Where are we going?

278 17 0
                                    

~Camila~

Był poniedziałek a ja ledwo co kontaktowałam po wczorajszym spotkaniu. Głowa bolała niemiłosiernie, a ja stałam się utrzymać na nogach. Obiecałam temu kretynowi, że pójdę do szkoły, a z nim trzeba dotrzymywać obietnicy.

Spojrzałam w lustro i ujrzałam totalny wrak człowieka. Wory pod oczami, makijaż rozmazany,a moje ciemne włosy były jednym wielkim kołtunem. Moje piegi były coraz bardziej widoczne a ciało wychodzone. Przy wzroście prawie 170, bo taki miałam, ważyłam ledwo 40 kilo. Sama się do tego doprowadziłam, ale niestety czasu nie cofne. Rozglądałam się po po pokoju szukając mojej kosmetyczki. Nie był on mały, bo było tam dwuosobowe łóżko, do tego skośny sufit nad nim. Obok stało biurko z lampką i książkami. W rogu stało wcześniej wspomniane lustro no i obojga drzwi. Jedne do łazienki, drugie do wyjścia z pomieszczenia.

Znalazłam ją na podłodze koło łóżka, gdzie pewnie została po wczorajszych przygotowaniach. Wyciągnęłam z niej korektor i tusz do rzęs, oraz zmywacz i waciki. Zmyłam resztki po wczorajszym make-upie. Skórę na twarzy raczej miałam gładką i czystą więc nie potrzebowałam podkładu.

Do delikatnego makijażu który zrobiłam, pomalowałam usta lekkim błyszczykiem i wybrałam outfit który pasował do mojego dzisiejszego nastroju. Był to cienki sweterek z dość dużym dekoldem. Do tego obcisłe dżinsy na wysokim stanie, z lekkimi dziurami które oczywiście podkreślały moje wyćwiczone pośladki. Do tego ubrałam czarno-białe tenisówki z moimi własnymi naszywkami, które w między czasie doszyłam. 

Gotowa zeszłam do kuchni. Wyciągnęłam składniki do kanapek i zaczęłam robić śniadanie do szkoły. Mimo, że dość dużo zarabiałam, kasę musiałam zostawić na rachunki i jakiekolwiek jedzenie więc wolałam robić je w domu niż kupować na mieście. Zdarzało się że jadłam poza domem ale tylko na spotkaniach lub ważnych wyjazdach takich jak wyścigi w innych stanach.

Zabrałam spakowany już plecak i pobiegłam w stronę szkoły. Mimo motoru który sama posiadam, mam jednak 17 lat i nie mogę nim jeździć tak po prostu. Wolę być na tym punkcie ostrożna. W nocy łatwiej jest uciec w szczególności w lesie za to w dzień ani tak ani tak. Po prostu jesteś w ślepej uliczce.

Dopiero jak wróciłam myślami na ziemię, zobaczyłam że jestem na miejscu. Czułam na sobie wzrok każdego kto tylko tam stał. No tak. Przyszła kujonka do szkoły to trzeba popatrzeć. Skierowałam się pośpiesznie pod pierwszą salę, gdzie zaczynałam geografią. Zobaczyłam znajomego bruneta siedzącego na ławce i rozmawiającego z jakąś suką, która próbuje go poderwać. Uśmiechnęłam się i omijając ją usiadłam koło niego. Przytuliłam go i dałam mu buziaka.

-Hej kochanie kto to? - zapytałam spoglądając na dziewczynę, która wzrokiem wierciła we mnie dziurę

-To ja pójdę - powiedziała oschle i odeszła uderzając mnie w bark.

Oby dwoje zaczęliśmy się z tego śmiać. Wiedziałam że nie miał nic do tego, bo widziałam od początku że chciałby z tamtąd jak najszybciej znikanąć, a jak tylko się dosiadłam to zobaczyłam ulgę w jego oczach.

-Jezu dziękuje ci myslałem że się nie odpierdoli - powiedział przytulając mnie

Odsunęłam się od niego od razu. Mimo że był moim przyjacielem nie tolerowałam żadnego dotyku. Ani jego, ani żadnej z istniejących osób. Może zostało mi to z wspomnień, a może moja obrończą psychika tak działa.

-Ta, widziałam te jej oczka które myślały, że największa hotówa na świecie będzie w nie patrzeć z pożądaniem - zaczęłam się jeszcze bardziej z teho śmiać

Usłyszeliśmy dzwonek a po chwili weszliśmy do sali gdzie miałam zacząć się lekcja.

***

Cały dzień minął mi spokojnie. Nic się nie działo, oprócz wyzwisk w moją stronę i popychania, ale przyzwyczaiłam się do tego. Gdyby tylko wiedzieli kim jestem i że to oni obstawiają na mnie na wyścigach. Co dwa tygodnie ich widzę na trybunach, w szczególności tych co najbardziej dogadują.

Szłam powoli w stronę domu. Zobaczyłam że jeden samochód zaczyna hamować i zatrzymywać się dokładnie obok mnie. Spojrzałam w szybę i zobaczyłam mojego dobrego znajomego, który zawsze przy mnie był. Uśmiechnęłam się do niego i wsiadłam do auta z nadzieją że zostanę odwieziona do domu, co jednak nie nastało, a do ręki dostałam moją perukę i maskę.

-Jedziemy na wyścig? Przecież kolejny ma być dopiero za miesiąc na zamknięcie - odparłam zdziwiona "przebierając" się w jakże cudowny strój.

-Jedziemy do organizatorów wyszła jakąś głupia sprawa i chcą ciebie. Nie wiem co się odjebało, bo nic nie mówili, ale to coś grubego, jeśli chcą akurat ciebie a nie nikogo innego

Przeczuwałam że coś jest nie tak, tylko wtedy jeszcze nie wiedziałam co.

śmiertelny wyścig // Camren ///KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz