Choć rodzinne miasto Severusa Snape'a- Cokeworth, było duże i leżało gdzieś w środkowej części Wielkiej Brytanii, Eve kojarzyło się bardzo z Anstruther. Brudne, zaniedbane i że śmierdzącą wodą.
Tylko, że nad Anstruther niebo było, poza czasami sztormów, przejrzyste i piękne, a powietrzem aż się chciało głęboko oddychać.
Nad Cokeworth rozciągała się natomiast czapa pofabrycznego smogu, a wjeżdżając do miasta widać było szarą kreskę oddzielająca powietrzną strefę miasta od reszty.
Tym razem, ciemnowłosi nie jechali na miejsce pociągiem tylko samochodem. Eve miała prawo jazdy, a w Londynie szybko udało jej się za cztery tysiące funtów w gotówce kupić czarną Hondę Civic. Nie wyobrażała sobie tłuc się z Severusem tak daleko innym środkiem transportu. Zwłaszcza, że po drodze kupili mnóstwo środków czyszczących i innych szpargałów jak choćby świeża pościel czy nowe zasłony. Portfele zrobiły im się znacząco lżejsze jeśli chodziło o mugolskie pieniądze. Gdyby nie fakt, że się podzielili kosztami na pół to Eve straciłaby prawie wszystkie oszczędności. Jakieś siedemdziesiąt procent na pewno.
Do miasta pojechali już następnego dnia po odwiedzinach u Eileen w szpitalu. Kobieta miała wyjść ze szpitala pod koniec przyszłego tygodnia, a w dni robocze z pewnością nie byłoby szansy, żeby przyjechać do Cokeworth. Trzeba to było zrobić szybko.
Jadąc na miejsce, minęli znak reklamujący Hotel Dworcowy. Eve miała wrażenie, że to jeden z tych hoteli, których pościel jest zapleśniała.
Cokeworth leżało nad małą, brudną rzeką, a wszystkie jego ulice zdawały się być identyczne. Zaniedbane, zabudowane ceglanymi domami z dobudówką. Wyjątkiem od tej reguły, jak się okazało był tylko nieużywany młyn z wysokim kominem. Ten był strzelisty i górował nad okolicą w niepokojący sposób. Coś jak człowiek z batem, czekający na ludzkie niedociągnięcie, aby machnąć ręką. Nie było słychać praktycznie nic- nawet szumu wody, bo rzeka zamarzła- oprócz dźwięków ze starej fabryki tekstyliów.
Tej fabryki tekstyliów.
Severus jakby mógł to odwróciłby wzrok. Ale nie mieli GPS-a, a nie chciał przecież żeby Eve pytała się kogoś o drogę. Jakby ktoś ją zobaczył... ktoś kto go znał... ktoś kto znał jego ojca i młodszego Snape'a choćby z widzenia i reputacji…
Nie. Nie mógł do tego dopuścić.
Wśród tych wszystkich ulic znajdowała się jedną, konkretna. Spinner's End- tak Eve powiedział Severus. To tutaj zaparkowali. Nie jednak bezpośrednio pod domem, bo nie wiedzieli czy ktoś się tam nieporządny nie kręci.
A mówiąc nieporządny, cóż, na tej ulicy to mógł być każdy. Na przykład jakiś stary kolega z pracy jego ojca.
Choć za każdym razem jak tak tego człowieka nazywał choćby w myślach to mu się niedobrze robiło.
A może to i od smogu lub stresu.
A może wszystkiego po trochu.
Eve, która do tej pory siedziała cicho- co robiła odkąd tylko na trasie ukazał się znak COKEWORTH PIĘĆ MIL- wyjęła kluczyki ze stacyjki i schowała je w plecaku, który miała do tej pory ułożony na tylnej kanapie. Potem ułożyła ręce na kolanach i po prostu czekała.
Do czasu.
— Nie rób tego — szepnęła.
— Słucham?
— Na pewno są jakieś opcje.
— Tak. Zróbmy to szybko.
— Seve... — Kobieta nie zdążyła dokończyć, bo jej towarzysz opuścił pojazd, wyjął ich rzeczy z tylnej kanapy po czym otworzył jej drzwi.
CZYTASZ
𝑨𝑴𝑶𝑹 𝑽𝑰𝑵𝑪𝑰𝑻 𝑶𝑴𝑵𝑰𝑨 |𝑯𝑷 𝑭𝑭|
Fanfiction- Przecież obiecałaś to Albusowi. Młodsza z kobiet struchlała. - Nie, nie, nie. - pokręciła głową - Nic mu nie obiecałam. Nagle do niej coś dotarło. Spojrzała na Minerwę z przerażeniem. - Nie. Nie zrobiłby tego. - rzekła z niedowierzaniem. - Zrobi...