Rozdział 4

1.6K 90 12
                                    

Carmen POV:

Przez całą drogę wpatrywałam się w szybę i myślałam. O wszystkim.. O mnie, o Ashtonie. O ciąży, w której prawdopodobnie nawet nie jestem. Wypieram to, nie jestem na to gotowa.

Zatrzymaliśmy się przed niewielkim domem, przez co ocknęłam się i przestałam wgapiać wzrok w jeden punkt.

Wysiedliśmy z samochodu. Ashton zatrzymał się i zaczął oglądać dom.
Nie mieliśmy nawet kiedy porozmawiać, Alex jest przy nas prawie przez cały czas.

-Jezu, ile wspomnień.. -westchnął. Widziałam, że jest mu ciężko. Podeszliśmy bliżej.

-Dawno Cię tu nie było. Babcia zastanawiała się czy w ogóle żyjesz. -parsknął śmiechem Alex, pukając do drzwi. Już po chwili otworzył nam mały chłopiec.

-To Peter? -zapytał zaskoczony Ashton.

-Nie poznajesz go? -Alex wszedł jako pierwszy. Ruszyliśmy za nim. Dom był urządzony w starym, ale bardzo przytulnym stylu. Taki typowy dla starszych ludzi.

-Nie bardzo, gdy ostatni raz tu byłem, babcia zmieniała mu pieluchy. Ile on ma lat? -dopytał, a chłopiec pokazał cztery palce.

-Masz pięć. -Alex wyciągnął mu jeszcze jeden palec.

-A, no tak. A Ty? Ile masz lat?

-Dwadzieścia pięć.

-Ale jesteś stary.. -sprawił, że wybuchnęłam śmiechem. -A Ty? Ile masz? -spojrzał na mnie.

-Mniej o sześć. -w porównaniu do mnie wyszedł na jeszcze starszego.

-Jestem słaby z matematyki, nie chce mi się liczyć. Ale to chyba mało..

Zobaczyłam starszą kobietę wychodzącą z kuchni. Spojrzała na Ashtona jakby nie widziała go wieki. Złapała go za policzki i dokładnie mu się przyjrzała.

-Ash.. -uśmiechnęła się, po czym czule go przytuliła.

-Udusisz mnie..-zaśmiał się, a ta puściła go i przeniosła wzrok na mnie.

-Ty pewnie jesteś Carmen. -również mnie objęła. Jest osobą od której bije ciepło, teraz jest to rzadko spotykane. Wydaje się być bardzo miła. -Poczekaj tu, mam coś dla Ciebie! -przypomniała sobie. Wyszła do innego pokoju, ale nie musiałam długo czekać. Już po chwili wróciła z prześlicznym swetrem.

-Dziękuję.. -wzięłam go od niej. To naprawdę poprawiło mi humor.

-Dziergałam go pół nocy, mam nadzieję, że lubisz różowy kolor.

-To mój ulubiony. Nie musiała Pani.. Jest piękny. -wpatrzyłam się w niego. Był miękki i ciepły, widać, że bardzo się starała.

-Tak samo jak Ty, kochana. Usiądźcie, ukroję wam ciasta.

Przeszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie. Nałożyła każdemu po kawałku ciasta. Spojrzałam na swój.. Starałam się nie myśleć o kaloriach i po prostu zjeść go z przyjemnością. Ta kobieta jest tak miła, że zwyczajnie nie mogę sprawić jej przykrości i odmówić.

♡♡♡

Minęły około dwie godziny, a my nie przestajemy rozmawiać. Kobieta ciągle zadaje pytania i opowiada o różnych historiach związanych z życiem Ashtona.

-A kiedy doczekam się wnuczki? Albo wnuka, ale bardziej liczę na dziewczynkę. -sprawiła, że nieco się spięłam. Wcześniej nie poruszała tego tematu..

-Póki co nie planujemy. -odpowiedział. Tak samo jak ja, nie chce tego do siebie dopuścić. Prawdopodobnie to tylko choroba, niepotrzebnie się tym przejmuję.

-Szkoda.. Pamiętam jak Ty byłeś taki malutki. Jezu, kiedy to minęło?..

-Pewnie był uroczy. -wtrąciłam się.

-Był, wyjątkowo. Z resztą sama zobacz. -wstała z kanapy i podeszła do komody. Otworzyła jedną szufladę i wyjęła z niej album ze zdjęciami. Wróciła do nas, a następnie go otworzyła. Jego zdjęcie znajdowało się już na pierwszej stronie.

-O matko.. -uśmiechnęłam się. Był przesłodki..

-Weź, przejrzyj sobie. -podała mi cały album. Był strasznie ciężki, jakby znajdowały się w nim setki zdjęć.

-Jestem tam gdzieś? -zapytał Peter, również przyglądając się.

-Niestety nie, to nie te lata. Teraz zdjęcia przechowuje się w telefonach. -odpowiedziała.

Przewinęłam jedną stronę i zobaczyłam zdjęcie z wakacji. Była na nim cała rodzina. W oczy rzucił mi się jego dziadek. Był taki szczęśliwy.. Dużo młodszy, jeszcze nie zniszczony przez nowotwór. Zrobiło mi się przykro. To chyba nie był dobry pomysł..

-A to kto? -chłopiec wskazał palcem na kobietę, która prawdopodobnie była matką Ashtona. Była do niego bardzo podobna, obejmowała go.

Ashton nie wytrzymał i wstał. To było dla niego za dużo.

-Przepraszam.. -mruknął, po czym poszedł na górę. Patrzyłam jak odchodzi, nie wiedząc jak mu pomóc. Poczułam się winna, to ja chciałam je obejrzeć..

-Mogłam tego nie wyjmować.. -westchnęła jego babcia, zamykając album. Odłożyła go na stół.

-To moja wina, niepotrzebnie to mówiłam. Pójdę do niego. -podniosłam się.

Weszłam po schodach i zauważyłam niedomknięte drzwi od łazienki. Zatrzymałam się przed nimi i na niego spojrzałam. Opierał się o umywalkę, wpatrując się w pusty punkt. Zabolało go to.. Wcale mu się nie dziwię, nigdy nie miał łatwego życia. Jest wspaniałym człowiekiem, nie zasłużył na to wszystko.

Weszłam do środka i delikatnie go przytuliłam. Zamknął mnie w swoich ramionach, ale nadal milczał.

-Przykro mi.. To musi być dla Ciebie bardzo trudne. -powiedziałam cicho.

-Jest.. Nie będę udawał, że wszystko jest dobrze. Już nie muszę, jego tu nie ma. Nikt nie będzie mnie upominał, zostałem sam. -wspomniał o dziadku.

-Nigdy nie będziesz sam, Ashton.. -podniosłam głowę i spojrzałam na niego. -Masz rodzinę, właśnie do niej wróciłeś. Masz mnie.. Kocham Cię. Będę przy Tobie, obiecałam Ci to.

Przeniósł na mnie wzrok. Słabo się uśmiechnął, po czym rozpoczął czuły pocałunek. Byłby znacznie dłuższy, ale przerwał nam w tym Peter. Sama nie wiedziałam kiedy się tam pojawił.

-Co wy robicie? -zapytał zniesmaczony, a ja aż się wzdrygnęłam.

-Nic takiego. -oderwałam się od niego.

-To było dziwne.. -zmarszczył brwi.

-Twoi rodzice nigdy się nie całują? -dopytałam zaskoczona.

-Nie, oni tylko na siebie krzyczą. -odpowiedział.

♡♡♡

You Can Be The Boss 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz