Rozdział pięćdziesiąty pierwszy

2.1K 326 12
                                    

Aria

Od dwóch dni nie potrafię znaleźć sobie nigdzie miejsca. Za każdym razem, jak przymykam powieki, w głowie pojawiają mi się te same obrazy: martwe ciało Olivii, martwe ciało Nate'a i wykrzywiona w bólu twarz Gunnera. I chociaż nie pamiętam dokładnie całej sytuacji ze śmiercią Olivii, to mimo to przeżywam to tak mocno, że nieraz brakuje mi tchu.

– Hej... – Michael przesuwa kciukiem po moim policzku i uśmiecha się łagodnie, przyglądając mi się uważnie. – Nie zadręczaj się, Dziecinko.

Leżymy już tak na moim łóżku trzecią godzinę i choć bardzo bym chciała, żeby było mi lepiej na duszy, mam wrażenie, że z każdą mijającą chwilą, coraz bardziej się w sobie zamykam.

– Nie potrafię przestać o tym myśleć – mamroczę i pociągam nosem, wtulając twarz w jego dłoń. – Nawet jeżeli umysł krzyczy, że to nie było moją winą, to... – Wypuszczam długi oddech. – To jednak gdyby nie ja, nic by się nie stało.

– Nie wiesz tego – szepcze miękko. – Nie wiesz, co by było, gdyby. Co więcej, jestem pewien, że gdyby nie ta konfrontacja, Gunner w końcu rzuciłby się na Nate'a. Nie pytałby, co się stało. Holt jest w gorącej wodzie kąpany.

Nieprzyjemny dreszcz przebiega mi przez ciało na myśl, że Gunner mógłby... Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać.

– Za dwa dni wyjeżdżam – mamroczę cicho. – Jak mam wrócić do Pensylwanii, do pracy, gdy wydaje mi się, że całe moje życie przewróciło się do góry nogami?

Nie wiem, co robić. Muszę wrócić, ale po tym wszystkim... Powrót wydaje mi się abstrakcyjnym konceptem. Niemal jak kilka tygodni temu przyjazd do Fogtown.

Michael wzdycha głośno i przyciąga mnie do siebie tak, że leżę na nim, a moja głowa zawisa tuż nad jego twarzą. Mężczyzna obejmuje mnie za policzki i delikatnie gładzi kciukami skórę, nie spuszczając przy tym skupionego spojrzenia z moich oczu.

– Nie mam pojęcia, co zrobiłbym na twoim miejscu – odzywa się ściszonym głosem. – Nie wiem, co ci doradzić, bo najchętniej błagałbym cię, żeby została tutaj, ale wiem, jak bardzo zależy ci na pracy na oddziale. – Unosi nieznacznie kącik ust. – Ale musisz wiedzieć jedno, Dziecinko, ty już raz poradziłaś sobie z życiem wywróconym od góry nogami. Teraz też sobie poradzisz.

– Gdyby... Gdyby w okolicy Fogtown był szpital z dziecięcym oddziałem oparzeniowym, z chęcią spróbowałabym się przenieść – wyznaję cicho i wzdycham, przyciskając czoło do ramienia Michaela. – Tam trzyma mnie tylko i aż praca. Po wyjściu ze szpitala te pięć lat temu, miałam tylko szkołę, później studia, aż w końcu pracę, w której się w całości oddałam. Nikogo tam nie miałam, prócz dzieciaków z oddziału.

Michael obejmuje mnie lekko za kark i przyciąga bliżej, aż jego usta lekko muskają moje. Wzdycham cicho, gdy wyczuwam, że się uśmiecha.

– Żaden z nas nie chciałby, żebyś rezygnowała ze swojego życia i tego, co daje ci szczęście – szepcze. – My się nigdzie nie ruszamy, Dziecinko. Nie stracisz nas, jak już stąd wyjedziesz. Co więcej, gwarantuję, że będziesz miała dość naszych wiadomości.

– Albo wy mojego marudzenia, że za wami tęsknię. – Układam dłonie na jego klatce piersiowej i nieznacznie odchylam głowę. – Postaram się obgadać z przełożoną tak grafik, żebym miała w miesiącu ze trzy dni wolnego z rzędu. Będę przyjeżdżać do was tak często, jak tylko będę mogła – obiecuję, bo choćbym miała w inne dni wyrabiać nadgodziny, poświęcę się dla tych kilku dni wolnego. Zsuwam się z Michaela i gdy opadam obok niego na plecy, jęczę niczym niezadowolone dziecko. – Mogę was porwać i wywieźć do Pensylwanii?

Fogtown / 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz