Rozdział pięćdziesiąty

1.9K 323 6
                                    

Michael

Wpatruję się chłodno w Connora, podczas gdy on siedzi ze zwieszoną głową na kanapie w salonie, zaciskając mocno palce na włosach. Krzyżuję ramiona na piersi i z całej siły staram się nie wrzasnąć. Naprawdę, kurwa, przychodzi mi to z ogromnym trudem, ale jakimś cudem, kiedy się odzywam, mój głos jest spokojny.

– Czy wyście powariowali?

Connor podnosi głowę i lekko nią kręci.

– Musieliśmy coś zrobić – odzywa się cicho. – To nie miało się tak, kurwa, skończyć! – warczy, a następnie pociera dłońmi twarz.

Pukam się palcami w czoło, po czym wyrzucam ramiona w powietrze. Szlag trafia mój spokój.

– A jak się miało skończyć?!

– Na pewno nie pierdolonym samobójstwem Rhodesa!

Zaciskam mocno szczęki i zgrzytam zębami.

– Kurwa, wy jesteście wszyscy... – Kręcę głową. – Was to tylko, kurwa, zamknąć w domu na cztery spusty – dodaję ciszej i opadam tyłkiem na fotel. Opieram się o niego mocno plecami i wzdycham głośno. – Dowiedzieliście się chociaż czegoś przydatnego, czy na cmentarzu pojawi się po prostu nowy grób?

Zgrzyta zębami i podnosi się z kanapy. Ma skupioną minę, a w jego oczach błyszczy żal i chyba wyrzuty sumienia.

– Nate nie zabił Olivii specjalnie, to był wypadek – tłumaczy powoli. – Aria jest przekonana, że Rhodes nie kłamał. Niby nie miał nic wspólnego z pożarem i wszystko zatuszował stary Nate'a. I raczej miał jeszcze kogoś do pomocy. – Wypuszcza oddech pełen frustracji. – Nie wiemy nic więcej. Nie mamy pewności, że wersja zdarzeń Nate'a jest prawdziwa.

– W porządku... – mamroczę pod nosem, kiwając ze zrozumieniem głową. – Martwych już nie zapytamy, kto mógł go kryć, ale...

– Zostaw mnie! – Wkurwiony wrzask Gunner przerywa mi w połowie zdania, tuż po tym mężczyzna zbiega po schodach.

– Gunner! – Aria dopada do balustrady na piętrze. – Zatrzymaj się!

Zanim zdołam się poruszyć, Connor już rzuca się na Gunnera – akurat gdy ten, chce otworzyć drzwi wyjściowe. Upadają na podłogę i chyba po raz pierwszy w życiu widzę, jak Connor zakłada komukolwiek dźwignię na szyję. Przydusza mężczyznę, aż ten ma problem z oddychaniem.

– Dobra – chrypi Gunner i odklepuje ręką w posadzkę.

Connor powoli rozluźnia uścisk, po czym wysuwa się spod Gunnera i siada obok niego. Oddycha głośno i ciężko, gapiąc się na mężczyznę, ale nie mam pojęcia, co błyszczy w jego oczach, bo nie widzę za dobrze.

– To Robert. – Gunner kaszle. – Robert nie chciał wejść do przyczepy. To on kogoś krył. Musiało tak być. Tylko to ma sens.

Aria podbiega i upada na kolana przy chłopakach.

– Błagam, Gunny, nie rób głupot. Nie możesz iść do niego. Na pewno nie dziś, nie w tym stanie – łka błagalnie, obejmując dłońmi jego twarz.

Mężczyzna podnosi wzrok i wbija go w dziewczynę. Przez chwilę po prostu na nią patrzy, a im dłużej to robi, tym więcej złości, wyrzutów sumienia i żalu dostrzegam w jego oczach. Już mam nawet interweniować, żeby nie przyszło mu do głowy pod wpływem emocji zrzucać wszystko na pomysł Arii, ale Gunner w tym czasie wzdycha głośno i przykłada dłoń do jej ręki.

– Okej – szepcze. – Nic nie zrobię.

Connor spogląda na mnie z zaskoczeniem, na co wzruszam nieznacznie ramieniem.

– Dziękuję – szepcze Aria i przytula się do Holta.

Otwieram usta, żeby coś powiedzieć, ale wtem mój telefon się rozdzwania. Zerkam na wyświetlacz i krzywię się do siebie. Burmistrz.

– Słucham? – rzucam, jak tylko przytykam urządzenie do ucha.

– Asher właśnie wprowadził mnie w temat. Musimy odwołać pozostałą część Miesiąca Strachu.

Przytakuję do siebie ruchem głowy.

– Rozumiem i jestem tego samego zdania.

– Chcecie to sami ogłosić, czy...?

– Mógłbyś wziąć zastępców i zorganizować to z nimi? – proszę. – Nie sądzę, żeby Gunner był w stanie teraz...

– Oczywiście – przerywa mi natychmiast. – Co mam powiedzieć przyjezdnym?

– Prawdę, a przynajmniej jakąś jej część. – Chrząkam, gdy oczy całej trójki skupiają się na mojej twarzy. – Powiedz, że Miesiąc Strachu od zawsze miał być czasem, w którym liczy się zabawa, a w momencie tragedii i z szacunku do zmarłego nie jesteśmy w stanie teraz tego doprowadzić do końca. To nie byłoby właściwie.

– Dobrze... – Jestem niemal pewny, że zaraz się rozłączy, ale on chrząka i dodaje niepewnym głosem: – Nate naprawdę zabił panienkę Brown?

Przymykam powieki i spuszczam głowę, wzdychając głośno.

– Twierdził, że to wypadek, a sprawa była bardziej zagmatwana.

– Rozumiem – przytakuje. – Mam porozmawiać z Radą Miasta i spróbować się dowiedzieć, co się wtedy wydarzyło?

– Będę wdzięczny.

Rozłączam się z nim chwilę później i wciskam telefon do kieszeni, po czym spoglądam na Arię i chłopaków.

– Burmistrz spróbuje się dowiedzieć, co się mogło wydarzyć pięć lat temu – wyjaśniam. – Teraz już chyba nie ma sensu ukrywać, że prowadzimy swoje śledztwo.

Connor mamrocze cicho pod nosem, że się ze mną zgadza, podczas gdy Gunner klnie.

– Ja się wam na nic nie przydam – informuje. – Zostałem zawieszony na czas dochodzenia.

Aria ponosi się z podłogi i zwiesza głowę. Jej warkocz się rozplątał, dlatego włosy zasłaniają mi jej twarz.

– To wszystko przeze mnie – wydusza drżąco. – Przepraszam.

– Hej, hej, hej! – protestuję ostro, podchodząc do niej, zanim ktokolwiek zrobi to pierwszy. Obejmuję ją delikatnie za policzki i wbijam w nią stanowcze spojrzenie. – Twój pomysł był cholernie nieodpowiedzialny, ale to nie jest twoja wina. Co więcej, uważam, że gdyby prawda wyszła na jaw, Nate i tak znalazłby sposób na to, żeby się zabić.

– Ale... Gdybym najpierw sobie przypomniała, co naprawdę się wtedy wydarzyło... Zapewniła Nate'a, że to był wypadek, to... Może by się nie zabił – mamrocze płaczliwie. – Więc to jest moja wina – dodaje i sekundę później wybucha głośnym płaczem.

Natychmiast przyciągam ją do objęcia i przyciskam wargi do czubka jej głowy. Kołyszę ją na boki, ale to nic nie daje. Jej szloch zamiast sie uspokajać, tylko nabiera na sile. Moja mała dziewczynka rozpada się w moich ramionach na kawałki, a ja nie mam pojęcia, co zrobić.

Ten miesiąc...

Kurwa.

Wszystko poszło nie tak.

Fogtown / 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz