Rozdział czterdziesty dziewiąty

3K 400 40
                                    

Aria

Wychodzę z kuchni i prawie zderzam się z Connorem w progu. Chcę się go zapytać o dzisiejsze popołudnie, bo Gunner zgodził się na mój pomysł i powiedział, że Conny też będzie na czatach, ale gryzę się w język.

Lepiej nie psuć sobie humoru z samego rana. Od wczoraj robię wszystko, żeby rozproszyć myśli, bo za każdym razem, gdy wyobrażam sobie, jak może wyglądać rozmowa z Nate'em, robi mi się niedobrze ze strachu.

Ale nie mam zamiaru rezygnować z tego pomysłu. Mam dość życia w niewiedzy i ciągłego niepokoju ściskającego mój żołądek.

– Ty jeszcze nie w warsztacie? – pytam z uśmiechem. – Może chcesz kawy? Świeżo zaparzona. – Macham ręką w stronę szklanego dzbanka.

– Właściwie szedłem do ciebie, żeby zapytać, czy nie masz ochoty może jechać ze mną do pracy – wyjaśnia, opierając się ramieniem o framugę. Pochyla się i uśmiecha zachęcająco.

– W sumie... Czemu nie? Odwiedzę przy okazji mojego forda.

I odciągnę myśli od Nate'a.

– Świetnie. – Uśmiecha się szeroko, po czym chwyta mnie delikatnie za lewą dłoń i ciągnie w stronę wyjścia. – Wychodzimy!

– Dom jest pusty – rzucam ze śmiechem, wkładając kurtkę.

– Nie ma Michaela? – Connor ściąga brwi. – Hm, wydawało mi się, że ma dziś wolne.

– Nie widziałam go od świtu, a nie śpię... – Cóż, praktycznie nie zmrużyłam oczu w nocy przez stres. – Gdzieś od szóstej. Chyba że nie wychodził z pokoju. – Marszczę brwi i spoglądam przez ramię. – Pójść zobaczyć?

– Nie – protestuje szybko. – Pewnie śpi. Lepiej go nie budzić, jak ucina sobie starczą drzemkę. – Puszcza mi oczko i otwiera przede mną drzwi. – Cholera, pieprzony deszcz – warczy pod nosem. – Zaczekaj, podjadę autem pod schody.

Zanim zdołam powiedzieć, że przecież to tylko woda, on już jest w połowie drogi do Chargera. Wskakuje do samochodu, uruchamia ten swój głośny silnik, który nawet zmarłego by obudził, po czym wycofuje ze swojego miejsca. Chwilę później zatrzymuje się bokiem przy schodach. Otwiera drzwi, jakby chciał wysiąść, ale nie zamierzam czekać, aż podejdzie, aby zgrywać dżentelmena. Po prostu zbiegam po schodach i wskakuję do auta.

– Chciałem cię osłonić bluzą. – Spogląda na mnie, mrużąc oczy.

– Kilka kropel deszczu mnie nie skrzywdzi. Plus... Patrz, chwila w twoim towarzystwie i jestem mokra – zagaduję, nawiązując do sytuacji sprzed... Ponad tygodnia, a w sumie prawie dwóch.

A wydaje mi się, jakbym w Fogtown przebywała znacznie, znacznie dłużej.

Connor zaciska mocniej dłonie na kierownicy, a z głębi jego piersi wydobywa się coś na wzór śmiechu i kaszlu równocześnie.

– Weź, ostrzegaj, gdy weźmie cię na wspominki, bo następnym razem mogę zadławić się własną śliną.

Przewracam oczami.

– Dobrze, pozbawię się całej zabawy, ale będę ostrzegać – mamroczę niezadowolonym tonem. – Conny – szepczę już zdecydowanie milszym głosem. – Powiedz mi, co pomyślałeś, jak zobaczyłeś mnie po raz pierwszy po tych pięciu latach.

– O Chryste... – mamrocze, wypuszczając nosem długi oddech. – Mózg mi się zagrzał wtedy. Pamiętasz, jak zapytałem, czy przynieść ci śliniak? – Śmieje się sucho.

– Pamiętam. – Zwężam nieznacznie powieki. – Wkurzyłam się, ale nie miałam odwagi odpyskować tak wielkiemu i umięśnionemu facetowi.

– Uważasz, że jestem wielki i umięśniony? – Zerka na mnie z ukosa, wjeżdżając na główną drogę. – Mów mi więcej.

Fogtown / 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz