Carmen POV:
Zostałam na chwilę z Lily, aby upewnić się, czy na pewno wszystko jest w porządku. Długo rozmawiałyśmy, wytłumaczyła dlaczego nie dowiedziałam się o tym wcześniej. Tłumaczenie to nie miało żadnego sensu.. Powiedziała, że nie chciała abym się martwiła, nie chciała być problemem. Nigdy nim nie była, nie jest i nie będzie. Rozmawiałyśmy o wielu trudnych sprawach, nie brakowało nam emocji.
Wzięłam ostatniego łyka kawy, patrząc na Ashtona. Zabawnie przymrużył oczy, na co się zaśmiałam. Robił awanturę, bo niby nie powinnam spożywać kofeiny. Przyjechaliśmy do galerii, aby pooglądać jakieś urocze rzeczy w dziecięcym sklepie.
Od razu po wejściu wstąpiliśmy na śniadanie do knajpy.-Przecież tu jest więcej mleka, niż kawy.. -odłożyłam pusty kubek.
-Muszę o Ciebie zadbać, bo Ty o tym zapominasz. Potem podjedziemy do apteki. Kupię Ci nowe witaminy, tamte już się kończą.
-Jesteś słodki.. -przyznałam z uśmiechem.
-Ty też. -odpowiedział, ścierając czekoladę z kącika moich ust. Oblizał palec, a ja sięgnęłam po chusteczkę i dokładniej wytarłam usta. To pozostałość po naleśnikach.
Kelnerka dostrzegła nasze puste talerze. Od jakiegoś czasu łazi dookoła nas, a raczej dookoła Ashtona. Tamten jednak ignoruje ją i nawet na nią nie zerka. Jest skupiony tylko i wyłącznie na mnie.
-Przygotowałam rachunek. -odezwała się, jak zahipnotyzowana wpatrując się w niego z głupim uśmieszkiem. Nie wytrzymałam.. Nie miałam zamiaru panować nad złością.
-Mogłabyś przestać ślinić się do mojego narzeczonego? -zapytałam, a ta wreszcie przeniosła wzrok na mnie.
-Daję tylko rachunek. -odpowiedziała zirytowana moją obecnością. Chyba coś jej się pomyliło.. Szybko sięgnęłam po niego i przeczytałam kwotę. Złapałam za jego portfel.
-A ja tylko go opłacam. -podałam jej bankont, lecz nadal stała jak słup.
-Na co czekasz, potrzebujesz czegoś? Resztę możesz sobie zatrzymać. -pogoniłam ją.Westchnęła wkurzona, zabierając ode mnie pieniądze. Ostatni raz zmierzyła go spojrzeniem, jakby był jakąś pieprzoną nagrodą do oglądania. Odeszła, a ten się zaśmiał. Podniosłam się i powiesiłam swoją torebkę na ramieniu. Zabrałam nasze puste naczynia, a następnie podeszłam do dziewczyny i położyłam je na tacy, którą trzymała. Najpierw talerze, a później filiżanka z resztką kawy. Prawie ją oblałam, przytrzymała ją w ostatniej chwili. Szkoda..
Złapałam Ashtona za rękę, odeszliśmy. Nie mógł w to uwierzyć, patrzył na mnie z podziwem. Zaczęliśmy kierować się w stronę sklepu.
-Carmen, jaka agresja.. Mówiłem, że kofeina Ci nie służy. -zażartował.
-Podobało mi się to. -przyznał.-A mi nie.. Chwila i oberwałaby tym talerzem. -parsknęłam śmiechem.
-Mam dość tego, że lecą na Ciebie wszystkie dziewczyny. -wyznałam to, co od dawna siedzi we mnie i nie daje mi spokoju. Nie dziwi mnie to, bo jest bardzo przystojny, ale nie akceptuję tego. Mimo, że nie wykazuje nimi zainteresowania, gdzieś w głębi duszy boję się, że mnie zastąpi. Mówi, że jestem piękna, ale sama w to nie wierzę. Nie w takim stopniu jak niektóre gapiące się na niego kobiety.-Myślę, że trochę wyolbrzymiasz.
-Wcale, że nie. Gapią się na Ciebie, ciężko tego nie zauważyć. Gdy zobaczą Twój samochód, już całkiem dostają szału. Gdyby mogły, na siłę wepchałyby się do środka.
-Ale nie mogą. Nie zwracaj uwagi, tak samo jak ja. Widzę tylko Ciebie, nie obchodzi mnie nikt inny. Po prostu to ignoruj.
-Łatwo Ci mówić.. Gdybyś był na moim miejscu, też byś się wkurzył.