23. 𝐖𝐈𝐙𝐘𝐓𝐀 𝐖 𝐇𝐎𝐆𝐒𝐌𝐄𝐀𝐃𝐄

245 25 1
                                    

Severus Snape był...

No, właściwie sam nie wiedział co.

Cała sytuacja z profesor O'Hara sprawiła, że miał w swojej dotychczas skrupulatnie poukładanej głowie istny kocioł myśli. I w większości pozytywnych. To wbrew pozorom było straszne. Nie był przyzwyczajony do pozytywnych myśli. Wyprowadzały go z chłodnej równowagi. Były niebezpieczne. Ilekroć ktoś do niego pałał właśnie nimi to z reguły okazywało się to fałszem, albo nie dawało rady przetrwać trudów.

Natomiast ilekroć sytuacja była odwrócona i to on zaczynał mieć takie odczucia to zawsze kończył na lodzie, zdradzony, wykorzystywany.

Wyrzucony jak ostatni śmieć.

Nie potrafił jak każdy cieszyć się z tego, że intencje profesor O'Hara zdawały się być czyste. Nie. One były czyste. Przecież czytał jej umysł. Więc co mu zostało? Czekać aż mu jakiś numer wywinie?

Poza tym musiał sobie co innego poukładać.

Nazwała go przyjacielem. Naprawdę, całkiem szczerze uznawała go za swojego przyjaciela, a argumenty jakie przytoczyła sprawiły, że nie mógł się z tym nie zgodzić. Faktycznie rzucił wszystko i poleciał pomóc zarówno młodszej, jak i starszej pani O'Hara. Nie dało się ukryć, że stały mu się bliskie. Przerażająco szybko, przerażająco bliskie.

Severus Snape był przerażony tym, że po raz pierwszy od lat naprawdę znów miał przyjaciółkę.

Był tym tak przerażony, że...

Uderzenie śnieżką wyrwało go z zamyślenia. Napadało w nocy z soboty na niedzielę, a że mróz trzymał to i śnieg leżał. Więc młodzież mimo tego, że był to ostatni dzień wolny, ostatnia szansa aby się wyspać, to zerwała się z samego rańca, śniadanie wciągnęła w kilkanaście minut i poszła na zewnątrz, aby korzystać ze śniegu. Na zewnątrz więc się od nich roiło jak mrówek.

Trochę to było logiczne więc, że- czekając na godzinę zbiórki przed wyjściem do Hogsmeade- może oberwać od kogoś śnieżką. Ledwie w ramię oberwał, a już się rozległy wrzaski. Wrzaski autorstwa tej osoby, której się akurat spodziewał.

- Rany boskie, trafiłam profesora Snape'a! - wydarła się Lotta Abott - W nogi!

Wyrwany z zamyślenia mężczyzna rychło spostrzegł, jak blisko tak naprawdę się nastolatki znajdowały. Zdołał capnąć Abott za kaptur zimowej kurtki, a te przez chwilę przebierała nogami w miejscu. Nieodłączna Scarlett Eccleston przyglądała się jej w bezpiecznej odległości. Prawie cała reszta Ślizgonów, głównie pierwszorocznych, uciekła. Pozostał tylko William Aldrich.
Lotta uśmiechnęła się szeroko do nauczyciela, który obdarzył ją spojrzeniem raczej z kategorii "spode łba".

- Jak bardzo mam przechlapane? - spytała nastolatka. Cóż trzeba jej było przyznać, że trafiła profesora przypadkiem, więc ten nie był pewien ile i czy w ogóle powinien jej odjąć punkty.

- Minus pięć punktów - powiedział w końcu - chyba, że przeprosisz.

- Przepraszam, nie celowałam w ramię.

Mężczyzna zdębiał.

- Minus pięć punktów i zjeżdżaj - prychnął i puścił ją, a dziewczyna życzyła mu miłego dnia i pobiegła do Scarlett po czym nastolatki odbiegły gdzieś z Williamem.

Nagle rozległ się krzyk. Krzyk Hazel Benbow.

- Z DROGI! - wydarła się Krukonka, zjeżdżając na sankach wraz z Blair O'Hara, z pagórka za plecami Severusa.

Mężczyzna ledwo odskoczył na bok, a dziewczyny na sankach zakręciły się jeszcze kilkakrotnie zanim wyhamowały, śmiejąc się wniebogłosy.

Na widok miny profesora zamilkły.

𝑨𝑴𝑶𝑹 𝑽𝑰𝑵𝑪𝑰𝑻 𝑶𝑴𝑵𝑰𝑨 |𝑯𝑷 𝑭𝑭|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz