Rozdział 25

1.2K 71 3
                                    

Ashton POV:

Nie powinienem tego robić, ale wielolrotnie sprawdzałem lokalizację telefonu Carmen. Dostałem szału, gdy zobaczyłem, że jest w klubie. Miałem ochotę tam jechać, ale byłem pod wpływem. Odezwała się we mnie cząstka rozumu i się powstrzymałem. Na szczęście wróciła do Hope i została tam na resztę nocy. Pora na to, aby wróciła do domu. Brakuje mi jej..

Zapukałem do drzwi. Trochę poczekałem, ale Hope nareszcie mi otworzyła. Spojrzała na mnie zdezorientowana i lekko wkurzona, jakbym właśnie ją obudził. Prawdopodobnie tak się stało, bo miała rozmazany makijaż.

-Mogę wejść? -zapytałem. Od momentu, w którym pomogła mi znaleźć Mendeza, nasza relacja się polepszyła. Pokazała, że nie jest tylko głupią znajomą i można na niej polegać.

-Jeśli musisz.. -westchnęła, przepuszczając mnie przez próg. Wszedłem do mieszkania i od razu zajrzałem do pokoju, w którym spała Carmen. -Wiesz, że zjebałeś?

-Ta.. -przyznałem. Są dni, w których siebie nienawidzę. Ten jest jednym z nich. Mam urodziny, ale bez niej nie potrafię się z niczego cieszyć. Potrzebuję jej obok.

- ,,Pieprzysz się z nim, czy co?". Serio, Ashton? -zacytowała.

-Czy jest jakaś rzecz, o której ona Ci nie mówi? -przeniosłem wzrok na nią.

-Ona nie widzi poza Tobą świata. Wczoraj miała okazję zrobić Ci na złość, ale tego nie wykorzystała. Przyczepił się chłopak, który był w jej typie, a ona nawet nie chciała na niego patrzeć. Mam Cię już dość, słuchałam o Tobie przez cały wieczór.

-Jestem na siebie wystarczająco wściekły, nie musisz mi dopierdalać. Słuchaj.. -podszedłem do sypialni i delikatnie zamknąłem drzwi. Odszedłem do kuchni, aby Carmen na pewno nic nie usłyszała.

-A Tobie co? -podeszła do mnie, po tym jak zasugerowałem jej to ręką.

-Zaczyna się domyślać. Wczoraj zapytała, czy to ja go zabiłem. Skłamałem, ale na pewno będzie w tym grzebać. -powiedziałem szeptem.

-I co ja mam z tym wspólnego? -zmarszczyła brwi.

-Musisz zrobić wszystko, żeby się nie dowiedziała. Wymyśl coś, jesteś inteligentna.

-Nie chcę jej oszukiwać.. Stała się dla mnie ważna, nie potrafię.

-Błagam Cię, Hope. To będzie przysługa. -nie proponowałem jej pieniędzy, bo Logan zarabia tak samo, jak ja. Nie brakuje jej tego. Bardziej przyda jej się ktoś zaufany.

-Jezu, dobra.. -zgodziła się, przez co słabo się uśmiechnąłem. -Ale zrań ją jeszcze raz, to zmienię zdanie. -zagroziła. Ruszyłem ręką i przypadkowo strąciłem patelnie z kuchenki. Uderzyła o ziemię, powodując huk.

-Kurwa! -wydałem się. Trochę za głośno, bo już po chwili usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Zaspana Carmen wyszła z pokoju i spojrzała na mnie zdziwiona. W jej oczach kryło się wiele bólu.. Gdy wiem, że cierpi z mojego powodu, mam wrażenie, że jestem najgorszym człowiekiem na świecie. -Powiedz coś.. Nie patrz tak, bo czuję się jak potwór.

-Wszystkiego najlepszego. -wymamrotała. Byłem w szoku, że o tym pamięta.. Chciała odejść, ale zbliżyłem się i delikatnie ją złapałem.

-Jeśli wrócisz ze mną do domu, będzie to dla mnie najlepszy prezent. Nie jesteś w stanie sprawić lepszego. -przyznałem. Szantaż emocjonalny był jedyną rzeczą, która mogła zadziałać.

-Daj mi się ubrać.. -westchnęła po długim zastanowieniu się. To wywołało mój uśmiech.

Carmen POV:

Źle postąpiłam ulegając, ale nie potrafiłam inaczej. Zrobiłam to tylko ze względu na jego urodziny. Wiem, że ten dzień jest dla niego trudny. Myśli wtedy o rodzicach i z bólem wspomina sytuacje, w których jeszcze żyli. Nie chcę jeszcze bardziej mu tego utrudniać.

Wysiadłam z samochodu. Przez całą drogę milczałam. Usiadłam na tylnym siedzeniu i starałam się nawet na niego nie patrzeć. Zerkał na mnie w lusterku i parę razy nasze spojrzenia się spotkały, ale szybko odwracałam wzrok.

Podeszłam do drzwi i otworzyłam je kluczem. Weszliśmy wgłąb mieszkania. Ashton zatrzymał się, ale ja nie miałam takiego zamiaru. Kierowałam się prosto na schody.
Dostałem się na piętro i weszłam do sypialni.

Ściągnęłam buty i od razu położyłam się na łóżku. Pościel nadal miała na sobie lekką woń alkoholu. Obrzydliwe.. Wcześniej powstrzymywałam łzy, ale teraz mogłam sobie na nie pozwolić. Spływały mi po policzkach, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. Na początku tylko niespokojnie oddychałam, ale już po chwili zaczęłam łkać. Nienawidzę go nienawidzić i kocham go kochać.

Usłyszałam kroki, przez co musiałam szybko się uspokoić. Leżałam plecami do drzwi, ale wiedziałam, że wszedł do pokoju. Położył się obok i czule przytulił mnie od tyłu. To sprawiło, że nie wytrzymałam. Znów zaczęłam płakać.

-Nienawidzę Cię. Nienawidzę tej wersji Ciebie, w której podle się zachowujesz. -wyznałam załamującym się głosem.

-Wiem.. Żałuję tych słów. -odpowiedział cicho. Przytulił mnie jeszcze mocniej, jakbym miała wstać i odejść.

-Wiesz też to, że nie znoszę narkotyków. Wiesz, co przeżyłam. -ciężko było mi to nawet wspominać.

-Przepraszam. Naprawdę nie chciałem Cię wystraszyć..

-Nie boję się Ciebie. Boję się o Ciebie. Obawiam się, że skończysz jak mój brat. Jesteś jedyną osobą, jaką kocham. Jedyną, jaką mam. Nie mogę stracić Cię przez jakiś pierdolony proszek. -rozpłakałam się jeszcze mocniej.

-Nie jestem uzależniony, Carmen. Przestałem, bo wiem jakie to dla Ciebie ważne..

-To mi to pokaż. Udowodnij to. -odwróciłam się i na niego spojrzalam. Odkleił się ode mnie, po czym podszedł do szafy. Odsunął ją i wyjął z niej parę swoich spodni.

-Chodź. -wyciągnął z kieszeni woreczek. Wpatrzył się we mnie, czekając aż wstanę z łóżka. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale zrobiłam to, o co prosił. Wyszedł z sypialni, a ja za nim podążyłam.

-Gdzie Ty.. -nie zdążyłam dokończyć, bo szybko wszedł do łazienki. Otworzył opakowanie, a następnie bez żadnego zastanowienia wysypał narkotyk do toalety. Nawet się nie zawahał. Zero rozważania.

-Czy tak zachowuje się ktoś, kto jest uzależniony? Nie mam przy sobie nic więcej, ale gdybym miał, też bym wyrzucił. -mówił spokojnie. To w ogóle nie jest dla niego ważne. Nieistotne.. Było i nie ma.

Poczułam ulgę. Tak naprawdę, bardziej bolały mnie jego czyny, niż słowa, chociaż one też były okropne. Zrozumiałam, że nie chciał tego powiedzieć.

Zbliżyłam się i szybko go przytuliłam.

-Dziękuję, Ash.. -mruknęłam, gdy schował mnie w swoich silnych ramionach. Kocham to, że jestem przy nim taka mała. Mogę poczuć się bezpiecznie, jakby żadne zło nie było w stanie mnie dotknąć.

-Ja dziękuję, że wróciłaś. Bez Ciebie jest tu pusto. W nocy nie miał kto zabierać mi kołdry, nie wyspałem się. -zażartował, a ja zaśmiałam się przez łzy.

♡♡♡

You Can Be The Boss 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz