idiota naprawdę nie widział, że ma tuż pod nosem dziurę w podłodze? I właśnie dlatego dzieci nie powinny mieć dostępu do broni.

Evelynn odczuwała niezmierną radość z tego ględzenia.

Ta noc nie była tak ciężka, jak ta ostatnia, podczas której jej przyjaciel źle się czuł, ale do najlżejszych też nie należała. Takie zachowanie ze strony Severusa mogło znaczyć, że czuł się lepiej.

Mogło, bo kto go wiedział? Najbardziej chroniony umysł w świecie czarodziejów, umysł, którego nie rozszyfrował nawet Lord Voldemort.

— Jak można się było nie uchylić? Puszka farby, świetnie co jeszcze? Fortepian mu na głowę zwalcie. A ten co? Rusz się, do licha, nie stój jak ten imbecyl, przecież widzisz, że ci się czapka pali, zrzuć ją sobie z tego durnego łba.

Takie słowa usłyszała Evie, kiedy wróciła z kuchni niosąc część napełnionych kawą kubków na strych. Zaraz za nią szła Gail. Evie postawiła kubki, gdzie trzeba, na końcu został jej, jej własny oraz Severusa- przy czym ten ostatni podała mężczyźnie obejmując go ramieniem i cmokając w policzek.

Zdumiony czarnowłosy spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami. Miał nieodgadnione spojrzenie.

— Gderaj sobie, gderaj  — zielonooka parsknęła śmiechem i wskazała palcem na pozostawioną na lampie, świąteczną dekorację — Jemioła. — dodała Evie, po czym siadła na kanapie obok bruneta i jak gdyby nigdy nic zaczęła pić swoją kawę.

A Severus Snape po prostu śmiał się w duchu z pokerową twarzą na zewnątrz.

— Przepraszam? — powiedziała nagle Blair, podsuwając ciemnowłosemu swój akrkusz pergaminu. — Mógłby pan na to zerknąć?

— Pan? — Arnie odwrócił głowę, a jego brat chwilę później zrobił to samo.

— Pan? — dopytał Rowan — To w końcu pan czy profesor?

— Pan profesor — wyjaśniła Blair.

— Za dużo tego. Wujek lepsze.

— Ej, przymknąć się, my tu oglądamy — rzuciła Edelina, a Derek posłał w stronę chłopców poduszkę. Arnie ją zaraz odrzucił.

— Ejże, bo babci szkła rozbijecie! — krzyknęła Delia.

— Te, patrzcie na te bandyty, zaraz go dorwą! — Janessa wskazała na ekran.

𝑨𝑴𝑶𝑹 𝑽𝑰𝑵𝑪𝑰𝑻 𝑶𝑴𝑵𝑰𝑨 |𝑯𝑷 𝑭𝑭|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz