Atmosfera w domu Gail O'Hara dramatycznie "siadła", jak to mawiała młodzież, po incydencie w parku. Zamiast siedzieć przy jednym stole, dorośli w większości rozeszli się do swoich pokoi, a dzieciaki siedziały na strychu, grając w planszówki i oglądając bajki Disneya. Towarzyszyły im Giddy i Eileen, wyjątki w starszym towarzystwie.
Taki stan rzeczy utrzymywał się do obiadokolacji, która zjedli razem koło wpół do osiemnastej, a potem część grupy zebrała się w kuchni, aby sprzątać i przy okazji rozmawiać; część poszła z Winstonem na spacer; część poszła do ogrodu, aby pozbierać te czekoladowe jajka, który dzieci nie znalazły.
A ostatnia część- czyli Severus, Evelynn i Blair- rozdzielili się. Kobieta i jej córka poszły porozmawiać, a mężczyzna został w pokoju i "udawał, że go nie ma".
Czuł się parszywie. Parszywie z tym, że nawet jego własna matka nie mogła na niego nawet spojrzeć po tym jak się zachował. Do diabła, nie powinien się przy wszystkich rzucać na tego dzieciaka, a jego babka- nie ważne jak upierdliwa była- to miała rację w tym, konkretnym aspekcie.
Postąpił odwrotnie niż powinien w pobliżu trzech ofiar przemocy domowej ze strony mężczyzn.
Naciągnął koc na głowę. Miał dość.
Chciał zniknąć.
Zapaść się pod ziemię, wyparować, rozpłynąć w powietrzu, wszystko jedno.
Byle. Zniknąć.
Evelynn weszła do środka i zamknęła za sobą cicho drzwi.
— Nie możesz tu wiecznie leżeć, wiesz o tym?
Nie odpowiedział.
— Severus... — westchnęła Evie, siadając na łóżku obok niego. Potem położyła mu rękę na ramieniu i tak nim poruszyła kilkakrotnie. Wzdrygnął się.
— Daj mi spokój, kobieto — burknął i zaraz potem zaczął tego żałować.
— Tak, dzisiaj przesadziłeś, ale nic już z tym nie zrobisz, więc przestań się tym zadręczać. I paradoksalnie cieszę się, że tak zrobiłeś. Że stanąłeś w obronie Blair.
— Naprawdę zwariowałaś jeśli się z tego cieszysz.
— Severus...
— Nie chcę być taki, jak on — powiedział w końcu. — Nie chcę, rozumiesz, Evie?
Nie musiał mówić o jakiego "jego" chodziło, żeby kobieta się domyśliła.
— I nie jesteś — zapewniła — popełniłeś błąd, ale jesteś tylko człowiekiem.
— Tylko, że ja akurat takich błędów nie powinienem popełniać. Nie kiedy jestem na tym miejscu.
— Masz na myśli to, co powiedziała ci Blair?
Severus zeknął na nią spod koca.
— Trochę dużo do udźwignięcia, nie? — kontynuowała zielonooka. — Jak nie chcesz, żeby tak mówiła to jej to powiedz.
— Przecież to jej złamie serce.
— Ale będzie wiedziała na czym stoi.
— To nie tak, że ja nie chcę — powiedział w końcu.
— Domyśliłam się — stwierdziła Evelynn — po tym co dzisiaj powiedziałeś w parku.
— A jak powiedziałem?
— Powiedziałeś, że wnuk tej baby zaatakował "nasze dziecko".
Brunet zmarszczył brwi, a potem dopiero dotarło do niego, że rzeczywiście tak powiedział. Musiał naprawdę dać się ponieść złości skoro nie miał problemu, żeby coś takiego zrobić. Jakby zachował trzeźwość umysłu to w życiu, by nie zrobił tego w ten sposób.
CZYTASZ
𝑨𝑴𝑶𝑹 𝑽𝑰𝑵𝑪𝑰𝑻 𝑶𝑴𝑵𝑰𝑨 |𝑯𝑷 𝑭𝑭|
Fanfic- Przecież obiecałaś to Albusowi. Młodsza z kobiet struchlała. - Nie, nie, nie. - pokręciła głową - Nic mu nie obiecałam. Nagle do niej coś dotarło. Spojrzała na Minerwę z przerażeniem. - Nie. Nie zrobiłby tego. - rzekła z niedowierzaniem. - Zrobi...