Po drugim tygodniu wspólnej pracy z profesor O'Hara- Severus nadal nie miał się do czego przyczepić.
Bo choć Evelynn miała w kwaterze bałagan to jej kobieca ręką i intuicja przydały się niezmiernie. Do tej pory, czarnowłosy sam musiał wszystko robić. Sprzątać, kupować składniki lub ustalać kiedy zostaną one wyhodowane przez panią Sprout. Zaopatrzyć się w asortyment, taki jak moździerze, noże, kociołki, mieszadła, przedmioty do porcjowania i przechowywania czyli zlewki, fiołki, butelki, sznurki, etykiety oraz atrament do ich podpisywania. Przygotowywać ochronną odzież dla uczniów i zanosić ją wraz z półproduktami na miejsce przeprowadzania lekcji, której plan też musiał samotnie obmyślać. A do tego jeszcze dochodziło pełnienie obowiązków opiekuna domu, dyżury i papierologia w tym prowadzenie rejestrów, żeby wiedzieć czy znowu ktoś nie podbiera.
W związku z zadziwiającą pracowitością, skrupulatnością i nowo odnalezionymi chęciami Evelynn, mężczyzna nie mógł na nic narzekać w kwestii zawodowej, ale też miał zdecydowanie więcej czasu dla siebie. Nie był do tego przyzwyczajony, trochę się snuł bez celu, pogrążony w swoich myślach z obawą, że mogą one przejąć kontrolę. Przez to też zrobił się zdecydowanie bardziej nerwowy.
Profesor O'Hara pierwszy raz usłyszała, jak wymówił jej imię właśnie w takich nerwach.— Evelynn, do diabła, coś ty za moździerz kupiła?
— Najtańszy — odparła kobieta z rozbrajającą szczerością, po tym jak przetworzyła, co się właśnie stało. — Tylko na niego zostało po tym co dyrekcja wydzieliła na zakupy dla szóstego roku, na zaawansowane. Ale ugrałam na tym zniżkę dwudziestoprocentową u tego chłopa... no tego wiesz, którego.
— Tak, bo "Tego chłopa..." to tak bardzo konkretne określenie. — prychnął mężczyzna — Jakim cudem ugrałaś taką zniżkę? Mi przez osiemnaście lat ten człowiek nawet pięciu procent nie zabrał, a jestem stałym klientem.
— Czyli jednak wiesz o kogo chodzi — Eve udała oburzenie, ale średnio jej to wyszło bowiem w głosie wybrzmiewał tryumf.
— Za dużo gadasz.
— To już ci nie mówić, jak zniżkę zdobyłam?
— Na litość boską, kobieto...
— A no właśnie tak. Bo jestem kobietą. Ale spokojnie, mówiłam mu o tobie, więc pewnie następnym razem ty też zapłacisz mniej. A na przyszłość targuj się bardziej. Jak będą mieli dość twojego nagabywania to oddadzą ci produkty za tyle ile chcesz, bylebyś sobie poszedł tylko.
Evelynn wpisała w rejestr- długopisem mugolskim, a jakże- zakupione produkty, dopisała datę kupna i podpisała się, po czym wzięła ów rejestr, oprawiony w brązową skórę zeszyt, i podeszła do regału, żeby go na nim ułożyć. Szybko zorientowała się, że wyznaczone na to miejsce znajdowało się zbyt wysoko i nie było szans, żeby do niego sięgnąć.
— Pomożesz? — spytała, gestykulując na notes i na jego miejsce.
— Nie — mruknął Severus — kup sobie taboret. Najtańszy.
Eve wywróciła oczami i spróbowała sięgnąć, podskakując kilkukrotnie. Nic to nie dało. Nawet po podłożeniu sobie skrzyni z płaskim wiekiem pod nogi musiała się z niej wybić, żeby w końcu odstawić rejestr.
Kiedy jej nogi ostatni raz wylądowały na podstawce została z niej nagle gwałtownie ściągniętą na ziemię.
— Co je..? — Brunetka spojrzała na ciemnowłosego, który był sprawcą całego zamieszania, a na dodatek cały czas ją trzymał, jakby była jakimś wyrywającym się dzieciakiem- oplątując ramiona wokół jej pasa, robiąc to na wysokości, bo kobieta znalazła się kilka dobrych cali nad ziemią. Nie mogła nóg odstawić, cudem nie zaczęła nimi przebierać w powietrzu, bo jeszcze by rozmówcę kopnęła przypadkowo.
CZYTASZ
𝑨𝑴𝑶𝑹 𝑽𝑰𝑵𝑪𝑰𝑻 𝑶𝑴𝑵𝑰𝑨 |𝑯𝑷 𝑭𝑭|
Fanfiction- Przecież obiecałaś to Albusowi. Młodsza z kobiet struchlała. - Nie, nie, nie. - pokręciła głową - Nic mu nie obiecałam. Nagle do niej coś dotarło. Spojrzała na Minerwę z przerażeniem. - Nie. Nie zrobiłby tego. - rzekła z niedowierzaniem. - Zrobi...