Why am I fainted?

155 10 1
                                    

Po powrocie do domu, zaśnięcie wcale nie zajęło mi długo, wręcz padłam na łóżko i odpłynęłam od razu. Cieszyłam się, że mieszkam sama, bo inaczej musiałabym się pewnie tłumaczy z mojego dość późnego powrotu. Zazwyczaj wracałam już przed północą, ale tego dnia, była już prawie trzecie nad ranem. Przed odpłynięciem, napisałam tylko do Ally, żeby napisała mi zwolnienie z lekcji.

~~~

Obudziły mnie promienie słońca, wpadające bezwstydnie do mojego pokoju. Nie otworzyłam nawet oczu, a już drażniły mnie tak mocno, że wstając z łóżka uderzyłam zewnętrzną częścią uda o szafkę nocną, na co z moich ust wydobył się krzyk bólu. Był on wręcz porównywalny do uderzenia w mały palec u nogi. Nie do zniesienia.

Upadłam ponownie na miękki materac i zaczęłam rozmasowywać obolałe miejsce. Spojrzałam na rzecz w którą uderzyłam i zauważyłam włączony telefon i przychodzące połączenie od Ally.

Zabrałam urządzenie do reki i odbierają przyłożyłam go do ucha. Spojrzałam w przestrzeń przed sobą.

-Czemu nie odbierałaś!? Martwiłam się! - usłyszałam krzyk w słuchawce, na co znowu syknęłam z bólu, tylko tym razem, ucha - co się stało, że nie poszłaś do szkoły, napisałam ci to zwolnienie, ale wolałabym wiedzieć o co chodzi - powiedziała prawie na jednym wdychu

-Wróciłam późno z wyścigów....przed chwilą wstałam - powiedziałam jeszcze zaspanym głosem, i w między czasie ziewając

-Dzięki Bogu- powiedziała raczej sama do siebie niż do mnie - następnym razem napisz powód, będę za chwilę z obiadem, więc zejdź na dół - po tych słowach się rozłączyła

-Ale o co chodzi? - zapytałam już samą siebie i odłożyłam telefon

Podeszłam do szafy, i wyciągnęłam potrzebne mi ubrania, czyli czarne spodenki, biały top i tego samego koloru bielizna. Nie miałam ochoty dzisiaj nigdzie wychodzić, więc nie zwracałam uwagi jakoś na mój wygląd. Ubrałam się powoli i delikatnie, i spinając włosy w niefortunnego koka, zeszłam powoli po schodach na dół. Ból nie przestawał, a gdy naciągała spodnie na nogi, zauważyłam tworzący się siniak, na co przeklnęłam w myślach.

Usiadłam przy barku i oparłam głowę o dłonie. Cisza pomogła mi w wyciszeniu się,czego potrzebowałam po jakże intensywniej nocy. Do moich uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi, więc spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam blondynkę z bidonem w ręce. Uśmiechnęłam się do niej i przyglądałam.

-Hejka młoda, zrobiłam spagetti, - postawiła przede mną szary przedmiot i uśmiechnęła się- jest jeszcze ciepłe więc zjedz, muszę na jakiś czas wyjechać więc pieniądze ci zostawiam i klucze do mojego domu

-No dobrze, mogę nie iść do szkoły przez następny tydzień, nie mam sił a chciałabym odpocząć - stwierdziłam wyciągając słuchawkę z kieszeni i włączając sobie muzykę Lauren, czyli mojej ulubionej piosenkarki

-Ale tylko do końca następnego tygodnia, a później żadnego dnia wolnego - powiedziała i zaczeła przekładać makaton z pudełka na talerz

-Dziękuje, jesteś kochana -spojrzałam na nią i szczery uśmiech wkradł się na moje usta.

Położyła przygotowane danie przed mój nos i zaczęła mi się przyglądać.

Wiedziałam, że chodziło jej o moje odżywianie. Nie jadłam prawie wcale, co odbijało się na moim zdrowiu. Ally dobrze wiedziała, więc jeśli tylko miała możliwość to siedziała przy mnie i mnie pilnowała.

Wziąłem do ręki widelec i zaczęłam powoli zjadać zawartość przygotowanego dla mnie jedzenia. Było smaczne, czemu nie mogłam zaprzeczyć. Blondynka robiła cudowne obiady. Były zdrowe, co dla mnie było plusem. Nie obrzerałam się, a jednak coś jadłam.
Takie obiady przypominały mi rodziców, jak byłam jeszcze niewinnym dzieckiem. Codziennie po szkole odbierali mnie ze szkoły razem i szliśmy na spacer po parku. Zawsze gdy przechodziliśmy obok lodziarni, rodzice mówili że dopiero po obiedzie. A jak już zjedliśmy razem to zawsze było pełno żartów i śmiechu. Byli dla mnie bardzo ważnymi ludzmi.

Po moich policzkach spłynęły łzy, obraz zaczął się rozmazywać.  Zaczęłam słyszeć coraz to głośniejszy dźwięk piszczenia.

Dobiegł do mnie również głos kobiety, która zaczęła do mnie podchodzić. Czułam się coraz cięższa. Upuściłam sztućca, którego trzymałam w ręce. Dźwięku nie słyszałam, mimo że wydał charakterystyczny dźwięk uderzenia metalu o porcelane. Była tylko cisza, a ja widziałam czarnobiałe plamy i czułam czujesz ręce obejmujące mnie pod pachami.

~~~

Obudziłam się w swoim łóżku. Nie pamiętałam nic. Co się dzieje?, Która godzina?, Dlaczego zemdlałam? Ile byłam nieprzytomna? Czy Ally jest gdzieś w pobliżu? Nie znałam odpowiedzi na żądni to pytanie, chodźbym chciała.

Chwyciłam do ręki karteczkę leżąca obok czegoś co przypominało wodę z sokiem, ale tym nie było na pewno. Spojrzałam na zapis który brzmiał:

„Mila, zostawiłam ci elektrolity i na dole kolację na dobranie sił, ja niestety musiałam już jechać, ale proszę zadzwoń jak się obudzisz, to dla mnie ważne. Prawdopodobnie zemdlałaś z powodu odwodnienia i braku sił przez brak jedzenia. Mam nadzieję, że czujesz się lepiej. Proszę wypij całą zawartość szklanki

                                            Ally"

Czyli zemdlałam z niedorzywienia i odwodnienia. Ally nie będzie przez następne kilka może i kilkanaście dni, a ja muszę pić to ochydzstwo, które dziwnie pachnie....jak pomarańcza, ale taka inna. Wzruszyłam ramionami i zaczęłam pić. Naprawdę miało smak pomarańczy, takiego soku do wody, lub rozwodnionej oranżady o smaku pomarańczy. Czyli niedobre ale do zniesienia.

Spojrzałam na zegar na ścianie, ukazujący dwadzieścia minut po osiemnastej. Odłożyłam naczynie i wstałam przytrzymując się rekami o ścianę. Wyszłam z pomieszczenia, wciąż trzymając się co jakiś czas ściany i zeszłam przy samej poręczy po schodach. Po domu rozległ się dźwięk pukania do drzwi, co mnie zdziwiło, bo nikogo nie zapraszałam, i zazwyczaj ludzie dzwonili na dzwonek. Opierając się o ścianę podeszłam do drzwi i je otworzyłam.

-Hej- usłyszałam znajomy głos - przyszłam ci dotrzymać towarzystwa - powiedziała postać przedemną, której nie mogłam dostrzec, poprzez mocne promienie słońca za postacią.

-------------------------------------------------------
W niedziele wpadnie rozdział, rozdział zmieniający bardzo pogląd na słodziutka Camilkę, zrobi się z niej totalna romantyczką

Obiecuję!

~Ashlia

śmiertelny wyścig // Camren ///KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz