Neil
Obserwowałem Olivię z olbrzymim rozbawieniem.
Nie powiem, imponujące, iż zdołała podnieść się z łóżka. Nogi tak jej drżały, że tylko czekałem, aż pierdolnie o podłogę, jednak znalazła w sobie tyle siły, by chwycić moją szklankę. Dopiero wtedy opadła na skraj materaca i zaczęła ciężko oddychać.
Była zmęczona. I dobrze, wręcz zajebiście. Przyjemnie oglądało się widowisko, podczas którego dawała z siebie wszystko, nie wiedząc, że ja zawsze będę o krok przed nią.
Zawsze.
Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, kiedy zaczęła w pośpiechu kruszyć leki nasenne, jednak powstrzymałem się, bo mogłaby mnie usłyszeć.
Stałem wyprostowany, z rękoma skrzyżowanymi na piersi i nogami rozstawionymi na szerokość bioder. Nie ukrywałem się jak frajer. Nie wychylałem zza rogu, żebym na nią zerkać. Bezczelnie wlepiałem w nią wzrok, stojąc praktycznie na widoku, ale ona nie była w stanie mnie dostrzec. To znaczy była w stanie, lecz nie miała o tym pojęcia.
W korytarzu panowała ciemność, a drzwi od sypialni zostawiłem otwarte. Wystarczyło trwać w bezruchu za granicą skromnego fragmentu oświetlonego przez lampkę sypialnianą. Tam, gdzie kończyła się łuna światła, zaczynał się mrok. A w nim ja.
Śledziłem każdy jej ruch, czując coraz to większą nienawiść. Szmata właśnie próbowała mnie uśpić. Niewiarygodne, że była aż tak naiwna, by wierzyć, iż dałbym się podejść w tak oczywisty sposób.
Co ona sobie wyobrażała, do cholery? Że ja się z chujem na głowę zamieniłem?
Przejechałem dłonią po brodzie, nie odwracając wzroku od Olivii.
Moja koszulka na niej wisiała, przez co wyglądała, jak jakaś sierotka z kreskówki, a jej niezgrabne, bo przepełnione bólem ruchy, dodatkowo potęgowały wrażenie słabości.
Widać było, że to wszystko wiele ją kosztowało. Twarz miała skupioną, a oczy błyszczące od łez albo emocji. Właściwie, to żadna różnica. Nie było mi szkoda tej pizdy. Nikt jej nie kazał bawić się w rozgniatanie leków przy pomocy twardej części lampki nocnej.
Była przezabawna. Głupsza niż Sonja, Sophia, czy jak jej tam, i wszystkie inne panny, które ostatnio pieprzyłem, razem wzięte.
Jednak, niechętnie musiałem przyznać, posiadała też cechy godne małego podziwu, jak na przykład cholerną wolę walki.
Którą będę musiał trochę utemperować.
Za dzień lub dwa wypieprzę ją z domu, tego byłem pewien, ale to nie zmieniało faktu, że dalej będzie zagrożeniem dla Lillian.
Najprostszym rozwiązaniem, przynajmniej według mnie, było więc szybkie morderstwo, ale Alice, obrończyni od siedmiu boleści, ubzdurała sobie, że nie mogę tego zrobić. Śmiech, kurwa, na sali.
Posunęła się nawet do tego, by na szali postawić naszą przyjaźń. Trochę mnie to ubodło, fakt, lecz stwierdziłem, iż z Collins wyjaśnię sobie to później. Teraz musiałem zając się tym małym problemem, który właśnie kładł się do łóżka, jak gdyby nigdy nic, przyjmując tę samą pozycję, co wcześniej.
Spryciula. Jej plan był wybitnie idiotyczny i zaraz poniesie konsekwencje swojego wyskoku, a całym tym przedstawieniem osiągnęła tylko jedno – pokazała mi, że muszę mieć ją na oku.
Nie obawiałem się, iż byłaby w stanie mnie wykiwać, jednak równocześnie nie podobało mi się, że w ogóle próbowała pogrywać z Neilem Lewisem.
Trzeba będzie sprowadzić panią Holm do parteru i wytłumaczyć prostą zasadę: każde podskakiwanie skończy się upadkiem. Bolesnym upadkiem.
Stwierdziwszy, że lekcję pierwszą najlepiej odbyć od razu, bo właściwie nie było na co czekać, powoli wycofałem się do schodów i zszedłem do kuchni.
Otworzyłem, a następnie zamknąłem lodówkę, zastukałem palcami w blat, przesunąłem krzesło po podłodze. Chciałem, by słyszała, iż jestem na dole.
Niech wie, że już nalewam wodę do szklanki i za moment ruszam na górę.
Niech wstrzymuje oddech i zastanawia się, czy na pewno podjęła dobrą decyzję.
Niech na mnie czeka i dusi się strachem.
– Jeszcze nie śpisz? – mruknąłem, patrząc na Olivię z niechęcią.
Musiałem zachowywać się naturalnie, toteż nie kryłem, iż na sam jej widok chciało mi się rzygać.
Nie przez to, że była brzydka, bo nie była, ale... Po prostu obecność tej baby w moim domu doprowadzała mnie do mdłości.
– Czekałam na wodę. – odpowiedziała nieśmiało.
Niemalże się uśmiechnąłem. Przysięgam, mało brakowało, a dałbym po sobie poznać, że czułem cholerne rozbawienie tym teatrzykiem.
Głupia cipa, która parę minut temu wsypała mi leki nasenne do szklanki, teraz udaje ciche niewiniątko i pożal się Boże bidulkę. Niesamowita gra aktorska.
Przystanąłem przy półce i postawiłem wodę Olivii tuż obok mojej, wymieszanej z prochami.
Jej dzikie spojrzenie było dla mnie największą nagrodą za cierpliwość. Gapiła się na naczynia szeroko otwartymi oczami, próbując zapamiętać, która szklanka należała do kogo, a ja bawiłem się tak dobrze, że zapragnąłem ciągnąć tę grę jak najdłużej.
– Wszystko w porządku? – zmarszczyłem brwi, sugestywnie zerkając na pogniecioną i lekko zwisającą z materaca kołdrę. – Wstawałaś z łóżka?
– Nie. – zaprzeczyła błyskawicznie.
Przeniosłem spojrzenie na kobietę. Wrogie, podejrzliwe i niesamowicie intensywne, a kiedy nerwowo przełknęła ślinę, a z jej twarzy odpłynęła krew, zacząłem sycić się tym pięknym widokiem. Przerażenie w czystej postaci.
– Brałaś piguły od Benjamina? – kiwnąłem brodą na opakowanie.
Wcześniej było w nim kilka tabletek, nie wiem, ile dokładnie, ale z pewnością więcej niż dwie, które miała zażyć. A teraz? Teraz, jak mniemam, było puste.
– Tak. – wyszeptała.
Znowu to robiła – zaciskała dłonie na pościeli. To już ten etap strachu, kiedy nie panujesz nad własnym ciałem.
– Pokaż. – zażądałem, by pokazała pudełeczko, doskonale wiedząc, iż nie będzie w stanie tego zrobić. Jednak, skoro chciała bawić się w ściemnianie, proszę bardzo. Bawmy się. – Ile leków zżarłaś?
Olivia oddychała szybko i płytko. Zacząłem się nawet obawiać, że mogłaby zemdleć, a to byłoby bardzo niekorzystne. Kara to kara. Musiała ją odbyć, musiała zachować świadomość i musiała dać mi nacieszyć się jej cierpieniem jeszcze przez parę minut.
Przechyliłem na bok głowę, patrząc Olivii głęboko w oczy. Miała ochotę się rozbeczeć, doskonale to wiedziałem.
Żeby było jasne – to nie tak, że jakoś szczególnie uwielbiam znęcać się nad kobietami. Gdyby tak było, pewnie wybudowałbym sobie jakąś uroczą salę tortur w piwnicy. Stać mnie na takie atrakcje.
Ale nie, nie jestem pierdolnięty. Nie aż tak.
Chciałem dać tej kretynce spokój, prawda? Połknęłaby tabletki od doktorka, grzecznie poszła spać, a w południe wstałaby wypoczęta i może nawet trochę zdrowsza. Logiczne. Jednak nie dla wszystkich.
Holm najwyraźniej miała inne plany, a moim zadaniem było pokazanie jej, jak głupim pomysłem było zadarcie akurat ze mną.
Cicho liczyłem na to, że po dzisiejszej akcji odpuści i zrozumie, iż nie ma żadnych szans na odebrani mi Lillian.
– Dwie. – wymamrotała.
Trochę się zamyśliłem, więc popatrzyłem na kobietę pytająco.
– Dwie tabletki.
Głupia, ale i odważna. Brnęła w kłamstwo dalej, mając pięćdziesiąt procent szans, że sprawdzę opakowanie i pięćdziesiąt, że tego nie zrobię. Postanowiła zaryzykować, zapewne kierując się żelazną zasadą – kto nie ryzykuje, nie pije szampana.
Napijmy się więc.
– W porządku. – skinąłem głową, akceptując odpowiedź Olivii, a następnie obserwowałem, jak jej twarz powoli się zmienia.
Jeszcze nigdy nie widziałem, by czyjaś ulga była aż tak widoczna. Każdy mięsień kobiety zaczął się rozluźniać, jednak oczy pozostawały skupione. Zerkały raz na mnie, a raz na półkę.
– Wciąż jesteś spragniona? – zagadnąłem.
– Tak. Bardzo...
– Niech będzie, napij się.
Dobrze, że odwróciłem się do Holm plecami, bo kąciki ust same powędrowały mi do góry. Nie byłem w stanie nad nimi zapanować, gdy złapałem szklankę z rozkruszonymi pigułkami nasennymi. Wyobrażałem sobie, jaka będzie reakcja kobiety, jednak to, co zobaczyłem, kiedy na powrót stanąłem przodem do łóżka, przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
Wyglądała, jakby miała dostać zawału. A może właśnie go przechodziła? Tym lepiej.
– Co się stało? – popatrzyłem na Olivię ze zdziwieniem. – Gorzej się poczułaś?
Uniosła drżącą dłoń i wsunęła jasne, krótkie pasemko za ucho.
– Nie. – wychrypiała z trudem. – Tylko...
– Tylko co?
Musiałem grać zniecierpliwionego, bo załapałaby, że coś jest nie tak.
– To twoja szklanka. A ja brzydzę się pić po tobie.
Nie wytrzymałem i parsknąłem cicho, bo naprawdę rozbawiła mnie tą odpowiedzią. Równocześnie była na tyle bezczelna, że w normalnych okolicznościach strasznie by mnie wkurwiła.
– Brzydzisz się? – prychnąłem. – Nie ja jestem chory, tylko ty. Niczym cię nie zarażę.
– Nie znam cię, więc nie wiem, czy tam nie naplułeś. Proszę, daj mi moją wodę...
– To jest twoja.
– Nie. – zaprzeczyła zbyt gwałtownie, niż powinna była to zrobić.
Gdybym od początku nie wiedział, że kantuje, teraz z pewnością nabrałbym podejrzeń.
Cóż, naszej wybitnej aktorce chyba puściły nerwy. Zdarza się.
– O co ci chodzi, do cholery? Chcesz pić, czy nie?
– Chcę, ale...
– No to już, pij. Nie mam całego dnia. – podszedłem do łóżka i stanąłem tuż obok jej pobladłej ze strachu twarzy. – Do dna.
Olivia wcisnęła plecy w materac, jakby liczyła, że ten ją pochłonie i przede mną uratuje. A może coś ją przygniotło? Na przykład świadomość, że ma przejebane? Tak, to chyba ta druga opcja.
– Już nie chcę.
– Ty sobie chyba jaja robisz. – rzuciłem gniewnie. – Myślisz, że jestem twoim służącym?
– Nie, ja tylko...
– Wyżłopiesz całą szklankę na moich oczach. – znów jej przerwałem, czując coraz to większe zadowolenie. – Rozumiesz?
Pokręciła głową, na co wysoko uniosłem brwi.
Stawia się? No proszę.
Nabrałem powietrza w płuca, żeby kontynuować. Chciałem zapytać, dlaczego szanowna pani Holm straciła ochotę na choćby łyczka wody, o którą jeszcze niedawno prawie że żebrała, jednak, ku mojemu zdziwieniu, Olivia odezwała się pierwsza:
– Ty wiesz, prawda? – jej przepełniony lękiem głos świadczył o tym, że znała odpowiedź.
Rozciągnąłem wargi w szerokim, podłym uśmiechu. Wreszcie nie musiałem go ukrywać.
Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw i wcale nie podobał mi się fakt, że ta zdzira po raz kolejny zmieniła scenariusz, który zaplanowałem, ale trudno. Potrafiłem improwizować.
– Mhm. – mruknąłem niskim tonem. – Jesteś sprytniejsza niż myślałem.
Zacisnęła powieki, a jej ciałem wstrząsnął szloch. Wyła ze strachu, nie z żalu. Sama sobie na to zapracowała.
– Przepraszam...
– Teraz? – zastukałem palcami w szklankę, w tym samym momencie podpierając się wolną ręką o materac. Ugiął się pod moim ciężarem, a ja miałem świetny widok na Olivię. – Teraz mnie przepraszasz? A co, gdybym to wypił? – uniosłem naczynie, ale ta mała menda i tak miała zamknięte oczy. – No dalej, powiedz. Co chciałaś zrobić?
Pociągnęła nosem i przejechała koniuszkiem języka po dolnej wardze, zlizując przy okazji jedną z łez.
Widziałem, że chciała mi odpowiedzieć, ale najpierw musiała stoczyć wewnętrzną walkę z własnym strachem.
Czekałem. Miałem w cholerę czasu.
– Chciałam zadzwonić. – jęknęła po chwili.
– Zadzwonić po psy?
– Nie. – odwróciła twarz ku ścianie, żeby przypadkiem na mnie nie spojrzeć. – Już próbowałam prosić o pomoc policję i nie przyniosło to rezultatów.
– Więc?
– Miałam w planie zabrać ci telefon, odzyskać Lillian i skontaktować się z Filipem.
Odzyskać Lillian...
Niby wiedziałem, co Olivia chciała osiągnąć, próbując podać mi leki nasenne. To przecież oczywiste. Nie zjawiła się tu przypadkiem, dotarła do Bodø samochodem z pieprzonej Szwecji, śledziła nas i finalnie znalazła... Doskonale zdawałem sobie sprawę, po co, a raczej po kogo przyjechała. Jednak, kiedy powiedziała to na głos, poczułem się, jakby ktoś z całej siły kopnął mnie w żołądek. Puls wyraźnie mi przyspieszył i nie potrzebowałem ciśnieniomierza, aby mieć pewność, że balansowałem na granicy nerwicy, czy innego gówna.
– Ambitnie. – skwitowałem przez zaciśnięte zęby.
Robiłem wszystko, żeby zapanować nad furią, która stopniowo zalewała mój umysł.
– Zabijesz mnie?
O, i to jest konkretne pytanie.
Nie musiałem zastanawiać się nad odpowiedzią, bo ta była bardzo prosta:
– Doskonale wiesz, że gdyby twoje życie zależało ode mnie, już od kilku godzin leżałabyś martwa. – powiedziałem to tak lodowatym głosem, że aż zadziwiłem sam siebie.
Dawno nie używałem tego tonu, bo nie miałem ku temu okazji, ale jak widać nie wyszedłem z wprawy.
– Więc co ze mną zrobisz? Zmusisz mnie, żebym to wypiła?
Popatrzyłem na mokre policzki kobiety. Tylko tyle byłem w stanie dostrzec, bo wciąż obracała głowę w drugą stronę. Rozpłakała się do tego stopnia, że jej klatka piersiowa trzęsła się przy każdym niespokojnym wdechu i nawet końcówki włosów miała mokre.
Zakląłem pod nosem, równocześnie ściskając przeklętą szklankę, a w następnej kolejności delikatnie, przy pomocy zaledwie dwóch palców, sięgnąłem do brody Olivii i nakierowałem jej opuchniętą twarz w taki sposób, bym mógł spojrzeć jej w oczy.
Nie walczyła ze mną. Posłusznie wbiła we mnie wzrok pełen dezorientacji.
– Neil... – wyszeptała moje imię z niemalże wysiłkiem. – Proszę, nie każ mi tego pić.
Odsunąłem place od jej skóry, opuściłem łeb i pokręciłem nim na boki ze zrezygnowaniem.
– Spokojnie, nie musisz. – przetarłem twarz ręką. – Przyniosę ci nową wodę.
Nie widziałem Olivii, ale poczułem leciutki powiew we włosach. Domyśliłem się więc, iż odetchnęła z ulgą tak mocno, że aż nieświadomie dmuchnęła mi na głowę.
Była taka przerażona...
– Naprawdę? – załkała, ale w zupełnie inny sposób niż wcześniej.
Tym razem usłyszałem delikatną nutę wdzięczności.
Oh, biedna. Taka wrodzona naiwność musi być naprawdę przerąbaną cechą.
Uniosłem głowę, zerkając na kobietę z rozbawieniem i aroganckim politowaniem.
– Nie, suko. Wypijesz grzecznie to, co dla mnie przygotowałaś. Słodkich snów.
Olivia zerwała się do siadu. Widziałem, że trochę się zachwiała, ale adrenalina robiła swoje i udało jej się zachować względną równowagę.
– Proszę, nie!
– Na zdrowie. – parsknąłem złośliwie, łapiąc Holm za kark, żeby przestała się wiercić. – Zapamiętaj sobie tę lekcję. Nikt nie odbierze mi Lilly, rozumiesz? Nie wiem, dlaczego Alice tak bardzo zależy, żeby cię oszczędzić, ale...
– Nie zabijaj mnie! – pisnęła, wzdrygając się w spazmach paniki. – Wrzuciłam tam wszystkie pigułki!
– To tabletki ziołowe, idiotko. Niestety istnieje małe prawdopodobieństwo, że się po nich przekręcisz. – mruknąłem z zawodem. – Ale może mi się poszczęści.
– Ty kutasie!
– Nie dramatyzuj.
Mimo silnego rozbawienia, musiałem się skupić, żeby ta głupia pinda wyżłopała wszystko, co do kropli. Przycisnąłem brzeg szklanki do jej ust, swoją drogą ładnych, pełnych... Szkoda tylko, że należących do panny, której chciałem się pozbyć.
Jak na fatalne samopoczucie i gorączkę, walczyła całkiem długo. Nie żeby sprawiła mi jakikolwiek problem tym swoim wymachiwaniem łapami, ale żeby być fair, musiałem docenić próby i zaangażowanie w tej nierównej rozgrywce.
– Nienawidzę cię. – zapłakała głośniej, kiedy przytrzymywałem jej ręce, żeby nie wymusiła wymiotów.
Jedyna rzecz, której unikałem jak ognia, ale w tym przypadku musiałem to zrobić.
Nie chciałem jej dotykać. Każdy, nawet najmniejszy kontakt fizyczny sprawiał mi dyskomfort, chociaż Olivia nie mogła o tym wiedzieć. Dla niej byłem bezdusznym potworem i tak musiało zostać.
Może następnym razem zastanowi się dwa razy, zanim rzuci choćby najmniejszą kłodę na moją prostą, pozbawioną przeszkód, usłaną pierdolonymi różami drogę.
Przestała się szamotać, więc od razu cofnąłem ręce. Nie zależało mi na tym, by myślała, że mógłbym ją zgwałcić.
Na samą myśl o tym czułem żółć podchodzącą do gardła, a przed oczami pojawiały mi się kartki z pamiętnika mojej młodszej siostry.
Dobra, może i byłem zdolny, żeby pozbyć się Olivii choćby i zaraz, bo bezpieczeństwo Lilly było dla mnie ważniejsze, niż życie tej kretynki, która próbowała mi ją odebrać, ale nigdy nie posunąłbym się do tego, żeby...
– Nienawidzę cię. – powtórzyła, jakbym nie usłyszał za pierwszym razem.
Przewróciłem oczami i wsunąłem dłonie do kieszeni.
– Widzisz, jednak coś nas łączy, bo czuję do ciebie dokładnie to samo. – ziewnąłem, zerkając na zegarek.
Tabletki powinny zacząć działać lada moment.
Obserwowałem, jak powieki Olivii stają się coraz cięższe. Próbowała otwierać je na siłę, ale z każdą upływającą minutą przychodziło jej to z coraz większym trudem, aż w końcu musiała się poddać.
Odczekałem dodatkowy kwadrans, by mieć pewność, że odpadła na dobre, a kiedy już wszystko wskazywało na to, iż nie ma opcji, żeby odzyskała świadomość przez kilka, może kilkanaście następnych godzin, okryłem ją kołdrą i wyszedłem z sypialni tylko po to, aby zaraz do niej wrócić.
Uniosłem kobiecie bezwładną rękę, a następnie przykułem jej drobny nadgarstek do wezgłowia łóżka. Przy drugiej trochę się zawahałem. Obudzi się i będzie całkowicie bezbronna, nie da rady nawet przekręcić ciała na bok.
Dobra, jedna unieruchomiona kończyna wystarczy. Przecież nie jest jakąś agentką specjalną, która mogłaby mi się wymknąć.
Podszedłem do drzwi, zgasiłem światło i ruszyłem w kierunku schodów. Nie zdążyłem dotknąć poręczy, a moja żaróweczka alarmowa już dała o sobie znać.
Miałam w planie zabrać ci telefon, odzyskać Lillian i skontaktować się z Filipem.
Przystanąłem, ściskając w dłoni metalowe kajdanki. Przez chwilę myślałem, że upierdliwy głos w głowie da mi spokój, jednak trochę się przeliczyłem.
Odzyskać Lillian...
Westchnąłem, wróciłem do pokoju, zapaliłem światło i uniosłem drugą rękę Olivii.
CZYTASZ
MALBAT TOM 4
Mystery / Thriller"Ile jesteś w stanie poświęcić, by ocalić swoją kobietę i ukochaną przyjaciółkę?" - takie pytanie mogli zadać sobie członkowie Malbatu, gdy Alice została poważnie ranna. Nie mieli wiele czasu do namysłu, ale w jednym byli wyjątkowo zgodni - zrobią...