Rozdział trzydziesty piąty (2/2)

3.4K 462 23
                                    

Aria

Przymykam na moment powieki,  czując jak w środku zaczyna  robić mi się ciepło. W jakimś stopniu  odczuwam ulgę? Radość? Nie  potrafię do końca określić tego uczucia, ale...  Chyba cieszę się, że nasz  seks nie był częścią tej pieprzonej gry.

–  Chryste... –  szepcze, zanim opiera ciężar na jednym ramieniu i niemal  układa się na  boku tuż obok mnie. Ociera się udem o moje, podczas gdy  kciukiem  przesuwa po mojej szczęce w cholernie łagodny sposób. –  Naprawdę  sądzisz, że mógłbym cię w ten sposób wykorzystać? Żeby próbować   manipulować tobą seksem? Albo próbować – prycha z niedowierzaniem –   dopiec reszcie twojej wiernej watahy? Poważnie?

– A skąd miałam wiedzieć, że tak właśnie nie jest, co?

– No nie wiem... – Wywraca oczami akurat wtedy, gdy na niego zerkam. – Może wystarczyło zapytać, hm?

–   Biorąc pod uwagę ilość pytań, jakie zadałam od momentu przyjazdu, a   otrzymaną ilość odpowiedzi, jakoś uznałam, że to i tak nie ma sensu.

–   Ale to pytanie nie dotyczy twojej przeszłości, tylko teraźniejszości. –   Gładzi mnie delikatnie po policzku. – Żaden z nas nie chce cię skrzywdzić. Co więcej, cholera, my przy tobie nie myślimy.

Mrużę oczy i przyglądam się mu dokładnie.

Nie myślą przy mnie...? O cholera, faktycznie. Przecież Michael się sam wyłożył, tak samo zresztą jak Gunner.

– Nie wierzę – parska cichym śmiechem.

– Ty nie wierzysz? Myślisz, że co? Na pstryknięcie palców będę wszystko wiedzieć i pamiętać?

Posyła mi rozbawione spojrzenie.

–   Planowaliśmy tę cholerną intrygę, odkąd spotkałem cię jeszcze w   Pensylwanii. Kilka godzin po tym, jak zwiałaś z baru, skontaktowałem się   z chłopakami. Miesiące przygotowań, ustaleń spełzły na niczym, bo oto   jest – macha dłonią na moje ciało – Aria-Pieprzona-Harper i te jej   zielone oczy, przez które mózg się gotuje. Nie masz pojęcia, ile razy   musiałem sobie powtarzać, żeby się z niczym nie wysypać. A i tak to,   kurwa, zrobiłem.

Kręcę głową, mocno zaciskając usta, ale tylko dlatego, by powstrzymać cisnący się na nie uśmiech.

–   Connor niemal kwiczał, że nie może nic powiedzieć ani zrobić, kiedy   wyszłaś z warsztatu za pierwszym razem. Gunner? – prycha, kręcąc głową. –   Zamknął się, kurwa, w siłowni w naszej rezydencji i nie wychodził z   niej dopóki jedyne, o czym nie myślał, to zimny prysznic i łóżko. –   Wygina brew. – Mam mówić dalej?

– Mieszkacie wszyscy razem? – wypalam, jakby to była najważniejsza informacja ze wszystkich.

Ściąga brwi, a po chwili przymyka powieki i przesuwa językiem po dolnej wardze. Kiedy otwiera oczy, cmoka z niezadowoleniem.

–   I właśnie o tym mówię. – Wzdycha głośno. – Ta, mamy wspólną  rezydencję,  na wzgórzu po drugiej stronie Fogtown, ale nie mieszkamy  tam na  stałe-stałe.

– Yhy – mamroczę cicho i w końcu nie wytrzymuję, po prostu parskam głośnym śmiechem.

– Świetnie – mruczy z lekką irytacją w głosie, przekręcając się na plecy.

– Ej! – Coś mi się przypomina. – Uznałeś, że jestem niedomyślna, ale ty też masz z tym problem.

– Niby jaki?

– Asher mi powiedział, że byłam w tobie zauroczona.

Michael   unosi się na łokciach i wlepia we mnie zaskoczone spojrzenie. Ale nie   tak trochę zaskoczone, ono jest zdumione tak bardzo, jakbym mu właśnie   przedstawiła niepodważalny dowodów na to, że Ziemia jest płaska.

Fogtown / 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz