66. 𝐏𝐑𝐙𝐘𝐉𝐀𝐂𝐈ÓŁ 𝐏𝐎𝐙𝐍𝐀𝐉𝐄𝐌𝐘 𝐖 𝐁𝐈𝐄𝐃𝐙𝐈𝐄

198 20 0
                                    

Atmosfera w domu Gail O'Hara dramatycznie "siadła", jak to mawiała młodzież, po incydencie w parku. Zamiast siedzieć przy jednym stole, dorośli w większości rozeszli się do swoich pokoi, a dzieciaki siedziały na strychu, grając w planszówki i oglądając bajki Disneya. Towarzyszyły im Giddy i Eileen, wyjątki w starszym towarzystwie.

Taki stan rzeczy utrzymywał się do obiadokolacji, która zjedli razem koło wpół do osiemnastej, a potem część grupy zebrała się w kuchni, aby sprzątać i przy okazji rozmawiać; część poszła z Winstonem na spacer; część poszła do ogrodu, aby pozbierać te czekoladowe jajka, który dzieci nie znalazły.

A ostatnia część- czyli Severus, Evelynn i Blair- rozdzielili się. Kobieta i jej córka poszły porozmawiać, a mężczyzna został w pokoju i "udawał, że go nie ma".

Czuł się parszywie. Parszywie z tym, że nawet jego własna matka nie mogła na niego nawet spojrzeć po tym jak się zachował. Do diabła, nie powinien się przy wszystkich rzucać na tego dzieciaka, a jego babka- nie ważne jak upierdliwa była- to miała rację w tym, konkretnym aspekcie.

Postąpił odwrotnie niż powinien w pobliżu trzech ofiar przemocy domowej ze strony mężczyzn.

Naciągnął koc na głowę. Miał dość.

Chciał zniknąć.

Zapaść się pod ziemię, wyparować, rozpłynąć w powietrzu, wszystko jedno.

Byle. Zniknąć.

Evelynn weszła do środka i zamknęła za sobą cicho drzwi.

— Nie możesz tu wiecznie leżeć, wiesz o tym?

Nie odpowiedział.

— Severus... — westchnęła Evie, siadając na łóżku obok niego. Potem położyła mu rękę na ramieniu i tak nim poruszyła kilkakrotnie. Wzdrygnął się.

— Daj mi spokój, kobieto — burknął i zaraz potem zaczął tego żałować.

— Tak, dzisiaj przesadziłeś, ale nic już z tym nie zrobisz, więc przestań się tym zadręczać. I paradoksalnie cieszę się, że tak zrobiłeś. Że stanąłeś w obronie Blair.

— Naprawdę zwariowałaś jeśli się z tego cieszysz.

— Severus...

— Nie chcę być taki, jak on — powiedział w końcu. — Nie chcę, rozumiesz, Evie?

Nie musiał mówić o jakiego "jego" chodziło, żeby kobieta się domyśliła.

— I nie jesteś — zapewniła — popełniłeś błąd, ale jesteś tylko człowiekiem.

— Tylko, że ja akurat takich błędów nie powinienem popełniać. Nie kiedy jestem na tym miejscu.

— Masz na myśli to, co powiedziała ci Blair?

Severus zeknął na nią spod koca.

— Trochę dużo do udźwignięcia, nie? — kontynuowała zielonooka. — Jak nie chcesz, żeby tak mówiła to jej to powiedz.

— Przecież to jej złamie serce.

— Ale będzie wiedziała na czym stoi.

— To nie tak, że ja nie chcę — powiedział w końcu.

— Domyśliłam się — stwierdziła Evelynn — po tym co dzisiaj powiedziałeś w parku.

— A jak powiedziałem?

— Powiedziałeś, że wnuk tej baby zaatakował "nasze dziecko".

Brunet zmarszczył brwi, a potem dopiero dotarło do niego, że rzeczywiście tak powiedział. Musiał naprawdę dać się ponieść złości skoro nie miał problemu, żeby coś takiego zrobić. Jakby zachował trzeźwość umysłu to w życiu, by nie zrobił tego w ten sposób.

𝑨𝑴𝑶𝑹 𝑽𝑰𝑵𝑪𝑰𝑻 𝑶𝑴𝑵𝑰𝑨 |𝑯𝑷 𝑭𝑭|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz