She always made that, when i was sad

107 10 0
                                    

-Nic nie pamietasz? Nie pamiętasz jak pojana wsiadłaś na motor i gdzieś pojechałaś?! Nie pamiętasz tego?! A jakbyś zginęła?! Co Sofi by poczuła? Straciłaby kolejną osobę z rodziny! - wykrzyczała ciągle pokazując na mnie palcem

Spojrzałam w podłogę i kolejne łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Byłam zawiedziona swoją nie odpowiedzialnością. Na dodatek następnego dnia się naćpałam. Ally miała rację co do mnie. Nie nadaje się do opiekowania Sofi i ani trochę nie dorosłam. Wytarłam mokre policzki i spojrzałam w jej stronę. W jej oczach dalej mogłam zauważyć wściekłość. Uśmiechnęłam się lekko i wstałam z krzesła.

-Masz rację, nie jestem odpowiedzialną osobą... jeszcze dzisiaj załatwię, żeby Sofi była tylko i wyłącznie pod twoją opieką- skierowałam się w stronę schodów - i nie powstrzymuj mnie proszę... - zaczełam powoli wchodzić na schody, bo przez płacz nie umiałam złapać ani jednego oddechu - i nie chce nikogo dzisiaj widzieć na oczy.... nawet Lauren.. - weszłam do pokoju zatrzaskując drzwi za sobą.

Widziałam w jej spojrzeniu lekkie wyrzuty sumienia, ale wiedziałam że to co robię jest słuszne. Sofi nie powinna dorastać w takiej patologi, jak ja. Za kilka tygodni czekało mnie rozpoczęcie sezonu. Musiałam znowu skupić się na pracy. Wiedziałam, że biorąc siostrę pps opiekę, będą musiała z tego prędzej czy później zrezygnować. Najwidoczniej nie umiałam i to było dla mnie ważniejsza niż bliskie mi osoby.

Zamknęłam drzwi na klucz i zasłoniłam zasłony. Stwierdziłam, że jedyną rzeczą, która pomoże mi się uspokoić, to nauka, ponieważ czekały mnie egzaminu końcowego, a jeszcze nic na nie nie umiałam. Wzięłam podręcznik do ręki i zaczęłam sobie zaznaczać wszystkie ważne rzeczy.

Tak spędziłam prawie połowę dnia. Co jakiś czas słyszałam, że jakieś powiadomienia i połączenia przychodzą na mój telefon. W międzyczasie Ally próbowała nakłonić mnie do jedzenia, lub porozmawianie, lecz za każdym razem odmawiałam, próbując skupić się na nauce. Nie szło mi to w ogóle opornie. Mimo że nie lubiłam się uczyć, to była to jedyna rzecz która nie przypominała mi o całej sytuacji.

Kilka razy chciałam chwycić po zioło na uspokojenie, ale ro przez to, skończyłam tutaj siedząc z książkami, zamiast spędzać i odbudowywać stracony czas z Sof. Mogłabym teraz śmiać się z innymi, lub być na spotkaniu z Shawnem lub Lauren.

Około godziny 18 stwierdziłam napisać to nieszczęsne pismo. Nie cieszyłam się ani trochę robiąc to. Musiałam ponownie stracić siostrę, przez moją głupotę. Głupotę l, której nie cofne. Usłyszałam pukanie do drzwi. Musiała to być znowu Ally próbując wcisnąć mi jedzenie.

-Nie jestem głodna, już to mówiłam...- zrezygnowana odłożyłam długopis na biurko i usiadłam na łóżku

-Lauren przyjechała zapytać czy wszystko u ciebie okej... powiedziałam że pojechałaś załatwić kilka rzeczy, ale ona chce żebym cię jak najdzybciej sprowadziła do domu.

-Powiedz jej jak znowu zapuka, że musiałam tam zostać i wrócę za kilka dni i nie mam czasu by odpisać - podniosłam telefon i zauważyłam ponad 40 nieodebranych wiadomości oraz 18 nieodebranych połączeń. Wiedziałam że się martwi, ale nie miałam sił na jakąkolwiek integrację z ludźmi.

-Dobrze... idę z Sofi na spacer, więc chwilę nas nie będzie.... zejdź w tym czasie na dół i zrób sobie kolację....zjedz chociaż jeden posiłek.... - po tym usłyszałam tylko jak schodzi na dół i po chwili wychodzi z domu, zamykając drzwi na klucz .

Wziąłem głęboki oddech i odłożyłam telefon na szafkę. Podeszłam do wielkiej szafy i wyciągnęłam czyste ubrania. Zamykając drzwiczki, przyjrzałam się swojej osobie. Oczy podkrążone, skóra blada, włosy pokołtunione. Byłam najgorszą wersją siebie od śmierci rodziców. Chociaż nawet wtedy normalniej funkcjonowałam.

Przebrałam się w luźne spodenki i bluzę. Było mi trochę zimno. Zeszłam powoli na dół, próbując się nie przewrócić. Rak długo siedziałam przy biurku, że nawet chodzić nie umiałam. Podeszłam do lodówki, ciągle trzymając się ściany, i ją otworzyłam. Na misce przykrytej folią aluminiową, leżała karteczka "Dla Camili na poprawę humoru". Wyciągnęłam ją i odkryłam jej zawartość. W naczyniu, była moja ulubiona sałatka, którą Ally zawsze robiła w gorsze dni. Wziąłem widelec do ręki i zaczęłam jeść. Byłam już tak głodna, że nawet nie minęło 5 minut, a wszystko zostało zjedzone.

Odłożyłam brudne naczynia do zlewu i skierowałam się ponownie do pokoju. Musiałam dalej uczyć się do egzaminów. Bie miałam do tego najmniejszej ochoty, ale inaczej Ally musiałaby płacić kary czy coś. Musiałam zdać te egzaminy.

Usiadłam na łóżku i włączyłam laptop. Podłączyłam do niego słuchawki i zaczęłam robić kolejne notatki. Ustawiłam sobie godzinę, po której mam sobie zrobić kolejną przerwę i zanurzyłam się w muzyce i nauce.

W między czasie wróciła Ally z Sofi. Tak jak mówiła, nie było jej przez dłuższy czas. Nie mam bladego pojęcia gdzie były, ale na lewno nie na spacerku. Echo po tym domu roznosiło się mocno, więc usłyszałam jak Ally zaczyna myć naczynia i mówi "Cieszę się, że Camz wreszcie coś zjadła". Nie wiedziałam czy mam się tym cieszyć czy zacząć martwić o samą siebie. Mój kolor skóry zaczyna pokazywać, że ja wcale nie jestem zdrowa, a muszę ogarnąć się do wyścigu, ponieważ nie mogę nikogo zawieść. Najgorszą częścią, będzie pożegnanie się z wszystkimi i odejście od mojego drugiego życia. Od mojej prawdziwej ja.

Podniosłam zdj moich rodziców, które spadło, gdy ponownie uderzyłam w szafkę, wstając z łóżka. Kilka łez upadło na skrawek papieru. Przejechałam palcem po jedynej pamiątce, która mi została po nich. Uśmiechnęłam się lekko i odstawiłam rzecz na jej miejsce.

Spojrzałam na udo, w które uderzyłam się chwilę temu. Leciała z niego stróżka krwi. Zacisnęłam zęby i szybko przeszłam do łazienki, gdzue znajdowała się apteczka. Przemyślana ranę i przykleiłem dość duży plaster. Musiałam zachaczyłam o róg mebla, bo rana ciągła się od prawie połowy uda aż do kolana. Nie była głęboka, raczej mocniejsze zadrapanie, tak jakbym się przecięła kartką, tylko trochę większe i inny ból.

Przeczesałam włosy i zrobiłam lekki skincare. Nie miałam jakoś wiele siły, więc nałożyłam szybko tonik oczyszczający. Po zmyciu nałożyłam tylko balsam na twarz i położyłam się spać. Czekała mnie dość długa nieprzespana noc, ponieważ rana mimo, że nie była głęboka, bolała, a ja kochałam spać na lewym boku. Musiałam to przetrwać. Nie raz kończyłam z gorszymi ranami.

śmiertelny wyścig // Camren ///KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz