Rozdział szesnasty

3K 429 44
                                    

Głód

Wpatruję się z mordem w oczach w Śmierć. Trochę to zabawne, że właśnie obmyślam, jak go zabić, żeby nikt się nie połapał. Ale nawet kąciki ust mi nie drgają, bo w moich żyłach płynie wściekłość. Chociaż nie, to już nawet nie jest wściekłość, to pieprzona furia.

– Zanim cokol...

– Wiedziałem, że ty pierwszy wyjebiesz się na zakręcie! – Zwycięzca wpada do gabinetu i chociaż z jego spojrzenia bije zadowolenie z siebie, bo frajer zgadł, to mięśnie na szczękach ma napięte jak postronki. – Wyjebałeś się na własnej, kurwa, intrydze, kretynie!

Śmierć milczy, podczas gdy Wojna obraca między palcami nożyk motylkowy. Gapi się na ostrze, które błyska za każdym razem, gdy natrafia na wiązkę światła z lampki na biurku. Nie mam pojęcia, co chodzi mu po głowie. Zazdrość? Chęć uduszenia Śmierci własnymi rękami?

Z nas wszystkich to właśnie Wojna powinien się najbardziej oburzać, a równocześnie najmniej – bo to przecież on miał ją pierwszy.

– I co teraz? – Zwycięzca zdaje się już trochę spuścić z tonu. Opada tyłkiem na kanapę w rogu gabinetu i wpatruje się w Śmierć z uniesioną brwią. – Jesteś spalony.

– Wcale nie...

– Jeśli myślisz, że Aria się nie połapała, to jesteś, kurwa, naiwny jak dziecko – cedzę przez zaciśnięte zęby.

Wojna prycha cicho pod nosem, a gdy na niego spoglądam, uśmiecha się niemal diabolicznie.

– Nawet się nie waż – ostrzega go Śmierć.

Wojna unosi głowę i spogląda wprost w jego oczy.

– Spróbuj mnie teraz powstrzymać.

#fogtownwatt

Fogtown / 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz