Rozdział 26

1.2K 67 3
                                    

Carmen POV:

Ashton wyszedł na chwilę do Logana, więc miałam trochę czasu. Zaczęłam zastanawiać się w jaki sposób wyczarować tort w dziesięć minut. Muszę pomyśleć o czymś innym.

Weszłam do kuchni. Przypomniałam sobie o czekoladowej muffince, którą niedawno kupiłam. Otworzyłam szafkę i ją wyjęłam. Zabrałam też folię spożywczą. Urwałam duże kawałki i zgniotłam tak, aby powstały dwie cyfry.

Zobaczyłam Ashtona w oknie, przez co pobiegłam po zapalniczkę i zapałki leżące na blacie. Wszedł do domu, a ja włożyłam folię i zapałkę do muffinki. Odpaliłam ją i szybko do niego podeszłam.

-Wszystkiego najlepszego! -zaskoczyłam go w progu. Spojrzał na swój prowizoryczny tort i zaczął się śmiać. -Pomyśl życzenie, bo pali się trochę krócej, niż świeczka. -powiedziałam rozbawiona, a ten szybko ją zdmuchnął.

-Mam sześćdziesiąt dwa lata? -zapytał, a ja zauważyłam, że podałam ją w złą stronę. Natychmiast ją odwróciłam.

-Jesteś stary, ale nie aż tak. -wybuchłam śmiechem.

-Dzięki, pocieszyłaś mnie. -zaśmiał się, czule mnie przytulając. Trzymał w ręce opakowane w satynową folię pudełko. Złapałam za nie, ale szybko mi je zabrał.

-Podziel się tymi czekoladkami. Starzy ludzie nie mogą jeść tyle słodyczy, mają spowolniony metabolizm. -zażartowałam.

-To chyba nie czekoladki.

-Nie chcesz otworzyć? -zmarszczyłam brwi. Ja na jego miejscu zerwałabym papier sekundę po dostaniu pudełka do rąk. Jestem okropnie ciekawska, muszę wszystko wiedzieć. Mam ochotę otworzyć ten prezent za niego.

-Może potem. -uśmiechnął się, odkładając je na blat.

-Ważne, że jest butelka. -odniosłam się do drogiego wina, które trzymał w drugiej ręce.

-Zapomniałem o tym. -spojrzał na nią.

-Jak chcesz spędzić ten dzień? -stanęłam na palcach i z uśmiechem powiesiłam mu ręce na karku.

-Południe spędzimy razem. Wieczór.. Nie wiem, zobaczę. Pewnie Logan coś wymyśli. Chciałbym pojechać na cmentarz, ale to za daleko. -po tym zdaniu mój uśmiech znikł.

-Przykro mi, Ash.. -wplątałam palce w jego włosy. -Wiem, że to pewnie Cię nie pocieszy, ale nadal masz jakąś część rodziny. Wróciłeś do tego miasta i chociaż nie było Cię przez lata, tu nadal jest Twoje miejsce. -próbowałam podnieść go na duchu. To musi być okropne.. Na cmentarz powinno chodzić się z rodzicami, nie do rodziców. Nie jako dziecko..

-Moje miejsce jest gdziekolwiek, gdzie jesteś Ty. -spowodował, że znów się uśmiechnęłam. Rozpoczął czuły pocałunek, kładąc ręce na moich biodrach.

Zrozumiałam, że tak naprawdę to ja nie mam rodziny. Uciekłam z miasta, nie mam numeru telefonu do kogokolwiek. On jest jedyną bliską mi osobą.

♡♡♡

Logan wpadł na ,, świetny " pomysł. Ściągnął do naszego domu każdego znajomego. Oni ściągneli jeszcze innych. Inni innych, aż dom nie przepełnił się masą ludzi. Miałam wrażenie, że jestem w klubie, a nie we własnym mieszkaniu. Dom jest ogromny, a mimo to nie mogłam przejść metra bez natknięcia się na kogoś. Muzyka dudniła mi w uszach, było mi duszno i miałam ochotę każdego stąd wyrzucić. Trzymałam się z Hope, żeby nie zwariować.

-Przestań tak wszystkiego pilnować. -wybuchła śmiechem, patrząc jak ciągle się rozglądam.

-Przecież oni wszystko ukradną! Logan jest pierdolonym bezmózgiem.. Niech zniknie chociaż jedna rzecz, to go zabiję. -odpowiedziałam, trzymając drinka.

-Uspokój się.. Nikt nic nie ukradnie. Trzeba by być debilem, żeby coś wynieść.

-Tu jest jakaś setka ludzi! Każdy może wziąć sobie co chce i wyjść.

-Wiesz co? Proponuję Ci, żebyś stanęła na tym stole, wzięła latarkę i patrzyła na każdego po kolei. Możesz też siedzieć przy drzwiach i przeszukiwać osoby, które wychodzą. -zachichotała. Powiedziała to w taki sposób, że ciężko było się nie zaśmiać. -Wyluzuj.. Ważne, że Ash dobrze się bawi, to jego dzień. Pozna wielu znajomych, przyda mi się to. -przypomniała mi o nim.

-Ash.. Gdzie on jest? Jezu, a co, jeśli.. -nie potrafiłam dokończyć. Ufam mu, ale obawiam się, że mógł złamać obietnicę. Zaczęłam się rozglądać, ale zamiast niego, zobaczyłam chłopaka, którego ostatnio spotkałam w klubie. Spojrzał na mnie, a ja szybko się odwróciłam. Nie chciałam z nim rozmawiać i liczyłam na to, że zgubi mnie w tłumie.

-Co on tu robi? -zdziwiła się Hope. Również nie ukrywałam zdziwienia.

-Nie ma mnie tu. Nie ma mnie tu.. -powtarzałam, w ogóle się nie ruszając.

-Idzie. -powiadomiła, a ja cała się spięłam. Jeszcze tego brakowało.. -Poczekaj, Nate czegoś chce. -powiedziała. Nie zdążyłam nawet zareagować, bo już jej przy mnie nie było. Cholera..

-Cześć, Carmel. Pamiętasz mnie? -obszedł mnie i przede mną stanął. Naprawdę, moje imię jest aż tak trudne?

-Nie bardzo. -skłamałam, wpatrując się w szklankę.

-Mhm.. Dolać Ci? -próbował za nią złapać, ale mu na to nie pozwoliłam. Wygląda na takiego, który chętnie by coś do niej wrzucił.

-Sama naleję sobie, gdy będę miała ochotę. -spojrzałam na niego. Uśmiechnął się i zbliżył, a ja postawiłam krok w bok. Muzyka stała się dużo głośniejsza. Próbował coś do mnie mówić, ale nie mogłam go zrozumieć.

Nagle usiadł na kanapie. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że pociągnął mnie za sobą i wylądowałam na jego kolanach. Próbowałam się wyrwać, ale ten mocno mnie przytulał. Kurwa, co z nim jest nie tak?

-Puść mnie! -podniosłam głos, ale mimo to, nic nie usłyszał. Znowu zaczęłam niespokojnie się wiercić. Zaśmiał mi się do ucha, nie pojmując, że chcę się wydostać. On chyba jest jakiś nienormalny..

W pewnej chwili dostrzegłam Ashtona. Szybko kierował się w naszą stronę, a ja stawałam się coraz bardziej spięta. Patrzył na mnie z ogromnym gniewem, jakbym usiadła na nim celowo.

Złapał mnie za nadgarstek i podniósł. Wydostał mnie z jego objęcia w sekundę, podczas gdy ja długo się z tym męczyłam.

♡♡♡
Instagram: wiktoria_salvatore
Tiktok: carmen.stargirl
♡♡♡

You Can Be The Boss 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz