Carmen POV:
Nagle usłyszałam głos Ashtona. Był kojący jak nigdy.. Dał mi ogromną ulgę. Ponownie uratował mi życie. Przez chwilę czułam się, jakbym naprawdę miała je stracić.. Nigdy nie byłam aż tak przerażona.
-Carmen?! -zawołał zaniepokojony.
Otworzyłam oczy. Skurcz zaczął mijać, był coraz słabszy. Mimo to, byłam w ogromnym szoku i strachu.
-Boję się.. -wybełkotałam zalana łzami, potwierdzając swoją obecność.
-Jestem tu. -przyłożył dłoń do drzwi, a ja cała zadrżałam.
-Powiedz mi co się stało.. Otwórz drzwi.-Lily, jesteś tam?! -odezwał się James.
-Tak.. -puściła mnie i podniosła się. Dopiero wtedy zauważyłam, że cała się trzęsie. Pociągnęła za sznurek zawieszony na suficie. Włączyła lampę, jej światło mnie oślepiło.
-Jesteście ranne, potrzebujecie pomocy?! -zapytał.
-Ja nie, ale Carmen chyba ma skurcz.. -poinformowała załamującym się głosem.
-Jak to skurcz?! -krzyknął Ashton. To wywołało w nim istną panikę. Do końca wyłamał zamek, który już wcześniej był naruszony.
Zebrałam w sobie resztki sił, aby się przesunąć. Skuliłam się w kącie, usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a następnie huk popychanej komody. Zakryłam uszy, ten hałas sprawił, że wszystko do mnie wróciło..
Ashton wparował do środka i od razu mnie podniósł. Musiał mnie trzymać, nie miałam siły utrzymać się na nogach, nie czułam ich..
Objął dłonią moją twarz i zaczął oglądać mnie z ogromnym zmartwieniem. Nie wiedział co się stało, nie był niczego świadomy.
-Masz skurcz? -spanikowany spojrzał mi w oczy. Nie odpowiedziałam, za to wyczerpana pokiwałam przecząco głową. Nie miałam pojęcia co dzieje się dookoła mnie.. Wszystko działo się zbyt szybko, zbyt intensywnie. Straciłam rozum.
Zamknął mnie w swoich silnych ramionach, dając mi poczucia bezpieczeństwa. Potrzebowałam chwili, ale wreszcie pojęłam, że to wszystko dobiegło końca. Jestem tu z nim i choć mam w głowie jeden wielki mętlik, on tutaj jest. Wrócił, a ja żyję..
Wybuchłam tymi wszystkimi emocjami, mocno go ściskając. Nie był to już tylko strach, była to reakcja na to traumatyczne wydarzenie. Mój płacz był tak głośny, że przypominał krzyk. Zanosiłam się nim, dusiłam się łzami.
-Nie zostawiaj mnie! -pisnęłam, gdy jego uścisk się poluźnił.
-Musimy stąd wyjść, kochanie.. Wszystko w porządku. -pogłaskał mnie po głowie.
-Nic nie jest w porządku i dobrze o tym wiesz. -wtrącił sie James.
Wyszliśmy z zaplecza, tam światło było jeszcze bardziej intensywne. Ashton usiadł ze mną na krześle, znajdowałam się na jego kolanach. Wtuliłam się w niego, a ten zaczął delikatnie mną kołysać. Położył dłoń na moim brzuchu, zrobiłam to samo. Gdy poczułam skurcz, prawie zemdlałam. Wsłuchałam się w intensywne bicie jego serca.
-Lily, wstań.. Nie dotykaj tego, skaleczysz się.. -usłyszałam słaby głos Jamesa.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam klęczacą na podłodze dziewczynę. Załamana próbowała zebrać kawałki potrzaskanej porcelany, było ich mnóstwo..
-Zniszczyli wszystko co miałam.. Zniszczyli to. -mruknęła, nie mogąc w to uwierzyć.
Znów wybuchłam płaczem, nie potrafiłam nad tym zapanować. Co chwilę powraca to do mnie ze zwiększoną siłą. Gdy przez moment czuję się spokojnie, to uderza we mnie dwa razy bardziej.