Kiedy Severus Snape zaczął odzyskiwać przytomność nie słyszał nic tylko widział jedną, wielką, czarną plamę. Potem jedną, wielką, jasną plamę. A następnie wielokolorową plamę i jakieś stłumione głosy, jakby spod wody.
Pierwsze co usłyszał wyraźnie to było: Panie profesorze! wykrzyczane przez nikogo innego jak Blair O'Hara.
— No chyba ktoś tu wraca do żywych — po chwili rozległ się głos Rodryk Spauldlinga, a ciemnowłosemu wróciła ostrość wzroku.
Czego żałował, bo nie chciał widzieć nad sobą idealnie opalonej gęby greckiego boga jaką natura obdarzyła profesora Spauldlinga.
— Nie wiś tak nad nim — Imelda złapała brata za ramię i odciągnęła go.
W ten sposób dało się wreszcie spostrzec cztery dziewczyny, rzecz jasna Blair i jej przyjaciółki, klęczące na podłodze. Nad nimi natomiast stała Hermiona, która zdawała się być jedynym łącznikiem między czymkolwiek co działo się teraz w wielkiej sali, a nauczycielami.
Niech szlag to wszystko trafi, pomyślał ciemnowłosy i podniósł się do siadu.
— Może pan nie wstaje? — wtrąciła Blair.
I wtedy do Severusa coś dotarło.
Dlaczego do diabła to dziecko było zapłakane i samo? To znaczy w konkretnym sensie samo.
— Gdzie jest twoja matka? — zapytał.
— Ja... ja nie wiem — bąknęła Blair, a chwilę potem na ramieniu dziewczynki zacisnęła się czyjaś dłoń- Imeldy.
— Jej krzesło wsiąkło w podłogę jak odleciałeś — powiedziała — zresztą nie tylko ona zniknęła z nauczycieli. Uczniowie są wszyscy, kazaliśmy im tu zostać…
— Kogo jeszcze nie ma?
Profesor Spauldling westchnęła.
— Pani dyrektor nie ma — powiedziała szeptem, po kucnięciu — ale uczniom powiedziałam, że poszła sprawdzić co się stało.
— I dobrze zrobiłaś — odparł Severus — wpadliby w panikę, gdyby się dowiedzieli.
— Nie ma też Hagrida — rzekła Blair.
— Jak ktoś mógł porwać Hagrida?
— Duchy mogły.
— Walić duchy — burknęła Charlotta Abott.
— Niby czym? — wtrącił Mistrz Eliksirów.
— To była wyjątkowo nietrafiona przenośnia, panie profesorze — Lotta wzruszyła ramionami — Ale chyba nie oczekiwał pan ode mnie czegoś wysokich lotów?
— Latasz na miotle, Abott.
— I potrafię potknąć się o własne nogi. To o niczym nie świadczy.
— O tak — zawtórowała jej Scarlett — Jestem za, żeby duchy jakoś za to odpowiedziały. Bo te huki mogły wywołać ten... stres pourazowy.
— Wszystko pięknie, ale czy do licha ciężkiego możemy zacząć szukać naszych nauczycieli? — rzekła Hazel. Co prawda uśmiechała się, ale miała szeroko otwarte oczy i wyglądała raczej jakby chciała złapać dziewczyny za łby i wykopać je za stół. — I brakuje nam jeszcze profesora Flitwicka.
— Tak właściwie... — Blythe Fawcett zanurkowała pod stół i wyciągnęła spod niego oburącz za nogi nauczyciela Zaklęć i Uroków z który utkwił w tubie po fajerwerku. — to nie brakuje.
Włosy Fawcett były barwy popiołów, czy to ze strachu czy z nerwów, ale ich końcówki zamigotały na krwistoczerwony, kiedy wyławiała swojego mistrza z pułapki.
CZYTASZ
𝑨𝑴𝑶𝑹 𝑽𝑰𝑵𝑪𝑰𝑻 𝑶𝑴𝑵𝑰𝑨 |𝑯𝑷 𝑭𝑭|
Fanfiction- Przecież obiecałaś to Albusowi. Młodsza z kobiet struchlała. - Nie, nie, nie. - pokręciła głową - Nic mu nie obiecałam. Nagle do niej coś dotarło. Spojrzała na Minerwę z przerażeniem. - Nie. Nie zrobiłby tego. - rzekła z niedowierzaniem. - Zrobi...