Carmen POV:
Myłam zęby, starając się nie patrzeć zbytnio na swoje odbicie w lustrze. Przed chwilą wywołałam wymioty.. Wiem, że nie powinnam, ale ciągle czuję, jakby David był obok. Słowa, które usłyszałam podczas snu nie chcą wyjść mi z głowy. Boję się, że przytyję i wszystko się powtórzy..
Przemyłam usta wodą, po czym odłożyłam szczoteczkę. Pociągnęłam za klamkę i prawie dostałam zawału, gdy zobaczyłam Ashtona. Wystraszyłam się, miało go nie być. Wyszedł do Logana, myślałam, że zostanie tam trochę dłużej.
-Długo tu stoisz? -zapytałam, przecierając kącik ust.
-Wystarczająco. -samo jego spojrzenie mówiło, że o wszystkim wie.
-Źle się poczułam i.. -próbowałam się tłumaczyć, ale mi przerwał.
-Przestań udawać, słyszałem jak wkładasz palce do gardła. -odpowiedział. Zrobiło mi się głupio..
-Wstyd mi.. To obrzydliwe, miałeś tego nie słyszeć. Nie chciałam Cię obrzydzać.. -odwróciłam od niego wzrok.
-Nie obrzydzasz mnie, po prostu się martwię. Obiecałaś, że przestaniesz. -wywołał u mnie poczucie winy.
-To było silniejsze ode mnie. -mruknęłam.
-Nic nie jest silniejsze od Ciebie. -podszedł bliżej i założył mi włosy za ucho.
-Przepraszam.. -zbliżyłam się, a ten od razu mnie przytulił.
-W zdrowiu i w chorobie.. -zacytował, a ja zaczęłam się zastanawiać. A co, jeśli ja naprawdę jestem chora? Co, jeśli to nie tylko moje dziwactwo?
-Muszę się przewietrzyć. Pochodzę obok jeziora.
-Nie odchodź za daleko. Spakuję rzeczy i będziemy wyjeżdżać. -poinformował. Odkleiłam się od niego, po czym zeszłam na dół. Zabrałam torebkę i opuściłam mieszkanie. Na szczęście Hope była u siebie. Potrzebuję pobyć sama.
Sięgnęłam do torebki po papierosy. Otworzyłam paczkę i zobaczyłam, że jest pusta. Akurat, gdy naprawdę miałam ochotę zapalić.. Wzięłabym od Ashtona, ale on pali mocniejsze, nie lubię ich. Niedaleko jest sklep, kupię sobie nowe.
Wyrzuciłam paczkę do kosza i skierowałam się do wyjścia z terenu domów. Spacer dobrze mi zrobi.
Mój telefon zawibrował, więc wyjęłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Hope.. Wysłała mi link do jakiegoś filmiku. Dużo piszemy, mamy ten sam humor i ciągle coś sobie wysyłamy. Czuję, że mogę się jej wygadać, lecz coś mnie blokuje. Wiem, że prawdopodobnie mnie zrozumie, ale jednak to dość obrzydliwa sprawa. Jest mi wstyd mówić o tym, że sama wymuszam wymioty. Nie czarujmy się, jest to mało dziewczęcy i przyjemny temat.
Spuściłam wzrok z komórki. Szybko tego pożałowałam.. Znowu zobaczyłam ojca. Nie spodziewałam się tego, zaskoczył mnie. To nie może być zbieg okoliczności..
-Co Ty tu robisz? Śledzisz mnie? -nie kryłam zaskoczenia.
-Nie mam innego wyjścia. -odpowiedział. W porównaniu do wczorajszego dnia był spokojny.
-Nie zbliżaj się do mnie. -powiedziałam, gdy postawił krok.
-Dlaczego mówisz, jakbym był jakimś potworem?
-Nie wiem kim jesteś. Prawie zabiłeś Ashtona.. -na samo to wspomnienie zaczęłam się spinać.
-Czasami żałuję, że tego nie zrobiłem. Wtedy byłabyś wolna i szczęśliwa. Nie masz o nim pojęcia, wasza miłość to tylko iluzja. On nie potrafi szczerze kochać, nie jest do tego zdolny. To chory, nienormalny człowiek.. Skrzywdzi Cię. -ponownie próbował wmówić mi kłamstwa. Pomyślałam logicznie i zastanowiłam się co mogę zrobić, żeby go ochronić.
-Już to zrobił. Rozstaliśmy się jakiś czas temu, nie chcę o nim nawet myśleć. -skłamałam.
-Jak dobrze.. -na jego twarzy pojawiła się jakby ulga. Nigdy nie zrozumiem dlaczego tak się zachowuje. Ashton jest najwspanialszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałam. Jedyne, czego chcę, to spędzić z nim resztę życia. -Gdzie on jest? -zapytał.
-Nie wiem, ale nie ma go w kraju. Poleciał do rodziny, nie pamiętam już gdzie. Chyba do Włoch. Pokłóciliśmy się, spakował rzeczy i wyszedł. Od tej pory go nie widziałam. -sama ta wizja sprawiła mi ból.
-Wróć do domu.. Chcę, żebyś była szczęśliwa.
-Jestem. Związałam się z kimś innym, jest mi tu dobrze.
-Cbociaż utrzymuj ze mną kontakt.. Wiesz co czułem, gdy nie wiedziałem co się z Tobą dzieje? Bałem się, że nie żyjesz. Myślałem, że straciłem drugie dziecko.. -powiedział to w taki sposób, że poczułam się winna.
Nie odpowiedziałam. Delikatnie mnie przytulił, ale nie protestowałam. Gdzieś w głębi duszy tego potrzebowałam.
-Dzisiaj wracam, ale jeśli chcesz, to znajdę inny hotel i zostanę dłużej. -zaproponował. Nie mogłam się na to zgodzić.
-Jedź. Obiecuję, że zadzwonię i się zobaczymy. -odpowiedziałam, chociaż wiedziałam, że tak się nie stanie.
-Dziękuję. Kocham Cię.. Zawsze będziesz mieć we mnie wsparcie, pamiętaj o tym.
-Ja Ciebie też. Do zobaczenia. -słabo się uśmiechnęłam.
Puścił mnie, a ja weszłam do sklepu. Udało się, odszedł. Patrzyłam na niego, czując łzy w oczach. Trochę mi ulżyło..
♡♡♡