77. 𝐍𝐈𝐄 𝐏𝐎𝐓𝐑𝐙𝐄𝐁𝐔𝐉Ę 𝐑ÓŻ𝐃Ż𝐊𝐈

152 17 12
                                    

UWAGA

Helloł der^^

Ten rozdział jest jednym z tych, których temat w poruszałam w pierwszej sekcji Od Autorki.  Zawiera opisy aktów przemocy i jej skutków.

Nie polecam czytania go jeśli nie czujesz się na siłach, bądź takie tematy są dla Ciebie( teraz lub zawsze) trudne.

Dark_Mochi się odmeldowuje

--------------------------------------------------------------

Severus Snape i Rodryk Spauldling wystraszyli się nie na żarty, kiedy nagle tuż obok nich spadł...

Pokój. Cały pokój.

Mężczyzni zdążyli tylko rzucić zaklęcie ochronne, żeby nie oberwać czymkolwiek co mogłoby z tego jeszcze odpaść i, żeby nie wdychać pyłów, kiedy to właśnie ich tumany wzbiły się w powietrze. Przez dłuższą chwilę nic nie widzieli ani nie słyszeli. A przecież taki huk na pewno musiał kogoś zwabić.

Mieli mało czasu.

Ostrożnie wskoczyli w gruzy, żeby zobaczyć czy ktoś z ich przyjaciół nie został ranny. Utrudniał im to zadanie kaloryfer, który pękł na pół, i z którego zaworu wciąż buchała para. Rodryk "wyłączył to" jakimś zaklęciem po czym obaj mężczyźni zamarli, widząc krew na podłodze, pod czymś co niegdyś było regałem.

— Severus — syknął nagle Spauldling, wskazując na "klif" z urwanej podłogi piętro wyżej. — Patrz.

Brunet to właśnie zrobił i odetchnął z ulgą, spostrzegając Lottę Abott i Scarlett Eccleston. Dziewczyny ich nie zauważyły- najwyraźniej zbyt przerażone tym, co się właśnie stało- i rzuciły się biegiem do ucieczki, w kierunku kolejnych schodów.

— Goń je — rzucił ciemnowłosy do towarzysza. — Ja sprawdzę... tego kogoś... No leć, Rodryk. — dodał, widząc wahanie na twarzy przyjaciela.

Po tych słowach jasnowłosy ruszył za dziewczynami, a Severus podniósł regał. Lub raczej to, co z niego zostało. Pod spodem leżak Alatar Avery z zaczerwienioną twarzą. Snape domyślił się, że to był efekt bliskiego spotkania z parą z zaworu kaloryfera. Ten sprzęt był tak stary, że niebezpieczny. Zresztą cały dom taki był.

Alatar wciąż żył. Pewnie fakt, że regał- leżący jednym końcem na fotelu- zablokował spadający gruz, był tu decydujący. Severus wyciągnął go na wierzch, uleczył poparzenia po czym mężczyznę spetryfikował i na dokładkę związał magicznymi więzami. Wtedy usłyszał kroki, więc wypadł na korytarz i ukrył się w kredensie. Zostawił drzwiczki uchylone może na ćwierć cala, czekając co się stanie. Minęło go dwóch mężczyzn. Nie rozpoznał ich głosów, więc uznał, że to musieli być Salazar i Baltazar Avery. Tylko ich przecież nigdy nie słyszał.

Brunet odczekał chwilę, aż kroki ustaliły miejsca głosom, kiedy to bracia znaleźli swojego bratanka. Nie byli zadowoleni, że dał się tak załatwić. Snape'a to w sumie nie zdziwiło. Dla nich liczyła się idea ich matki, a nie to, że ktoś mógł w międzyczasie zginąć. Nawet nie przejęli się losem Jeretha, a tym bardziej Elazara. Typ został dosłownie pożarty żywcem. A Lucinda nie wydawała się poruszona ani tym ani swoim pojmanym wnukiem.

To dopiero było straszne.

Severus skorzystał z okazji i przemknął przez korytarz, a potem dalej. Szedł, a właściciwie to truchtał dopóki nie spostrzegł, że klamka  jakiś drzwi się rusza.

I, że ktoś ewidentnie grzebał czymś przy zamku.

Chwilę później "odpadła" i klamka i zamek. Po prostu całość wypadła, a drzwi się uchyliły.

𝑨𝑴𝑶𝑹 𝑽𝑰𝑵𝑪𝑰𝑻 𝑶𝑴𝑵𝑰𝑨 |𝑯𝑷 𝑭𝑭|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz