Rozdział czterdziesty szósty

1.9K 344 7
                                    

Gunner

Dwa dni później siedzę z Michaelem i Connorem w salonie, starając się wymyślić, co zrobić z Nate'em. Już mam otworzyć usta, ale wtedy w progu pojawia się Aria.

– Każdy z was wychodzi niedługo do pracy? – pyta ze splecionymi za plecami rękami i buja się lekko w przód i w tył.

Co ona znów wymyśliła?

– Ja dziś mam wolne – odpowiadam z uśmiechem, na co w jej oczach pojawia się błysk, a po sekundzie dziewczyna się wycofuje.

– Dlaczego odnoszę wrażenie – odzywa się cicho Connor – że Aria wpadła...

– ...na jakiś plan? – kończy za niego Michael. – To widać z daleka. Pytanie tylko: jaki plan i czego dotyczy.

Wzruszam luźno ramionami, ale już chwilę później, gdy Aria wchodzi do salonu, ciągnąc za rękę zdezorientowanego Ashera, napinam mięśnie.

– Siadaj – poleca mężczyźnie milutkim głosem, a gdy Ash opada na kanapę zaraz obok mnie, dziewczyna spogląda mi w oczy.

– Ari, ale ja muszę... – Asher próbuje się z powrotem podnieść, na co Aria przyciska mu palec do ust.

– Siedzisz, nic nie mówisz, ani tym bardziej nie ruszasz się z miejsca.

Kurwa, skłamałbym, gdybym uznał, że Aria nie wygląda cholernie gorąco, gdy zaczyna się rządzić. Jednak równoczeście mam już pewność, że wdraża w życie swój plan. Czegokolwiek on tam dotyczy.

Wciągam powietrze do płuc, gdy dziewczyna nagle siada mi na kolanach okrakiem. Mimowolnie oplatam ją w pasie i przyciągam bliżej. Któryś z chłopaków, zakładam, że Connor, wydaje z siebie przeciągły gwizd, ale nawet na niego nie zerkam. Skupiam się na Arii, która układa mi dłonie na barkach, a następnie powoli sunie nimi w dół – przez ramię do łokci.

– Wszystko w porządku? Boli cię coś? Jak tam sprawność twoich palców? – zarzuca mnie pytaniami.

– Wyśmienicie – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Wszystko jest sprawne.

– Świetnie, cieszę się – szepcze radośnie. – Chodź gdzieś ze mną na chwilę. – Na moment marszczy nos. – Może na taką dłuższą chwilę. – Schodzi z moich kolan, ale natychmiast łapie mnie za rękę.

Zrywam się z kanapy i ruszam za nią kompletnie bez przemyślenia. Jestem zaskoczony jej zachowaniem, ale nie analizuję go, bo przecież w nocy rozmawialiśmy, więc może... Moje myśli rozpierzchają się po głowie w tym samym momencie, w którym, praktycznie przy samym wyjściu z salonu, Aria się zatrzymuje i odwraca w moją stronę. Z jej twarzy znika uśmiech.

Kurwa.

– Skoro masz sprawne ręce, a do tego dzień wolny, możesz iść zrobić śniadanie – mówi poważnym tonem.

Mrugam kilkakrotnie.

– Co? – wykrztuszam.

– Aria.

– Ale...

– Nie... – odzywają się równocześnie chłopcy.

– Żadnego: ale, nie i tak dalej. Idziesz robić śniadanie! – podnosi głos. – Wokół mnie wszyscy skaczecie, bo nie mogę nadwyrężać ręki. Asher też nie powinien! Dlatego od dziś obowiązek przygotowania posiłków spada na ciebie, Michaela i Connora. – Ciska we mnie piorunami z tych swoich zielonych oczu. – I nie stój jak kołek, bo coś tam już się smaży w kuchni.

Otwieram usta, ale zamykam je tak szybko, że niemal gryzę się w język. Nie będę się z nią kłócić. Nie dziś.

– W porządku, Diabełku – mruczę i uśmiecham się lekko, po czym zerkam przez ramię na Connora. – Zadzwoń do Donovanów, że za godzinę przyjdziemy na śniadanie.

Aria marszczy brwi.

– Co to za chodzenie na łatwiznę? – pyta i przenosi spojrzenie na chłopaków. – A ty – celuje palcem w Connora – odłóż ten telefon. Nie będziemy wydziwiać. Gunner zrobi śniadanie. Koniec kropka.

Aria rusza z powrotem na kanapę i lokuje się między Asherem a Connorem, krzyżując ręce na piersiach.

Ash chrząka i przerzuca ramię przez plecy dziewczyny, po czym spogląda na mnie z rozbawieniem.

– Aniołku, jeśli Gunner pójdzie do kuchni, żeby zrobić nam śniadanie, to albo się wszyscy rozchorujemy, albo dom pójdzie z dymem.

– Nie przesadzaj, nie może być aż tak źle. – Aria przewraca oczami.

– Jest gorzej – odzywa się Michael, przerzucając kolejną stronę gazety. Spogląda na Arią znad okularów w grubych oprawkach i potakuje nieznacznym ruchem głowy. – Naprawdę jest gorzej, niż przypuszczasz.

Dziewczyna wygląda, jakby chciała dalej protestować, ale nagle po pomieszczeniu roznosi się głośne pikanie czujnika dymu.

– Cholera – sapie Aria i zrywa się z kanapy, praktycznie sprintem ruszając do kuchni.

Parskam śmiechem i ruszam za nią, rzucając przez ramię do Asha:

– Siedź na dupie, bo jeszcze mi się za ciebie oberwie.

Wpadam do pomieszczenia wypełnionego gęstym, gryzącym w gardło dymem, po czym dopadam do okna i natychmiast otwieram je na oścież. Aria w tym czasie zasypuje patelnię mąką, na co spoglądam z krzywą miną. Może to ma sens, ale ja zapewne zalałbym to wodą.

– Wiesz... – odzywam się, podchodząc do niej powoli. Układam dłonie na jej biodrach i przyciskam policzek do jej. – To nie tak, że kazaliśmy Ashowi zrobić śniadanie.

Czy ja ją właśnie próbuję udobruchać? Bardzo prawdopodobne.

– Może nie kazaliście – burczy oschle. – Ale żaden z was nie zaprotestował. Jak Ash nie będzie oszczędzał ręki, to mogą puścić szwy i rana będzie źle się goić. On zawsze myśli o wszystkich wokoło, więc chyba najwyższa pora, żebyście choć raz to wy pomyśleli o nim.

Ściągam brwi, podczas gdy moje serce gwałtownie przyspiesza.

– Skąd wiesz?

– Co: skąd wiem? Przecież to widać na każdym kroku. Chciał sam się zszywać, żeby Michael się wyspał, do cholery – syczy ostro. – Jako jedyny nie rzuca tekstami, które mogłyby któregokolwiek z was rozzłościć czy zawstydzić.

Wypuszczam spomiędzy spiętych warg powietrze. Przez chwilę myślałem, że może sobie coś przypomniała, wychodzi jednak na to, że to tylko jej obserwacje.

– Asher to mały skurwiel – mamroczę. – Który próbuje cię wziąć pod włos.

Aria nagle przekręca się twarzą do mnie.

– Uważaj, bo uwierzę – prycha, patrząc mi w oczy spod na wpół przymkniętych powiek. – Po prostu... Pomyślcie czasem o nim, dobra?

Głośne, może nawet nieco zirytowane chrząknięcie dochodzące z wejścia do kuchni sprawia, że natychmiast oboje tam spoglądamy. Na widok złości w oczach Ashera już wiem, że najlepiej będzie, jeśli się ewakuuję. Niech sobie sami rozwiązuje swoje sprawy.

– Idę się ogarnąć – rzucam, wypuszczając Arię z objęć, po czym mijam Asha i klepię go lekko w plecy. – Nie bądź dla niej za ostry, co?

Mężczyzna przytakuje mi niewielkim skinieniem, ale przez cały ten nie spuszcza oczu z dziewczyny. Kiedy wchodzę do salonu, zarówno Michael, jak i Connor, posyłają mi pytające spojrzenie.

– Będzie burda – szepczę konspiracyjnie.

Fogtown / 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz