Pójście w środku nocy do ciemnego lasu, w którym dopiero co ledwo uszli z życiem wydawało się przerażające zarówno Eve jak i Severusowi.
Żadne z nich nie zamierzało się do tego przyznać- podobnie jak do tego, że cieszyło się, iż to drugie przy nich jest- ani dać tego po sobie pokazać.
W przeciwieństwie do minstralnego, który wyglądał jakby lada moment miał albo zemdleć albo narobić w gacie ze strachu, a jego samopiszące pióro chowało się za nim wraz z notatnikiem.
— Idź do Ministerstwa, mówili — mamrotał pod nosem, kiedy przedzierali się do chatki Hagrida — będzie fajnie, mówili.
Dotarli do gajowego, któremu nagle przybyło zwierzaków. Ale tak naprawdę solidnie przybyło i ciężko się było dostać do Rubeusa, nie zostając przy tym stratowanym, zdeptanym, oślinionym, powąchanym, dziobniętym czy też dziabniętym.
A na dodatek tuż przy Hagridzie siedział jego brat olbrzym i wszystkie ranne hipogryfy.
— Wybacz mi — szepnęła Evie go Kłębolota.
Urzędas pisnął jak skrzypiące drzwi i schował się za nauczycielami eliksirów, a ostatecznie został z samym Severusem, bo Evie rzuciła się do przodu, żeby gajowego uściskać.
— Pani psorka! — zawołał pół olbrzym odwzajemniając uścisk, choć czarnowłosa mu nawet nie sięgała do pasa i musiał się schylić. — Już mi czarne myśli krążyły po głowie, jak Kłębolot sam wrócił... — Gajowy podniósł wzrok na Snape'a. — O pan też cały. A dzieciaki?
— Uratowali je — wyjaśnił brunet i odepchnął od siebie urzędnika.
— A ten to kto? — zapytał Hagrid.
— Pan Strausse — stwierdziła Evie — z Ministerstwa. Ma pójść z nami do lasu…
— Na Boga, jak do lasu? Pani psor, co pani? — Pół olbrzym się wyraźnie zaniepokoił.
— Musimy odnaleźć panią profesor Spauldling. Jest silne podejrzenie, że może tam gdzieś być.
— To może ja z wami pójdę? Znam las jak własną kieszeń. A Graup popilnuje zwierzaków. — Hagrid wskazał na swojego brata, który wpatrywał się w Evelynn z niemałym zaciekawieniem.
— Lubi panią — stwierdził gajowy — on lubi tych co ja ich lubię. Kieł! — Hagrid zagwizdał po tych słowach, urzędnik znów się ukrył za Severusem, a po chwili zza tabunów piór, kopyt, poroży, łap, futra, zębów i pazurów wyłonił czarny molos z lampą naftową w mordzie. Podbiegł do swojego i ten przejął przedmiot.
— Idźcie przede mną — zaproponował gajowy — jestem najwyższy, to wam drogę oświetlę, no. I będę pilnować co by nikt z tyłu nie został. Cholibka, strach pomyśleć co by było... Kieł, chodźże!
Grupa ruszyła do przodu, Hagrid za nimi z latarnią w lewej ręce. W prawej miał kuszę. Molos trzymał się przy jego nodze, a Graup właśnie zajął się jakimś magicznym stworzeniem, które do niego z ciekawością podeszło.
Przy okazji półolbrzym musiał jeszcze złapać wystraszonego pana Strausse i postawić go przed sobą, ażeby nie zgubił się w mroku. Ministerialny był w takim szoku, że nic nawet nie powiedział, choć Eve nie wątpiła, że w obecności Shacklebolta raczej by się na gajowego wydarł.
Potem cała grupa ruszyła do lasu. Brunetka szła z Severusem na samym przedzie, a jej uwadze nie uszło, że mężczyzna nas wyraz często i nad wyraz nerwowo stara się obciągnąć swój lewy rękaw. Prawego nie miał wcale, ale to nie chodziło o to.
Wyglądało to tak, jakby chciał coś ukryć lub jakby coś mu się tam stało.
— Wszystko w porządku? — szepnęła.
CZYTASZ
𝑨𝑴𝑶𝑹 𝑽𝑰𝑵𝑪𝑰𝑻 𝑶𝑴𝑵𝑰𝑨 |𝑯𝑷 𝑭𝑭|
Fanfiction- Przecież obiecałaś to Albusowi. Młodsza z kobiet struchlała. - Nie, nie, nie. - pokręciła głową - Nic mu nie obiecałam. Nagle do niej coś dotarło. Spojrzała na Minerwę z przerażeniem. - Nie. Nie zrobiłby tego. - rzekła z niedowierzaniem. - Zrobi...