Carmen POV:
Wpatrzyłam się w prószący śnieg za oknem, podczas gdy Ashton kończył przygotowywanie śniadania. Obserwowałam spadające płatki śniegu, trzymając w dłoniach kubek ciepłej herbaty.
Miałam pewność, że wczorajszy seks nie będzie mieć żadnego znaczenia.. Myliłam się, nieco się do siebie zbliżyliśmy. Sytuacja nadal jest trudna i nie wybaczyłam mu w stu procentach, ale przestałam być tak bardzo chłodna. To niczego nie z7mieni, nie potrafię wściekać się w nieskończoność. Obiecał, że pracuje nad odejściem z pracy. To nie zmieni się z dnia na dzień, ale robi co może. Szczerze porozmawialiśmy, ufam mu..
Oboje byliśmy ubrani w luźne, komfortowe ubrania. Postanowiliśmy, że zrobimy sobie leniwy dzień i po prostu pobędziemy w domu, obejrzymy serial. Po ostatnich wydarzeniach szczególnie bardzo potrzebujemy spokoju.
Odwróciłam głowę i spojrzałam na niego. Ściągnął z patelni ostatniego naleśnika, a następnie położył go na stercie innych. Wyglądały bardzo smacznie. Podszedł do mnie z talerzem, położył go na stole wraz ze sztućcami.
-Gotujesz lepiej ode mnie, jestem zazdrosna. -powiedziałam.
-Bzdura, nikt nie gotuje lepiej od Ciebie. -usiadł obok mnie. Przełożył dwa naleśniki na mniejszy talerz, posmarował jednego czekoladą, a drugiego truskawkowym dżemem.
-Dzięki. -słabo się uśmiechnęłam, gdy mi je podał. Od razu zaczęłam jeść. Były pyszne..
-Mam ochotę na świeże truskawki.-W grudniu? -podniósł brwi.
-Tak. Takie z ketchupem. -doprecyzowałam z pełną buzią, a ten się zaśmiał.
-Masz coraz dziwniejsze zachcianki. -stwierdził, również smarując swoje naleśniki.
-Uważasz to za dziwne? Ja dopiero się rozkręcam. Zjadłabym coś takiego.. Kwaśnego. Nie, ostrego. -sama nie potrafiłam określić tego smaku.
-Wyciśnij sok z cytryny i dosyp pieprzu. -zażartował, a ja zrobiłam krzywą minę. Wróciły do mnie złe wspomnienia, wpychałam w siebie tę miksturę, gdy obsesyjnie się głodziłam. Niby miało to pomagać spalić tłuszcz i przyspieszyć metabolizm. Gówno prawda..
-Jezu, nie.. Obrzydliwe. Zmuszałam się do picia tego cholerstwa, gdy się odchudzałam. -wyznałam.
-Lepiej nie zaczynajmy tego tematu. Wiem, że to dla Ciebie trudne. -złapał mnie za dłoń.
-To prawda.. -westchnęłam. Odruchowo złapałam za słoik czekolady i odwróciłam go. Skład i tabela były zamazane czarnym markerem. Parsknęłam śmiechem, a ten puścił moją rękę. Nabił kawałek naleśnika na widelec.
-Zawsze będę krok przed Tobą. -powiedział, wymachując mi nim przed twarzą.
-Bawimy się w koparkę, czy samolot? -zapytał, a ja się zaśmiałam. Otworzyłam przy tym usta, więc przy okazji włożył mi go do buzi.-Nie musisz mnie karmić. -odebrałam mu go.
-Na pewno? Robiłem tak z Jamesem, gdy był dzieckiem. Czasami minęła godzina, zanim zjadł obiad.
-To urocze. Mój ojciec też tak robił, ale szybko tracił cierpliwość.
-Nie dziwię mu się, jesteś okropnie wybredna. -powiedział. Oburzyłam się, choć oboje doskonale wiedzieliśmy, że to prawda.
-Po prostu nie lubię próbować nowych rzeczy. -wzruszyłam ramionami.
-Wiem, w każdej restauracji najchętniej zamówiłabyś frytki. Masz kubki smakowe jak dziesięcio-latek. -odparł, na co wybuchnęłam śmiechem.