Rozdział 72

572 37 3
                                    

Carmen POV:

Z czasem zapomniałam o tamtym uczuciu, jakoś je w sobie stłumiłam. Nie chciałam, żeby mój nastrój zniszczył mi tą chwilę, szczególnie, że nie wydarzyło się nic złego. To ja sama ranię swoje własne uczucia, przesadnie wszystko analizując. Nikt mnie nie skrzywdził, to ja skrzywdziłam siebie sama. Nie powinnam tego robić.

Przyjęcie przeciągnęło się do późna, jest już północ, a goście wyszli dopiero niedawno. Narobili sporo bałaganu, do umycia zostało mnóstwo naczyń.. Pomyślałam, że przydałaby się moja pomoc.

-Zostanę jeszcze chwilę i pomogę Lily. -poinformowałam siedzącego obok Ashtona.

-Jest już późno, powinnaś odpocząć.. Nie możesz tak się przemęczać. -odpowiedział.

-Nie jestem zmęczona. Ciąża to nie choroba, Ashton.. -przypomniałam kolejny raz.

-Jak chcesz, ja za ten czas wyjdę do sklepu. -podniósł się z krzesła.
-Lily, jest w pobliżu jakiś całodobowy?! -krzyknął do dziewczyny przebywającej na zapleczu.

Opuściła pomieszczenie i weszła do nas, aby udzielić mu odpowiedzi.

-Nie, wszystko już pozamykane.

-To pojadę na stację benzynową. -sięgnął po swoją kurtkę, założył ją.

-Po co idziesz do sklepu? -zmarszczyłam brwi, a ten złączył usta w cienką linię. Domyśliłam się.. Papierosy. Już wcześniej dziwnie się zachowywał, brakowało mu nikotyny. Obiecał, że też przestanie palić, ale nie potrafi się powstrzymać.

-Tylko paczkę. -zbliżył się do mnie, a ja ciężko westchnęłam. Dał mi szybkiego, ale i czułego buziaka.

-Niech idzie, będziemy miały okazję poplotkować. -zaśmiała się Lily, siadając obok mnie.

-James, też idziesz? -zaproponował mu.

-Jasne. Nie wiem, czy chcę tego słuchać. -również sięgnął po kurtkę.

-Idź, będziemy Cię obgadywać. -zażartowała.

-To, jaki jestem cudowny? -podniósł brwi.

-To, jaki jesteś wścibski. -parsknęłam śmiechem.

-Możecie dodać jeszcze, że wpierdala się w najmniej korzystnych momentach. -dodał Ash, otwierając drzwi.
-Będziemy za dwadzieścia minut. Nie chcę widzieć, że coś dźwigasz. -ostrzegł mnie.

-Idźcie.. -pogoniłam ich ręką.

Wyszli, a ja westchnęłam. Lily podniosła się i podeszła do drzwi. Zamknęła je na zamek, dodatkowo poszła sprawdzić, czy tylnie rownież zą zabezpieczone.

Gdy była już pewna, wróciła do mnie. Ma rację, będziemy bezpieczniejsze.

Obróciłam się i wpatrzyłam w okno. Przez chwilę patrzyłam jak wsiadają do samochodu. Poczułam w środku jakieś dziwne, złe przeczucie..

-Co się dzieje? -zapytała siedząca przede mną dziewczyna.

Odjechali, ale mimo to przez chwilę wpatrywałam się w pustą drogę.

-Nic. -odwróciłam głowę.

-Przecież widzę..

-Jestem zmęczona, to był długi wieczór. -oparłam łokcie o stół.

-Carmen, nie oszukasz mnie. Coś jest nie tak, czuję to. Ashton co chwile patrzy na Ciebie jakby sprawdzał czy nic Ci nie jest. -w jej głosie wyczułam zmartwienie.

Zgryzłam wargę, wpatrując się w stół. Negatywne uczucia wróciły..

-Po prostu.. -zaczęłam, lecz nie wiedziałam jak ubrać to w słowa.
-Sama nie wiem, Lily. Nie wiem co się ze mną dzieje. Nie potrafię zaakceptować tego, że dziecko mnie zmienia i czuję się przez to jak potwór. -spojrzałam na nią zmieszana.

You Can Be The Boss 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz