Carmen POV:
Miałam wrażenie, że wchodząc do gabinetu z Ashtonem zostawiliśmy poza nim wszystkie problemy. Przez chwilę było tak jak dawniej, byliśmy szczęśliwi. Obydwoje wzruszyliśmy się, gdy usłyszeliśmy bicie serduszka maleństwa. Te chwile są najcenniejsze.. Nie trwało to jednak długo, szybko powróciliśmy do rzeczywistości.
Gdy usłyszałam, że z dzieckiem wszystko w porządku, odczułam natychmiastową ulgę. Poczułam się dużo lepiej, wszystkie obawy spłynęły ze mnie niczym krople deszczu po okropnej burzy. Po raz pierwszy od dawna poczułam prawdziwy spokój.. Jakby ktoś ściągnął mi kamień z serca.
Zatrzymaliśmy się przed domem. Podniosłam głowę i westchnęłam. Przez całą drogę powrotną wpatrywałam się w wyniki badań i wydruki zdjęć z USG, tym razem usiadłam z tyłu. Ashton co jakiś czas spoglądał na mnie w lusterku, kilka razy złapaliśmy kontakt wzrokowy, lecz zbytnio się nie odzywałam. Gdy o coś pytał, odpowiadałam krótko i nie wchodziłam z nim w żadne rozmowy. Gdy byliśmy na śniadaniu, również starałam się panować nad słowami. Byłam chłodna.
Stale namawiał mnie, abym wróciła do domu. Zgodziłam się, lecz tylko dlatego, że nie chcę być już ciężarem dla Lily i Jamesa. Mają mnie dość, ale nie powiedzą mi tego. Nie chcę być dłużej ich problemem.. Jest im wystarczająco ciężko, nie jest potrzebny im kolejny kłopot.
Odpięłam pas i złapałam za swoją torebkę. Ashton szybko wysiadł z samochodu i podszedł do drzwi od mojej strony. Otworzył je za mnie.
-Nie wierzę, że się zgodziłam.. -westchnęłam, również wysiadając.
-A jednak. -uśmiechnął się.
Nie odpowiedziałam, za to ruszyłam w stronę bramy. Sięgnęłam do torebki, ale nie mogłam znaleźć w niej swoich kluczy. Ashton wyszedł zza mnie i otworzył własnym kluczem, znowu przepuścił mnie niczym gentleman. Parsknęłam, przechodząc jako pierwsza.
-Teraz ze wszystkim będziesz mnie tak wyręczał? -podniosłam brwi.
-Oczywiście, kochanie. -użył zdronienia, aby jeszcze bardziej mi się podlizać. Przeszliśmy do drzwi wejściowych, ponownie to on je otworzył.
-To odkurz cały dom, przydałoby się też umyć łazienkę. -odpowiedziałam obojętnie, wchodząc do środka.
-Kochanie. -dodałam z ironią, zerkając na niego. Ściągnęłam buty i kurtkę, on również się rozebrał. Zaczęłam kierować się w stronę kuchni.-Wolałbym zrobić obiad. -zaproponował, podążając za mną.
-Podziękuję.. -westchnęłam, wchodząc do pomieszczenia. Stanęłam przy blacie, położyłam na nim teczkę. Napełniłam czajnik wodą, a następnie go postawiłam. Stanęłam na palcach i sięgnęłam do szafki po kubek.
-Wiesz, że jesz teraz za dwoje? Musisz o siebie dbać. -przypomniał.
-Wiem, ale to nie znaczy, że muszę jeść bez przerwy. Mam ręce i nogi, kiedy będę głodna, sama zrobię sobie coś do jedzenia. Nie potrzebuję Cię. -odpowiedziałam szorstko.
-Martwię się, to tyle. -wzruszył ramionami.
-Martw się o siebie, ze mną wszystko jest w porządku. -skłamałam, wrzucając do kubka torebkę wiśniowej herbaty. Złapałam za cukierniczkę i choć zawsze sypię dwie łyżeczki, teraz wsypałam tylko jedną.
Woda zagotowała się, podniosłam czajnik. Chłopak przytulił mnie od tyłu, oparł głowę na moim ramieniu.
-Puść mnie. -mruknęłam.
-Chcę tylko Cię przytulić, tęskniłem za Tobą. -położył dłonie na moim brzuchu. Przez niego nie mogłam swobodnie poruszać rękami.
-Mam oblać Cię wrzątkiem? -zapytałam, unosząc czajnik.