It is not real

144 14 2
                                    

Kolejny dzień, kolejne minuty, wręcz godziny nudzenia się. Kolejne godziny ciszy. Kochałam to. Kochałam spokój, wtedy mogłam obudzić w sobie artystę. Wyciągnąć płótno i rysować Lauren. Brzmi jak obsesja? Bo jest. Kochałam ją, była cudowna. Jej ciało było takie cudowne do odrysowanie.

Tak też uczyniłam. Ubrałam się w wygodne ubrania i wyciągnęłam jedno z większych płóten i zaczęłam dokańczać, ostatnio nie skończony rysunek. Był tam tylko szkic, i lekkie rysy. Wszystko rysowałam węglem i ołówkami 2H i 4H, co ułatwiało mi pracę. Na początku, wyświetlałam sobie zdjęcie, które chciałam odwzorować, lub na którym się będę inspirować. Później rysuję mniej więcej kształty, typu kółka kwadraty. Potem prowizyjny zarys postaci. Na nim ołówkiem o miększym ołowiu rysowałam dokładne linie, zaznaczając najmniejszy szczegół. Ostatecznie węglem robiłam cieniowanie i poprawiałam zarysy. Oczywiście pod stelażem z płótnem, kładłam folię. Domywanie węgla z podłogi, nie było wcale przyjemną czynnością. To cholerstwo nie chciało schodzić i ostatecznie zostawało na swoim miejscu. Dlatego wszystko miałam zabezpieczone folią dookoła.

Takie obrazy, lub rysunki, sprzedawałam za wysokie ceny, dlatego też miałam dużo pieniędzy. Najczęściej wysyłałam przez paczkomat, lecz takich płóten, które mierzyły ponad dwa metry kwadratowe, nie byłam w stanie, więc osoby przyjeżdżały, lub sama zanosiłam ma pocztę. Nie było to ciężkie, ponieważ budynek był kilka domów dalej, i płótno zazwyczaj nie jest aż takiego ciężkie.

Ten obraz, jako jedyny chciałam wystawić za kilka tysięcy dolarów. Był czasochłonny i ciężki. W planach miałam dużo detali i cieniowania. Musiał być idealny.

Chciałam, żeby ten właśnie obraz trafił do Lauren....i właśnie miałam szanse jej to przekazać. Tylko czy to było warte? Czy oddanie jej tak czasochłonnej rzeczy, dałoby mi pewność że to zostawi? Lub może wyrzuci, albo spali, bo będzie to kolejny prezent od nic nie znaczącej fanki. Widziałam ją tylko jeden raz w życiu na żywo, i to na konciercie. Nie wiedziałam jaka jest w prawdziwym życiu. Może miła i słodka, a może być zwykła suką, która myśli tylko sobie. Mimo wszystko, kilka lat temu, pokochałam ją taką jaką jest. Bez wad, a nawet z ich obecnością.

W tle leciała jedna z nowszych płyt "in between" i piosenka o tej samej nazwie. Słuchając tego, wyobrażałam  sobie, że te słowa kieruję w moją stronę. Leży obok na łóżku, a ja wtulam się w jej bok. Głaszcze mój policzek i opowiada jak jej minaly dzień, a po tym całuje i śpiewa mi do snu. Czy to nie jest cudowne? Czarnowłosa właśnie obok mnie. To jest to, o czym marzyła każda jej fanka. Poznanie jej to był cud. Nigdy nie robiła spotkań po koncertach. Śpiewała i od razu znikała. Brzmi znajomo?

Even though we didn't work
It's always love, always love
And even though we hurt each other more than once
It was love, always love
For all those times that we locked eyes
When I was yours and you were mine
It's always lov-

Głos ucichł, a w pokoju zapadła głucha cisza. Oderwałam oliwkę od płutna i spojrzałam w stronę urządzenia. Było wyłączone, więc nikt nie dzownił. Odłożyłam drewno na sztaluge i wstałam z taboretu. Spoglądając w stronę telefonu, ukrakiem zauważyłam jakąś postać przy oknie. Samo to, że ona tam była, było przerażające a tym bardziej, że pokój miałam na piętrze. Bałam się spojrzeć w tamtą stronę. Przerażało mnie to, kogo, a raczej co mogę tam ujrzeć. Odznaczało się to kolorem czarnym na dość jasnym niebie, więc mi się nie przewidziało.

Podeszłam do szafki i chwyciłam do ręki urządzenie. Nie było rozładane, i działało normlanie. Wystukałam numer do Ally i siadając tyłem do okna, czekałam na usłyszenie jej głosu.

-Halo..?- ziewanie rozeszło się w słuchawce i cichy głos

-O-Obudzilam....cie..? - zapytałam lekko się trzęsąc

-Karla co się stało? - zapytała z troską w głosie, pewnie wstała gwałtownie tak jak ma to w zwyczaju gdy do niej przychodziła w nocy

-To coś...stoi za oknem...- łzy wypłynęły z moich oczu i spływały powoli po zimnych policzkach, a z moich drżących rąk, wypadł telefon

-Camila... posłuchaj oddychaj spokojnie, pamiętasz gdzie masz tabletki? - cisza z mojej strony - Cami? Pamietasz? - utkwiłam wzrok w białej ścianie na przeciwko mnie. W tym momencie była bardzo interesująca.

Rozejrzałam się po pokoju, co było błędem bo to coś, nie było już za oknem, a stało kilka metrów ode mnie. Zaczełam głośniej płakać i się trząść z strachu. Teraz nawet nie mogłam poszukać tabletek. Zaczęły do mnie wracać wspomnienia, a krzyki dziewczyny stawały się coraz cichsze.

-Ally..? Ktoś tam stoi..patrzy się na nas..? Możemy wrócić do domu? - zapytałam podchodząc bliżej dziewczyny

Odwróciła się w stronę, pokazywanej przezemnie uliczki. Zmarszczyła brwi i znowu spojrzała na mnie.

-Chodź, zrobię ci Herbatki i położysz się spać - powiedziała biorąc mnie na ręce i zanosząc do domu

~~~

Biegałam po korytarzu i szukałam mojej opiekunki. Chciałam z nią wyjść na lody. Nagle usłyszałam jej głos w sypialni, więc to tam się skierowałam. Podeszłam do drzwi i gdy już miałam pukać, ponownie rozbrzmiał głos blondynki.

-Kiedy z tego wyjdzie...? - jej głos był smutny i przepełniony bólem

-Nie wyjdzie...z schizofrenii nie da się wyjść, da się ją jedynie wyciszyć na jakiś czas lub nauczyć się z nią żyć - powiedział nienzany mi męski głos

Nic z tego nie rozumiałam.

~~~

-Kochanie... pamiętasz te wszytskie osoby które widziałaś...? - spoglądała na mnie

-Te które czesto u mnie przebywają? Tak, dalej są, mówiłaś że to przyjaciele i mnie chronią - odparłam

-To....To są postacie które sobie wyobraziłaś...one nie istenieją..to jest choroba...to jest coś z czym musisz walczyć- powiedziała a mnie zatkało

8 lat w niewiedzy i klamstwie.

śmiertelny wyścig // Camren ///KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz