Pierwszy rozdział maratonowy.
***
Aria
– Asher? – wołam, schodząc na parter pensjonatu. Jest chwilę po dziewiątej i burczy mi w brzuchu, ale zanim postanowię cokolwiek przełknąć, a raczej się do tego zmusić, muszę jakoś przetransportować samochód do mechanika. – Asher? – ponawiam wołanie, gdy do moich uszu dociera stuknięcie szkła zza drewnianych drzwi wahadłowych.
Jak tylko je popycham, w nozdrza uderza mnie zapach pieczonego ciasta.
– Boże święty! – Starsza kobieta podskakuje w miejscu i przyciska do piersi beżową ścierkę, wpatrując się we mnie ze strachem, jakby zobaczyła ducha. – Ależ mnie przestraszyłaś!
– Przepraszam – mówię najbardziej szczerym głosem, jaki potrafię z siebie wykrzesać i unoszę dłonie w geście poddania. – Nie chciałam pani przestraszyć. Szukam Ashera. Wie pani, gdzie jest? – pytam, ściszając coraz bardziej głos. Wcześniej nie zauważyłam nawet, że przeprosiny niemal wykrzyczałam.
– Pojechał do centrum na zakupy – odpowiada lekko zdyszanym głosem i opiera dłoń o drewniany blat ogromnej wyspy stojącej na środku kuchni. – Powinien za niedługo wrócić.
Pocieram nos i gdy dłonią zasłaniam część twarzy, wykrzywiam usta w niezadowolonym grymasie. Nie na rękę jest mi jego nieobecność. Jak najszybciej powinnam zorganizować lawetę dla mojego samochodu, żeby ktoś na niego spojrzał. Im szybciej, tym lepiej.
– Powie mi pani, ile idzie się pieszo stąd do najbliższego mechanika?
– Piętnaście minut spacerkiem – odpowiada z delikatnym uśmiechem. – Wskazać ci drogę? Wiem, że wy młodzi lubicie używać tych swoich smartelefonów, ale z internetem u nas kiepsko. W jednym miejscu jest, a po kilku krokach znika całkowicie.
– Jeśli to nie problem, to jak najbardziej skorzystam z propozycji. Faktycznie od wjazdu do miasta mam problem z zasięgiem, więc nawigacja też raczej nie będzie działać – odpowiadam z szerokim uśmiechem, po czym opuszczam wzrok na swoje ubrania.
Chyba nie wypada chodzić po miasteczku w dresie. Co prawda, w większych miastach ludzie nie zwracają aż tak uwagi na ubiór innych, ale tutaj? Wolę nie ryzykować, bo i tak pewnie będę na językach wszystkich. Lepiej nie dodawać im powodów do plotek.
– Droga jest naprawdę prosta. – Kobiecina podchodzi do mnie, po czym chwyta delikatnie między pomarszczone palce moje przedramię i ciągnie mnie w stronę drzwi wyjściowych. Niby łagodnie, ale wystarczająco stanowczo, żebym zapomniała o tym, że chciałam się przebrać. – Jak tylko zejdziesz z wniesienia na główną drogę, skręć w lewo. Miniesz niewielki most nad potokiem, a potem kościół. Zaraz za nim jest uliczka w lewo. Będziesz musiała się trochę powspinać pod górkę, ale spokojnie, warsztat nie jest aż tak wysoko. – Klepie mnie lekko w dłoń. – Zresztą, jesteś młoda i wysportowana, więc co to dla ciebie. – Uśmiecha się uprzejmie, po czym zerka w stronę starego zegara z kukułką wiszącego na ścianie. – Możesz też poczekać na Ashera. Jestem pewna, że jak tylko wróci, z chęcią zabierze cię tam, gdzie będziesz chciała się dostać.
– Nie wątpię, ale naprawdę zależy mi na czasie, więc przejdę się i przy okazji pozwiedzam miasto.
Kobieta uśmiecha się raz jeszcze, tym razem z lekkim politowaniem, ale zanim zdołam dopytać, o co jej chodzi, wycofuje się z powrotem do kuchni.
Wzdycham i spoglądam raz jeszcze na upiorny zegar, który przypomina mi o tym, że powinnam już iść. Nie ociągam się więc dłużej niż to konieczne. Wychodzę z pensjonatu i natychmiast przyspieszam kroku.
CZYTASZ
Fogtown / 18+
RomansaMiasteczko spowite mgłą, tajemnicami i mrokiem tak gęstym, że nie sposób rozróżnić w nim jawy od snu, a prawdy wyrwać z cierni stworzonych z kłamstw. Zwycięzca, Wojna, Głód i Śmierć żywią się strachem i niosą zagładę zdroworozsądkowym decyzjom. Każd...