Rozdział dwudziesty siódmy (2/2)

2.8K 425 49
                                    

Aria

Wpatruję się spod na wpół przymkniętych powiek na nad wyraz spokojną twarz Michaela, ale mojej uwadze nie umykają dwa fakty: po pierwsze mężczyzna ma śliwę tuż nad kością jarzmową, zapewne pozostałość po uderzeniu Gunnera, a po drugie z jego oczu bije coś na wzór zmartwienia. Nie wierzę jednak ani przez chwilę, że jest to szczere. Aktualnie ten mężczyzna jest moim wrogiem i jako takiego zamierzam go traktować.

– Trzeba to zszyć – oznajmia, jak tylko kończy przyglądać się mojej ranie. Odsuwa się nieznacznie, po czym sięga w stronę swojej lekarskiej torby.

Obserwuję go jak jastrząb. Rękawiczki i zestaw do  szycia nie wywołują we mnie żadnych emocji, ale gdy dostrzegam fiolkę z lidokainą, a potem strzykawkę, włoski stają mi dęba na karku. Napinam ramiona i odsuwam się na łóżku od Michaela tak bardzo, że niemal wtapiam się w ścianę.

– Nie chcę znieczulenia – syczę. – Nie dam ci się uśpić – dodaję jeszcze bardziej oziębłym tonem.

Michael zamiera w bezruchu i spogląda na mnie ze zmarszczonymi brwiami.

– To lidokaina, a nie propofol.

– Cokolwiek. Nie chcę tego.

– Aria...

– Porwałeś mnie z kolegami i uśpiłeś, więc ani trochę ci nie ufam.

Mężczyzna odwraca na chwilę ode mnie spojrzenie i chyba spogląda w stronę Ashera – albo na ścianę, cholera wie. Drgają mu przy tym mięśnie na szczękach.

Jestem cholernie ciekawa, czy dalej będzie próbował mnie okłamywać, czy się do wszystkiego przyzna.

– Nie wiem, o czym mówisz – odzywa się po chwili, po czym wystawia w moją stronę oryginalnie zamkniętą fiolkę. – Widzisz? To lidokaina.

Prycham i przeczę ruchem głowy. Delikatnym, by rana nie zaczęła na nowo krwawić.

– Nie – warczę.

– Chryste... – mamrocze pod nosem, ale faktycznie odkłada fiolkę na bok. Przez chwilę wpatruje się w rękawiczki i zestaw do szycia, ale nie sięga po nie, tylko zgarnia z torby płyn dezynfekujący oraz jednorazowy  ręcznik i rusza w stronę łazienki.

To niby nic i ani trochę nie powinno mnie to cieszyć, ale mimo to odrobinę się rozluźniam, że zamierza mnie zszyć w jak najbardziej możliwie sterylny sposób na te kiepskie warunki.

Albo w jakimś stopniu o mnie dba, albo nie chce, żebym wykitowała na bakteryjne zakażenie, zanim sami się ze mną nie rozprawią.

– Na pewno nie chcesz znieczulenia? – pyta, wracając po dłuższej chwili do pokoju. Kieruje się w moją stronę z uniesionymi dłońmi, nie spuszczając ze mnie uważnego spojrzenia.

– Na pewno.

– W porządku – przytakuje, po czym odwraca się bokiem i sięga po rękawiczki.

Obserwuję uważnie, co robi i czy przypadkiem nie sięga po strzykawkę, ale na szczęście nie. W chwili, w której zgarnia nawleczoną igłę, wbijam mordercze spojrzenie w jego oczy.

– Jeśli zszyjesz mnie niestarannie...

– Nie mów tyle, bo otwierasz bardziej ranę – przerywa mi ostrzegawczo. – Ash, usiądź za nią.

– Co?

– Gówno – mamrocze pod nosem Michael, po czym spogląda na bladego Ashera. – Usiądź za nią. Będziesz trzymać jedną rękę na jej czole, a ramieniem  przytrzymasz jej tułów, żeby się nie ruszała.

Fogtown / 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz