Rozdział 66

686 37 7
                                    

Carmen POV:

Ciężko było mi cokolwiek zrozumieć. Wszystko działo się tak szybko.. Zbyt szybko, abym mogła nadążyć. Ciągle dopytywałam, lecz nie dostawałam żadnej odpowiedzi. Ashton był tak zestresowany, że w pewnym momencie aż podniósł na mnie głos. Wtedy przestałam, to było bezcelowe.. Milczał, nie powiedział ani słowa. Jechał ekstremalnie szybko, ciągle się rozglądał. To sprawiło, że również wpadłam w panikę.

Zatrzymał się przed naszym domem. Zmarszczyłam brwi, widząc przed nim trzy dodatkowe samochody.

Wysiedliśmy, zaczęliśmy kierować się w jego stronę. Objął mnie, tak jak wcześniej rozglądając się dookoła. Przeszliśmy przez bramę, dokładnie ją za nami zamknął. Otworzył drzwi, po czym weszliśmy wgłąb domu. W salonie znajdowało się trzech nieznanych mi mężczyzn oraz Nate i Logan. Zaskoczyło mnie to.. Dookoła panowała nerwowa atmosfera. Wszyscy spojrzeli w naszą stronę, a ja poczułam dreszcz. Mam złe przeczucia..

Ashton stanął przede mną i złapał mnie za ramiona. Spojrzał mi głęboko w oczy. W jego wzroku kryło się mnóstwo przerażenia i niepewności.

-Posłuchaj, Carmen.. -zaczął, a ja wzięłam wdech.
-Nie będę ukrywał, nie chcę Cię okłamywać. Sytuacja jest trudna, ale wszystko będzie w porządku. Po prostu daj mi trochę czasu..

-Co się dzieje?.. -mój głos zaczął się załamywać. Był to monent, w którym stres zamienił się w czystą panikę.

-Zrobię wszystko, żebyś była bezpieczna. -po raz kolejny uciekł od mojego pytania.

-Powiedz. Boję się.. -przyznałam ze łzami w oczach.

-Gdzie jest zapas broni? -zapytał jeden z mężczyzn. To pytanie wzbudziło we mnie ogromny lęk.

-U mnie, nie mamy dużo czasu. -odpowiedział Nate. Po tym większość skierowała się do wyjścia. Został tylko Logan i jeden mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie widziałam.

-Muszę wyjść. -te dwa słowa sprawiły, że coś we mnie pękło. Łzy spłynęły mi po policzkach, ręce zaczęły drzeć.

-Nie.. -przerażona pokiwałam głową, nie mogąc w to uwierzyć.
-Nie! -powtórzyłam, mocno się w niego wtulając. Zaczęłam łkać, ściskając go. A co, jeśli przytulam go ostatni raz?..

-Nie zostaniesz sama. Nic się nie stanie, po prostu bądź grzeczna, dobrze? Nie sprawiaj problemów, słuchaj się Joseph'a. -rozkazał. Zachowywał spokój, lecz był to tylko pozór. Zdradzało go jego szybko bijące serce. Wsłuchałam się w nie, przytulając go jeszcze mocniej. Zupełnie tak, jakby miał uciec na zawsze.

-Nie odchodź.. Proszę Cię, nie zostawiaj mnie tu! -wybełkotałam zalana łzami.

-Muszę. Niedługo wrócę.. -odsunął mnie od siebie i ponownie spojrzał mi w oczy.
-Kocham Cię. Nie bój się.. Nie analizuj, nie płacz. Jest późno, połóż się spać. Rano będę przy Tobie, wszystko będzie jak wcześniej. -obiecał, zakładając mi włosy za ucho. Nie wiem, czy mogę mu w to uwierzyć.

Czule mnie pocałował, po czym delikatnie pogładził mój brzuch. Puściłam jego bluzę, którą wcześniej kurczowo trzymałam. To na nic, nie powstrzymam go.. Odszedł. Gdy był blisko drzwi, z bólem zerknął na mnie po raz ostatni. Ciężko było mu patrzeć na mnie w takim stanie..

Starłam łzy z policzków, ale było to bezcelowe. Już po chwili pojawiły się następne.. Po prostu stałam zaplakana, patrząc jak przechodzi przez próg. Zniknął.. Odczułam niewyobrażalną pustkę.

Dostrzegłam światła reflektorów samochodu przedostające się przez fragment niezasłonionego okna. To oznacza, że odjechał..

Nie wytrzymałam, zaczęłam płakać. Wybuchłam całym tym strachem i smutkiem. Cofnęłam się, przez co uderzyłam plecami o ścianę. Zsunęłam się po niej, nie mogąc poradzić sobie z tym wszystkim. Zignorowałam obecność mężczyzn, po prostu bezradnie zanosiłam się płaczem. Już za nim tęsknię.. Chcę, żeby wrócił do domu, chcę spokojnie zasnąć wtulona w niego.. Nie chcę przeżywać tego piekła.

You Can Be The Boss 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz