32. 𝐉𝐀𝐑𝐌𝐀𝐑𝐊 𝐁𝐎Ż𝐎𝐍𝐀𝐑𝐎𝐃𝐙𝐄𝐍𝐈𝐎𝐖𝐘

235 22 0
                                    

Tego samego dnia wszyscy dorośli ciągnęli losy- a raczej laski świąteczne- żeby ustalić kto, zgodnie z tradycją zabierze dzieciaki na Jarmark Świąteczny. Sprawa była o tyle prosta, że taka osoba miałaby ze sobą Blair. Blair nie tylko była na razie poukładaną nastolatką- co mogło i zapewne miało się zmienić podczas buntu nastoletniego, w który jeszcze nie weszła- ale prócz tego miała również często o wiele większy posłuch. Żyła w magicznym świecie, a to interesowało jej kuzynostwo. Choć Arnie i Rowan traktowali to bardziej jak bajki, coś na kształt Świętego Mikołaja- niby jest, bo ślady są, ale nikt nigdy nie przyłapał, nie pokazał światu. Janessa natomiast, straszą siostra chłopców, była raczej na pograniczu podejścia swoich braci, a podejścia reszty dzieciaków.

Ale przynajmniej jakoś wszystkim udawało się o tym nie paplać.

Tym razem to Eve wylosowała najkrótszą laskę. Mimo, że była pewna, że może jechać sama i wszystkich o tym zapewniła to Severus i tak postanowił się do niej przyłączyć. Co prawda wziął sobie książki na wypadek takiej sytuacji i miał wrażenie, że w tym domu nikt by mu nic nie powiedział, gdyby ewentualnie zdecydował się wyciszyć po wczoraj i siedzieć w pokoju. Ale mimo to nie widziało mu się zostawać. Wiedział co prawda, że na takim kiermaszu będzie ludzi jak mrówek, ale tak czy siak zdecydował się pójść.

Bo w sumie, po wstępnym rachunku plusów i minusów, potencjalne pozytywy tej sytuacji przeważyły negatywy. Mógł spędzić czas z Evie i Blair. Mógł chociaż spróbować poczuć prawdziwą magię Świąt. Mógł chociaż na chwilę zapomnieć o tych wszystkich złych rzeczach, jakie wydarzyły się w ciągu ostatnich miesięcy.

I czuć względny spokój.

A ponadto, Edynburg był pięknym miastem, więc szło nacieszyć oko. Nawet mimo tego tłumu. Bo w tym tłumie, z tymi ludźmi w tym mieście, Severus Snape był tylko kolejnym, szarym
człowiekiem. Nie tym Severusem Snapem.

Był nikim.

I to mu na ten moment odpowiadało.

To i fakt, że został nagle przyszywanym wujkiem dla- prócz Blair-szóstki dzieci, które słuchały go z niemałym zaciekawieniem i jeszcze większym zachwytem, kiedy podczas kolejnych etapów podróży wyjaśniał im, na przykład jak działa autobus, albo, dlaczego wszystkie latarnie uliczne zapalają się i gasną na raz lub czemu przy przejściach dla pieszych na chodniku są takie dziwne wypustki.

Przejazd autobusem minął dość gładko, nawet pomimo niewielkiej odległości dzielącej przystanki. Co prawda pojazd był dość mocno zapchany- wiele osób jechało na jarmark i to nie tylko z dzielnicy Stare Miasto, jak dziewiątka z domu Gail O'Hara, ale też z Nowego Miasta- ale dało się przeżyć.
To co zauważyła Eve, a co umknęło Severusowi, to fakt, że jakaś starsza pani zerkała na nich i uśmiechała się.

Po dojechaniu na miejsce- Starówkę na Starym Mieście- i opuszczeniu pojazdy komunikacji miejskiej, cała grupa ustawiła się  na chodniku, gdzie Evie jeszcze raz poprosiła wszystkich o dobre sprawowanie, a następnie ustalili w jakiej kolejności będą odwiedzać stragany. Wspomniała też do kogo mają iść jeśli by się zgubili- pani sprzedająca kiełbaski pod szyldem "Najlepsze u Edith" była bowiem przyjaciółką Giddy.

Wtedy także wśród dzieci zapanowało lekkie poruszenie, bo Cyra wylądowała na ramieniu Blair.

— Skąd ona wiedziała gdzie jesteś? — spytała Delia.

— Bo to mądra sowa — stwierdziła Blair, uśmiechając się do Sóweczki, a ta pohukiwała wesoło, mrużąc oczka. Wyglądała jakby się uśmiechała. — Pan profesor ma dobry gust.

— Dlaczego mówisz do wujka "pan profesor"? — zapytał Rowan i chyba wszystkich zdziwiło, że nie miał problemu z wymową tego ostatniego słowa.

— Umm... — Blair wyraźnie się zawstydziła, nie do końca dla zebranych było wiadomo czemu. — bo to jest mój profesor. W sensie mój nauczyciel. Ze szkoły.

𝑨𝑴𝑶𝑹 𝑽𝑰𝑵𝑪𝑰𝑻 𝑶𝑴𝑵𝑰𝑨 |𝑯𝑷 𝑭𝑭|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz