Rozdział trzydziesty pierwszy (2/2)

2.8K 460 24
                                    

Aria

Gdyby nie to, że mój nadgarstek nadal pulsuje z bólu, właśnie próbowałabym zamachnąć się na Michaela. Stoi dwa kroki przede mną, a na jego ustach widnieje irytujący mnie uśmieszek. Ma go od momentu, w  którym weszliśmy z Gunnerem do przychodni, a Hardin zauważył rozwaloną wargę mojego niemęża.

– Przestaniesz się szczerzyć i zrobisz mi to prześwietlenie? – warczę nieprzyjemnym tonem, głównie dlatego, że jestem wkurwiona, a nieustępujący ból ręki wcale nie pomaga mi opanować nerwów.

– Oczywiście, że zrobię – odpiera niemal od razu, po czym rusza w moją stronę. – Gunner, zostajesz tutaj.

– Chyba kpisz – warczy ostro.

Michael unosi brew i spogląda na niego kpiąco.

– Powinieneś przyłożyć sobie lód do szczęki. – Odwraca głowę w moją stronę i wskazuje dłonią korytarz. – Zapraszam.

Przez moment zastanawiam się, czy jednak nie poprosić, by Gunner poszedł z nami. Nie uśmiecha mi się spędzać czasu sam na sam z Michaelem, ale zaś na Holta też jestem wkurwiona.

Prycham pod nosem coś niezrozumiałego nawet dla mnie i idę we wskazanym kierunku.

– Miałeś zostać w poczekalni – warczy Michael, jak tylko Gunner za mną rusza.

– Nie, to ty powiedziałeś, że mam zostać w poczekalni. – Mężczyzna zrównuje ze mną krok, oddzielajac mnie od Michaela. – A ja postanowiłem, że mam w dupie twoje pseudo rozkazy.

– Jesteś, kurwa, uparty jak pierdolony osioł.

Niemal przystaję, słysząc z ust doktorka taką ilość przekleństw. To do niego zupełnie niepodobne. Przyglądam mu się przez chwilę ze skupieniem,  analizując wyraz jego twarzy i... dopiero teraz zauważam, że w jego oczach nie błyszczy wyłącznie irytacja, ale również niepokój. Mięśnie na jego  szczękach poruszają się nerwowo, a dłonie ma zwinięte w pięści. Co rusz je rozluźnia, jakby zbyt mocne ściskanie powodowało ból w stawach. Mojej uwadze nie umyka również fakt, że ma na sobie spodnie dresowe i bluzę z  kapturem. Nijak nie wygląda jak doktor Hardin, raczej jak... zwykły mieszkaniec Fogtown.

Nie potrafię powstrzymać mojego serca od mocniejszych uderzeń, bo przez myśl mi przemyka, że Michael spieszył się do przychodni. Nie sądzę, żeby mój umysł próbował wzbudzić we mnie przesadną nadzieję, szczególnie że jego ciemne włosy są  rozczochrane i sterczą we wszystkie strony świata.

– Możecie przestać już skakać sobie do gardeł? – syczę ze złością. – I przestańcie rozgrywać kogucie walki, skoro doskonale wiecie, że ja wiem, kim wy jesteście. Nie musicie udawać, że kochanek wkurwia się na męża i odwrotnie.

Obaj spoglądają na mnie z zaskoczeniem w oczach, ale nie czekam, aż coś powiedzą. Po prostu ruszam w stronę korytarza i jak tylko odnajduję drzwi z napisem Pracownia obrazowa, lewą ręką chwytam za klamkę. Wchodzę do środka i natychmiast kieruję się w stronę aparatu rentgenowskiego. Zatrzymuję się tuż przy nim i – cholera – gdybym miała sprawną prawą rękę, sama przygotowałabym sobie wszystko i nie musiałabym nawet czekać na Michaela.

– Odwróć się w moją stronę.

O wilku mowa.

Jak tylko na niego zerkam, wywracam do siebie oczami na widok fartucha ochronnego w jego rękach. Posłusznie jednak pozwalam mu go na siebie włożyć.

– Czy możemy potem pogadać? – zagaduje cicho  Michael, jak tylko układa moją rękę na stole. W międzyczasie go podniósł, dzięki czemu nie muszę się dziwnie wyginać i pochylać.

Fogtown / 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz