34. 𝐏𝐎𝐒𝐓𝐀𝐍𝐎𝐖𝐈𝐄𝐍𝐈𝐀 𝐍𝐎𝐖𝐎𝐑𝐎𝐂𝐙𝐍𝐄

231 24 0
                                    

Czas spędzony przy wspólnym stole z grupą pupilków Slughorna nie był taki zły. Do czasu. Do czasu, jak nie rozpoczął on rutynowej przepytywanki swoich gości na temat ich obecnych osiągnięć i tego czym się zajmowali na ten moment. Kiedy doszło do Eve, ta wcale nie chciała mówić. Ostatecznie się jednak ugięła, przypominając sobie słowa Severusa.
Bo co ją obchodzi opinia bandy napuszonych, obcych jej osób?

— Cóż, w porównaniu do moich przedmówców, obecnie prowadzę jedynie zwyczajne nauczycielskie życie…

— Zwyczajne? — wtrącił Slughorn — Ależ Evelynn, przecież twoje czynny podczas ostatniego pożaru w Zakazanym Lesie były wręcz wybitne.

— Jak pan wie, panie profesorze, nauczanie w Hogwarcie już to ma do siebie, że to zawód podwyższonego ryzyka. Ale to wciąż tylko nauczanie…

Część zebranych parsknęła śmiechem, część wymieniła ze sobą kilka zdań na temat tego jaką cnotą jest skromność.

Tylko Lucjusz Malfoy nie zareagował w żaden sposób.

Do pewnego momentu.

Eve spostrzegła jak dyskretnie szturcha siedzącego obok siebie mężczyznę. Wyglądali jakby byli ze sobą w zmowie. Ewidentnie mieli za tym jakiś plan, co też mogło wyjaśniać dlaczego Malfoy nie pojawił się na imprezie ze swoją żoną. O'Hara wątpiła, że ta kobieta pragnęła czegoś więcej niż świętego spokoju i bezpieczeństwa dla swojej rodziny. Z dala od knowań.

Ciekawe czy w ogóle wiedziała, że Lucjusz tu przyjechał?

— Jesteś tu dopiero pierwszy rok, Evelynn — rzekł człowiek wytypowany przez Malfoya.

— Przepraszam, ale nie przypominam sobie, żebyśmy przechodzili na ty…

— Przeszliśmy na ty jak mieliśmy po jedenaście lat.

Zdumienie musiało się wymalować na twarzy ciemnowłosej.

— Nie poznajesz mnie? No tak. Od naszego ostatniego spotkania trochę się zmieniłem. Trochę dużo. Jestem Hector Burke.

Eve poczuła się tak jakby jej coś w gardle stanęło.

Jeden z potomków tych Burke'ów z Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki.

Kolega jej zmarłego męża.

Był jego świadkiem na ich ślubie.

Więc to była gra, w którą grał Lucjusz Malfoy.

Pytanie tylko: po co? Jego syn nie był już w Hogwarcie, a Evelynn raczej zawzięcie walczyła o dobre imię Ślizgonów.

— No rzeczywiście się zmieniłeś — Kobieta uśmiechnęła się lekko.

— Ty także, dlatego właśnie chciałem zapytać, co cię tu, w progi Hogwartu ponownie zaprowadziło. — Kontynuował Hector. — Pracowałaś wcześniej w innej szkole magii i czarodziejstwa?

— Nie.

— To gdzie?

— Tam gdzie mi płacili, Hektorze — powiedziała kobieta, domyślając się, że ten człowiek będzie próbował ją ośmieszyć. — Żadna praca nie hańbi jak się samemu dziecko wychowuje.

— A pan O'Hara... — Tym razem wtrącił się Lucjusz. — nie mógł pani pomóc?

Siedzący obok Eve, Severus tak mocno zacisnął rękę na swojej szklance, że miał wrażenie, że ona od tego pęknie.

Jeszcze jedno słowo, pomyślał, a rzucę tym w ciebie. Albo nie. Lepiej. Wcisnę ci to głęboko do gardła.

— Nie było żadnego pana O'Hara, panie Malfoy — odparła Evie chłodno.

𝑨𝑴𝑶𝑹 𝑽𝑰𝑵𝑪𝑰𝑻 𝑶𝑴𝑵𝑰𝑨 |𝑯𝑷 𝑭𝑭|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz