Rozdział 1

3.4K 194 42
                                    

Christian

– Halo? – Alberto położył telefon na biurku, włączając tryb głośnomówiący, więc zerknąłem na niego kątem oka, równocześnie przejeżdżając opuszkami palców po wierzchu dłoni Alice.
Myślałem o tym, jak bardzo skóra kobiety była miękka i delikatna, oraz o tym, jak bardzo nienawidziłem człowieka, który postanowił ją skrzywdzić.
Coraz częściej wyobrażałem sobie, że był już w moich rękach, a lista wybitnie sadystycznych pomysłów na urozmaicenie mu ostatnich chwil życia zdawała się nie mieć końca.
– Hej. – odezwał się Neil rozbawionym głosem, więc zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, po jaką cholerę ten dureń zawraca nam głowę. – Jesteś w gabinecie 004?
Alberto odchylił się na obrotowym krześle i popatrzył na plakietkę przymocowaną do otwartych drzwi.
– No, jestem.
– I masz dostęp do komputera doktora o nazwisku Thorsen?
– Mówże o co ci chodzi. – mruknął poirytowany dowódca, tym razem wlepiając wzrok w monitor. – Nie wiem, co wy kombinujecie, ale...
Jego wypowiedź przerwał dźwięk przypominający otrzymanie nowej wiadomości. Na ekranie pojawiła się ikonka koperty z czerwonym znaczkiem.
– Co to ma być? – zapytał Alberto, poruszając myszką.
– Wiedziałeś, że można sobie zrobić fotkę taką specjalną maszyną...
– Fotobudką? – odezwałem się, szczerze zdziwiony.
– Chodziło nam o zdjęcie rentgenowskie. – zaśmiał się Gruby i to prosto do słuchawki, więc jego rechot odbił się echem od ścian.
Szef przyłożył sobie dłoń do czoła i przymknął powieki. Wyglądał, jakby coś liczył. Być może odliczał od zera do dziesięciu, żeby się uspokoić, a może próbował oszacować, ile lat odsiadki mu grozi i czy przyznanie się do winy i dobrowolne oddanie w ręce policji nie będzie lepszym i zdrowszym rozwiązaniem, niż użeranie się z nami.
– Możecie się, do kurwy nędzy, przestać bawić rentgenem? – warknął po kilku sekundach, odruchowo klikając na kopertę, która nie przestawała mrugać na ekranie. – Idioci. – dodał, odchylając głowę do tyłu.
Okrążyłem łóżko Alice i stanąłem obok biurka, podpierając się dłońmi o blat, po czym gwałtownie wyprostowałem plecy i przyłożyłem rękaw bluzy do ust, by nie wybuchnąć śmiechem.
Zdjęcia dwóch upośledzonych kościotrupów widniały mi przed oczami. Dziwnie przybrane pozy, kilkanaście fotek przedstawiających wystawione fakeny, szczęki z zębami, czaszki i mnóstwo kości niewiadomego pochodzenia.
– Dobrze się bawicie? – dowódca nacisnął na krzyżyk, zamykając tę uroczą galerię zdjęć.
– Całkiem.
– Neil, to nie jest zabawne. Nie przyjechaliśmy tu na wakacje, do cholery.
– Przecież wiem. Wywiązujemy się z naszych obowiązków.
– Czyżby? – Alberto uniósł jedną brew i oparł złączone dłonie na brzuchu. – Czy pacjenci z oddziału trzeciego dostali leki?
– Jasne. Potrzebujesz potwierdzenia od starego Ernesta?
– Jezu, nie...
– Hej, Ernest! – krzyknął blondyn, oddalając telefon od swoich ust. – Trzymaj to i powiedz naszemu szefowi, że jesteśmy zajebistymi pielęgniarzami.
– Neil, naprawdę nie trzeba... – jęknął, ale było już za późno.
W słuchawce rozległ się zachrypnięty, aczkolwiek cholernie rozbawiony męski głos:
– Nie wiem, skąd się wzięliście i dlaczego nas tu przetrzymujecie, ale jesteście tak śmieszni, że możecie mnie więzić do końca mojego życia.
– Do końca życia? – w tle usłyszeliśmy Masona. – Czyli ile? Do przyszłej środy? Masz pieprzone dziewięćdziesiąt dwa lata.
– Nieważne. – odparł Ernest, po czym odkaszlnął, przez chwilę brzmiąc, jakby
zaczął się dusić. Szybko jednak odzyskał zdolność oddychania, wypluł coś, co prawdopodobnie oderwało mu się z płuc i dodał: – Mogę być waszym zakładnikiem, jeżeli dzięki temu nie będę musiał wracać do żony. Jak długo planujecie okupywać ten szpital?
– Niedługo. – westchnął Alberto, próbując zahamować drżenie kącików ust. – Mamy nadzieję, że niebawem wszystko wróci do normalności.
– Szkoda. – burknął niezadowolony starzec. – Ta dwójka tutaj jest przezabawna.
– Już się tak nie ekscytuj, Ernest, bo znów wypadnie ci sztuczna szczęka. – rzucił Neil. – I oddawaj już ten telefon. Koniec pogaduszek z naszym szefem.
– Dobrze, na koniec dodam tylko, że powinniście dostać niemałą podwyżkę...
– Wiesz co, rozmyśliłem się. Pogadaj sobie z nim jeszcze trochę. – zarechotał blondyn, na powrót przystawiając staruszkowi komórkę do ucha.
– Ile zarabiają gangsterzy? Zawsze mnie to ciekawiło.
– W ogóle im nie płacę.
– Skandal. – skwitował Ernest, znów dostając zadyszki. – Toż to niewolnictwo!
Alberto jedynie przewrócił oczami, a następnie wcisnął czerwoną słuchawkę, przerywając połączenie i popatrzył na mnie wymownie.
– Widzisz? – zapytał.
Uśmiechnąłem się pod nosem i wzruszyłem ramionami. Wiedziałem, co miał na myśli, ale nie mogłem powstrzymać się przed paleniem głupa:
– Ale co?
– Siedzimy tu od dwóch dni, a ci idioci już zaczynają wariować.
– Nudzi im się.
– Christian... – dowódca zgromił mnie wzrokiem. – To nie są żarty. Cały szpital jest otoczony, media nie gadają o niczym innym, a my powinniśmy przygotowywać się do odbycia negocjacji, która pomoże nam się stąd uwolnić, zamiast bawić się rentgenami i innymi pierdołami.
Pokiwałem głową, starając się zachować powagę. Czułem rozbawienie nie dlatego, że Alberto nie miał racji. Wręcz przeciwnie – w pełni się z nim zgadzałem. Po prostu przypomniałem sobie, że dziś rano Neil i Mason założyli się o jakąś błahostkę, a przegrany za karę miał poddać się zabiegowi rektoskopii.
– Wiem, pogadam z nimi.
– Rozumiem, że informacja o jutrzejszym wybudzeniu Alice wywołała u was napad głupawki, ale...
Przestałem słuchać, a Alberto chyba przestał gadać. Po wyrazie mojej twarzy stwierdził zapewne, że pierdoli dalsze dyskusje z kimś, kto nie potrafi nawet nad sobą zapanować i rozpływa się, gdy tylko usłyszy imię ukochanej.
Musiałem pochwalić naszych zakładników...to znaczy lekarzy, bo odwalili kawał dobrej roboty. Praktycznie nie odstępowali Alice na krok, przeprowadzając najróżniejsze badania pod czujnym okiem Benjamina, aż wreszcie podjęli decyzję, na którą wszyscy czekaliśmy.
Po operacji została wprowadzona w stan śpiączki, żeby zapewnić jej organizmowi odpoczynek i ułatwić proces gojenia się rany, ale po pierwsze, jej stan zdrowia i reakcja na leczenie pozwalały na wybudzenie, a po drugie... Nie mogliśmy dłużej czekać.
To cholernie frustrujące, gdy chcesz dla kogoś bliskiego jak najlepiej, ale działasz pod ogromną presją.
Wiedzieliśmy, że cały szpital był otoczony przez jednostki specjalne, a ich działania przez cały czas koordynował minister bezpieczeństwa wewnętrznego. Praktycznie wszystkie ulice wokół budynku były pozamykane, a media szalały, wymyślając coraz to nowsze teorie.
Gdyby nie fakt, że więziliśmy w środku pacjentów i cały personel, komandosi pewnie wpadliby już oknami, rozstrzeliwując nas jak kaczki.
– Myślisz, że nam się uda? – zapytałem szefa, na powrót siadając przy łóżku Alice.
Mężczyzna popatrzył na mnie pytająco.
– Ucieczka?
– No. – skinąłem głową, wzdychając ciężko. – Wydaje mi się to wręcz niemożliwe, żeby tym razem nam się upiekło.
– Pożyjemy, zobaczymy. – odparł. – Uratowanie Alice bez specjalistycznego sprzętu nie było możliwe, więc nie mieliśmy zbyt wielu opcji. Zrobiliśmy to, co uważaliśmy za słuszne, więc teraz musimy stawić czoła wszystkim trudnościom.
– Jaki jest plan?
Alberto zastukał palcami w blat i znów wbił we mnie swoje bystre spojrzenie.
– Przeżyć.

MALBAT TOM 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz