Carmen POV:
Droga do domu była dla mnie bardzo trudna. Ciężko było mi udawać, że wszystko jest w porządku, podczas gdy niemal dławiłam się łzami. Wróciłam wspomnieniami do przeszłości
Tak naprawdę, nie miałam ani chwili na pobycie samej i uspokojenie się. Alex widział, że coś jest nie tak i kilka razy zapytał, ale odpowiadałam, że czuję się dobrze. Poddał się i w ogóle nie rozmawialiśmy. Przez wszystkie te godziny wpatrywałam się w komórkę, aż nie rozbolała mnie głowa.
Zaparkowaliśmy przed domem. Alex wysiadł, ale ja potrzebowałam jeszcze chwili. Oddałam mu smycz i przesiadłam się na przednie siedzenie. Rozłożyłam lusterko, aby dokładnie poprawić makijaż. Wyciągnęłam z torebki chusteczkę i ostatni raz przetarłam nią policzki.
-Nie mów mu, że płakałam. -poprosiłam, wysiadając z samochodu.
-Dobrze, nie będę się wtrącać. To Ty musisz mu powiedzieć. Powinien wiedzieć.. -zabrzmiał, jakby trochę się martwił. Zablokował samochód kluczykiem, po czym podeszliśmy do drzwi.
-Powiem mu potem. To nic takiego, nie chcę psuć mu tego wieczoru. -pociągnęłam za klamkę i weszłam jako pierwsza.
Ash stał w kuchni i robił dla nas kolację. Mój ulubiony makaron.. Szkoda, że go nie zjem.
-Już jesteś? Miałaś być o.. -nie dokończył, bo Alex wprowadził psy, które od razu zaczęły szczekać. Wypuścił smycz z rąk, bo nie dał rady ich utrzymać, były zbyt silne.
Stęsknione pobiegły do niego. Prawie go przewróciły, co spowodowało jego śmiech. Potrzebował chwili, aby pojąć, co się dzieje. Był zszokowany, ale szczęśliwy.
-Jezu, Carmen! -zaśmiał się. Nie mógł w to uwierzyć. Usiadł na podłodze, a te rzuciły mu się na szyję. Od razu zmieniły zachowanie, więc odpiął im niewygodne kagańce. Tęskniły za nim, dlatego były groźne i niespokojne. Teraz wydają się być nawet urocze.
Opłacało się. Za ten uśmiech mogłabym zrobić wszystko.. Kocham widzieć go szczęśliwego. Ten widok roztopił mi serce.
-Miałaś być z Hope..
-Niespodzianka. -podeszłam do niego i również usiadłam na ziemi. Wtuliłam się w jego rękę i oparłam mu głowę na ramieniu. Pocałował mnie w czoło, podczas gdy ja ściskałam go, jakby miało mi to pomóc. Cóż za zaskoczenie. Nie pomogło.
-Jak wy to zrobiliście? -spojrzał na Alexa, który podszedł do patelni i zaczął w niej mieszać.
-To był pomysł Carmen, jej się pytaj. Trzeba zdjąć z gazu, bo się spali. -odpowiedział.
-Wyjmij talerze, są w szafce u góry.
-Mi nie nakładaj. -powiedziałam szybko, gdy miał zamiar wyjąć trzeci talerz.
-Dlaczego? Jechaliśmy długo, nic nie jadłaś. -wygadał się. Nie chciałam, aby Ash o tym wiedział. Miałam zamiar kupić sobie coś na stacji w drodze powrotnej, ale sprawy potoczyły się inaczej.
-Droga trochę mnie zmuliła. Źle reaguję, gdy jestem w samochodzie zbyt długo. Pójdę się położyć, muszę odpocząć. -powoli odkleiłam się od Ashtona.
-Mam nadzieję, że zachowałaś rozsądek i nie zbliżałaś się zbyt bardzo. -zatrzymał mnie, gdy miałam wstawać.
-Nie byłam tam. Ojciec sam chciał oddać psy, mowił, że ma ich dość. O niczym nie wie. Spotkałam się z Oliverem na stacji benzynowej, daleko od domu.
-Dziękuję.. Cieszę się. Naprawdę. Tęskniłem za nimi.. -te słowa sprawiły, że słabo się uśmiechnęłam. Pocałowałam go w policzek, a następnie podniosłam się z podłogi.
Złapałam za torebkę i dostałam się na górę. Weszłam do sypialni, gdzie przebrałam się w luźną, wygodną piżamę.
Sięgnęłam po komórkę. Zauważyłam wiadomość od Olivera. Były to tylko trzy słowa. ,, Nie przejmuj się ". Dziękuję, to świetna rada. Czuję się dużo lepiej, skaczę z radości. Wszystkie moje zmartwienia zniknęły.
Nie odpisałam. Podłączyłam telefon do ładowarki i od razu położyłam się do łóżka.
To trudne, ale jeśli ktoś nie miał takich problemów, nigdy nie poczuje jak to jest. Trzeba to przeżyć, żeby zobaczyć jakie to ciężkie. Mało kto rozumie, że nie da się od tak przestać.
Bywa, że Ashton nie wie jak mnie pocieszyć. Po prostu nie męczy się z tym. Jest wysportowany, wygląda idealnie. Je, tyle ile chce. To, co chce.. Jeśli ma na coś ochotę, po prostu bierze to i je. Nie czyta składu, gramatury i kaloryczności. Oddałabym wiele, aby móc robić to samo..
♡♡♡
Spędziłam cały dzień z Ashtonem i jego rodziną. Babcią, Alexem i Peterem. Próbowałam być twarda, ale złamałam się i zjadłam ciasto. Tylko dlatego, że kobieta sama piekła je z myślą o nas. Jest tak kochana i miła, że ciężko było jej odmówić. Było pyszne, lecz ciągle myślałam o tym, ile ma kalorii. To męczące, a zarazem wyniszczające moją psychikę.
Mieliśmy już wracać, ale Peter bardzo chciał iść na plac zabaw. Zgodziliśmy się, bo strasznie nalegał.
-Nie jest Ci zimno? -zaczepiłam go, gdy był blisko.
-Mówił Ci dziesięć minut temu. Przestań, Carmen.. Jesteś nadopiekuńcza. -Ashton odpowiedział za niego.
-Po prostu nie chcę, żeby się rozchorował.. -westchnęłam.
-Ash, chodź zobacz co dla Ciebie narysowałem! -krzyknął, biegnąc w stronę chodnika. Wspólnie z jakimś chłopcem rysowali po nim kredą.
-Pokaż. -wstał z ławki i za nim poszedł.
Spojrzałam na mężczyznę, który siedział niedaleko nas. Miałam wrażenie, że ciągle się na mnie gapi i nie pomyliłam się. Patrzyłam na niego, a ten nie odwrócił głowy. Wpatrywał mi się prosto w oczy, przez co poczułam się niezręcznie. Był tam sam. Zupełnie sam na terenie placu zabaw.. To było dziwne.
Nagle wstał i przesiadł się na ławkę bliżej. Przestał patrzeć dopiero, gdy Ashton wrócił i usiadł obok. Tylko na chwilę, bo kontynuował, gdy tamten zajął się telefonem.
Stwierdziłam, że nie będę go tym dręczyć. Pewnie coś sobie ubzdurałam.. Możliwe, że patrzy, bo jestem brzydka, a tamta ławka była brudna. Nie ma w tym żadnego innego sensu, wymyślam to sobie.
Peter biegł obok, gdy ten nagle podstawił mu nogę. Przewrócił się i zaczął płakać.. Facet nie pomógł mu, za to po prostu podniósł się i odszedł. Skurwiel zrobił to specjalnie..
Pobiegłam do chłopca i zaczęłam go uspokajać. Miał całe zdarte kolano. Pojawiła się krew, przez co zaczął panikować.
Ashton nie siedział obojętnie i szybko do nas podszedł.
-Widziałeś to?.. -zapytałam, gdy odchodzący mężczyzna spojrzał za siebie i uśmiechnął się do mnie.
-Co? -zmarszczył brwi. Niczego nie zauważył.. -Nie płacz, nic się nie stało. To tylko kolano, zaraz Ci przejdzie. Wstawaj, nie przesadzaj. -zignorował to, co mówiłam. Teraz wiem, że to nie tylko moje urojenia.. Coś jest tu nie tak.
♡♡♡