Aria
Nie potrafię uspokoić nerwów. Całym moim ciałem wstrząsają dreszcze przerażenia i obrzydzenia do samej siebie. W głowie bez przerwy od kilkunastu minut, jak zacięta płyta, powtarza się jedno zdanie: Zabiłam Olivię Brown.
Z podchodzącym do gardła sercem zatrzymuję się tuż przed wejściem na plac warsztatu. Nie wiem, czy zrobiłam dobrze, przychodząc właśnie tutaj, ale...
Nigdzie indziej pójść nie mogłam.
Muszę wiedzieć, czy to ja skrzywdziłam Olivię, a jedyną osobą w tym przeklętym mieście, która może powiedzieć mi prawdę, jest Connor.
Jak tylko dostrzegam go wychodzącego z biura w stroju roboczym, dreszcz przerażenia przebiega mi po kręgosłupie. Mężczyzna mnie nie zauważa, skupiony jest na telefonie. Nie wiem, czy odczytuje wiadomości, czy sprawdza nieodebrane połączenia, ale nie czekam, aż do mnie oddzwoni. Jeśli teraz się nie ruszę, to chyba nigdy tego nie zrobię. I choć strach zaciska pięści na mojej szyi, utrudniając oddychanie, to i tak wykonuję pierwszy krok. A potem następny. I jeszcze jeden. Aż potykam się o wystającą kostkę brukową i klnę siarczyście, zwracając na siebie uwagę.
Connor odwraca się w moja stronę i w pierwszym odruchu uśmiecha się nieznacznie, ale bardzo szybko, cholernie gwałtownie, kąciki ust mu opadają, a w oczach pojawia się niepokój.
– Aria? – Obrzuca mnie skupionym spojrzeniem, chowając telefon do spodni. – Co się...?
Niemal rzucam się w jego stronę i gdy tylko jest na wyciągnięcie ręki, mocno łapię go za przedramiona.
– Błagam, powiedz mi, czy pięć lat temu byłam w stanie kogoś skrzywdzić? Kogoś... – Głos zamiera mi w gardle i chyba nie dam rady nic więcej z siebie wydusić.
Connor blednie. Dosłownie jego twarz robi się biała jak kartka papieru. Zanim jednak zdołam spanikować, że jego reakcja jest potwierdzeniem moich słów, mężczyzna wyswobadza ręce z moich objęć i obejmuje mnie delikatnie za twarz. Wbija we mnie stanowcze, cholernie poważne spojrzenie.
– Nie wiem, skąd ci to przyszło do głowy, ale nigdy, przenigdy nie zrobiłabyś nikomu krzywdy. – Jego głos jest stanowczy. Tak stanowczy, jakby w stu procentach wierzył w swoje słowa. – Nie byłabyś zdolna nawet muchy skrzywdzić. – Odgarnia mi z twarzy wilgotne włosy. – Chryste, jesteś przemarznięta – mamrocze na bezdechu, zanim chwyta mnie za dłoń i ciągnie w stronę biura. – I masz brudny opatrunek. Trzeba go zmienić. – Zerka na mnie przez ramię. – Kurwa, wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
– Bo zobaczyłam – wyduszam z ledwością.
Connor ściąga brwi, ale chwilowo chyba nie zamierza o nic pytać, tylko skupia się na doprowadzeniu mnie do porządku. Nigdy wcześniej nie wchodziłam tak głęboko do jego biura i być może powinnam się chociaż rozejrzeć, ale nie potrafię tego zrobić. Nieustannie skupiam się na chaotycznych myślach i na wspomnieniu znad urwiska.
Jestem tak pochłonięta przez własne przemyślenia, że nawet nie protestuję, kiedy Connor obejmuje mnie za biodra i sadza na swoim biurku. Ramieniem przesuwa papierzyska na skraj, nie przejmując się tym, że kilka z nich upada na podłogę. Jego spojrzenie zafiksowane jest na mojej twarzy – a konkretnie na podbródku.
– Kąpałaś się w jeziorze w ubraniach? – pyta, dotykając mojej bluzy. Chyba próbuje mnie rozbawić, ale kiepsko mu to wychodzi. Nie sądzę, żeby był w stanie w jakikolwiek sposób rozwiać nieprzyjemne myśli obijające się o ściany mojego umysłu. – Rozbierz się – poleca, odsuwając się powoli. – Przyniosę ci jakiś swój dres i bluzę, żebyś nie zmarzła. A potem zmienimy opatrunek i porozmawiamy.
CZYTASZ
Fogtown / 18+
RomanceMiasteczko spowite mgłą, tajemnicami i mrokiem tak gęstym, że nie sposób rozróżnić w nim jawy od snu, a prawdy wyrwać z cierni stworzonych z kłamstw. Zwycięzca, Wojna, Głód i Śmierć żywią się strachem i niosą zagładę zdroworozsądkowym decyzjom. Każd...