Rozdział 80

438 29 0
                                    

Carmen POV:

-Dzięki, James. -powiedziałam ze słabym uśmiechem, gdy zatrzymaliśmy się przed galerią handlową.

-Nie ma sprawy, bawcie się dobrze. -odpowiedział. Niepewnie złapałam za klamkę.
-Jeszcze jedno.. -zatrzymał mnie, gdy już miałam za nią pociągnąć. Odwrócił się do nas, bo obydwie znajdowałyśmy się na tylnym siedzeniu.

-Tak? -zapytała Lily.

-Uważajcie na siebie. Dzwońcie zawsze, gdy będziecie tego potrzebować. -powiedział, a Lily cała się spięła. Mnie też nieco wystraszył ten tekst..
-Ale na pewno wszystko będzie w porządku. Mówię tylko tak na wszelki wypadek. -dodał.

-Na pewno.. -powtórzyła, lecz nie brzmiało to wiarygodnie.

-On ma rację. -przyznałam, patrząc w jej pełne obaw oczy.

Ja również nie czułam się zbyt pewnie, lecz stłumiłam to w sobie. Boję się, ale wiem, że muszę to przełamać. Ukrywanie się w domu przed całym światem nie jest dobrym rozwiązaniem. Trzeba pokonać ten strach nieważne jak trudne by to nie było. Trzeba żyć dalej..

-Mam gwizdek, nic mam nie będzie. -zażartowałam, tym samym powodując jej śmiech.

-To najważniejsze. Do zobaczenia, James. -uśmiechnęła się do niego.

-Nie wypuszczę Cię bez buziaka. To za podwózkę. -odparł, wskazując palcem na swój policzek. Lily przechyliła się w jego stronę, a ten odwrócił twarz, przez co pocałowała go w usta. Nie spodziewała się tego, to trochę ją zawstydziło. Spojrzałam na nich z uśmiechem, lecz nie trwało to długo. Już po chwili wysiadłam z samochodu, uderzył we mnie chłód. W środku było ciepło przez ogrzewanie, dlatego gdy wyszłam na zewnątrz, odczułam zimno znacznie intensywniej.

Rozmawiali jeszcze przez moment, ja w tym czasie obserwowałam spadajace z nieba płatki śniegu. Kocham zimę, gdy jest w takim czasie.. Za moment to wszystko zamieni się w błoto, a zamiast pięknej bieli nastanie szarość..

Dziewczyna dołączyła do mnie. Pomachała Jamesowi na pożegnanie, ja zrobiłam to samo, tyle że w śmieszny, karykaturalny sposób. Machałam ręką jak szalona, kolejny raz powodując jej śmiech.

Odjechał, a ta rozejrzała się. Złapała mnie pod ramię, jakby chciała mnie chronić. Ja również spojrzałam we wszystkie strony, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Zaczęłyśmy kierować się do wejścia do galerii. Znajdowała się bardzo blisko, James podwiózł nas niemal pod same drzwi.

-Jesteście słodcy, miło się na was patrzy. -powiedziałam zgodnie z prawdą.

-To prawda, jest słodki. -odpowiedziała nieco zawstydzona. Nie chciałam jeszcze bardziej jej krępować, dlatego nie kontynuowałam tego tematu.

Weszłyśmy do budynku, więc rozsunęłyśmy swoje kurtki.

-Jesteś głodna? Chciałabyś coś zjeść? -zaproponowała już na starcie.

-No nie wiem.. -westchnęłam.

-Mam ochotę na jakiś dobry makaron, albo sałatkę.. -mruknęła.
-Jadłaś coś dzisiaj? -spojrzała na mnie z troską.

-Tak, Ashton nie pozwoliłby mi wyjść bez jedzenia. Ostatnio bardzo mnie z tym kontroluje.

-No i dobrze, powinien o Ciebie dbać. Ja próbuję robić to samo, więc.. -nadal nalegała.

-No dobra. -zgodziłam się, co spowodowało jej uśmiech. Znów złapała mnie za rękę i zaczęłyśmy iść prosto przed siebie. To ona prowadziła, ja tylko za nią podążałam.

You Can Be The Boss 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz