Neil
– Ej, nie, nie... – zacząłem błagalnie, siadając do pionu. Wcześniej opierałem ciało na jednym łokciu w pozycji półleżącej, więc trochę zakręciło mi się w głowie, gdy tak gwałtownie się uniosłem. – Nie płacz. No już, spokojnie...
– Chcę do mamusi! – powtórzyła, jakby miało to sprawić, iż będę w stanie spełnić jej życzenie.
– Wiem, pchełko. Rozumiem, że za nią tęsknisz.
– Bardzo... – załkała, wciskając twarz w poduszkę. – Bardzo tęsknię.
Poczułem na sobie wzrok Christiana i Masona. Jeden leżał już w łóżku, drugi właśnie wychodził z łazienki, ale żaden się nie odezwał, a ja wyjątkowo byłem im za to wdzięczny, ponieważ niektóre obowiązki należą tylko i wyłącznie do ojca.
– Często płaczesz za mamą? – zapytałem delikatnie gładząc córeczkę po boku, jednak, kiedy zaczęła wiercić się pod wpływem mojego dotyku i zorientowałem się, że ma łaskotki, od razu cofnąłem rękę, przenosząc ją na głowę dziewczynki.
– Tylko w nocy. W nocy najbardziej chcę, żeby ze mną była. – chlipała, a jej słaby głos był przepełniony przepotężnym cierpieniem.
Westchnąłem ciężko i chwyciłem górną część nosa dwoma palcami.
W reakcji Lillian nie było niczego dziwnego. Przechodziła żałobę na swój własny, dziecięcy sposób. W ciągu dnia dawała sobie jakoś radę, ale wieczorami, gdy tęsknota za Jane stawała się nie do wytrzymania, jej mała, wewnętrzna tama pękała.
– Nie mogę spać, kiedy jestem smutna, chociaż bardzo bym chciała. – wymamrotała, gniotąc szmacianą Rose w jednej dłoni.
Tak, zdążyłem już poznać jej lalkę.
– A czy ciocia Olivia miała jakieś sposoby, które pomagały ci zasnąć?
– Nie. – pociągnęła nosem i potarła załzawione oczy wolną ręką. – Zawsze płakałam sama.
Zmarszczyłem brwi, unosząc nieco podbródek. W mojej głowie pojawił się okrągły symbol ładowania, gdy w pośpiechu próbowałem rozłożyć zdanie, które wypowiedziała moja mała córeczka, na czynniki pierwsze.
Wgłębiałem się w każde pojedyncze słowo, czując przypływ niesamowitej złości i rozczarowania.
– Płakałaś sama? – upewniłem się. – Nie przychodziła do ciebie?
– Nie.
– A wujek?
– On mnie nie lubi.
Przygryzłem wnętrze policzka i nie musiałem nawet patrzeć w lustro, by wiedzieć, że cały kolor uciekł mi z twarzy, pozostawiając skórę niebezpiecznie bladą.
– Niemożliwe. – pokręciłem głową, zmuszając się do sztucznego uśmiechu. – Ciebie nie da się nie lubić, pchełko. Może po prostu...
– Powiedział, że mnie nie chce w swoim domu. – rzuciła zachrypniętym już głosem.
No i co? Kto od początku miał rację? Ja, rzecz jasna. Wiedziałem. No po prostu wiedziałem, że tej dwójki należy się pozbyć i to jak najszybciej. Zagwarantowałbym im bezbolesną śmierć, a co za tym idzie, wyjazd wakacyjny do bram świętego Piotra bez możliwości powrotu.
Myślałem, że to ja bywam nieczuły, ale nie... Ja, w porównaniu do nich, jestem wręcz przesympatyczny, przesadnie troskliwy i cholernie życzliwy. Poważnie. Bo jak można zostawić tak małe dziecko w potrzebie?
Doskonale wiedzą, że niedawno straciła matkę, a mimo to pozwolili, by sama dławiła się swoim bólem.
Znałem te uczucie pustki i tęsknoty aż za dobrze... Więc pytam, gdzie byli jej opiekunowie, kiedy wylewała łzy w poduszkę? Sama w ciemnym, obcym pokoju...
– To dlatego nie chciałaś, żebym mówił Filipowi, gdzie jedziemy? – zapytałem, starając się ukryć złość, którą odczuwałem na samą myśl o tym facecie.
– Mhm. Skoro on mnie nie lubi, to ja jego też nie.
Bardzo dobra. Moja mała dziewczynka nie da sobą pomiatać.
– Jeżeli czujesz, że był wobec ciebie nie w porządku, masz całkowite prawo go nie lubić. – uśmiechnąłem się, kiedy obróciła głowę w moją stronę.
Nie mogłem dłużej głaskać jej po włosach, lecz za to miałem okazję spojrzeć jej prosto w oczy.
– Mamusia mówiła, że nie wszystkich trzeba lubić, ale wszystkich trzeba szanować.
– No tu bym polemizował. – odchrząknąłem.
Ten słodko-naiwny tekst idealnie pasował do Jane. Ona właśnie taka była - urocza i łatwowierna.
Mogłem z łatwością ją okłamać, wykorzystać i skrzywdzić...
Ale stało się inaczej. To ona skrzywdziła mnie.
– Neil. – upomniał mnie Christian, marszcząc brwi, po czym zwrócił się do Lillian: – Twoja mama miała całkowitą rację.
– Tak, była bardzo mądra.
Zacząłem kiwać głową, tym razem zgadzając się bez zawahania, jednak przestałem, gdy okazało się, że mała nie skończyła jeszcze mówić:
– Ciocia Olivia też jest bardzo mądra, wiesz?
– Tak? No popatrz, nie miałem pojęcia... – wycedziłem, walcząc z własnymi demonami, które akurat miały szaloną ochotę obrzucić tę szwedzką wywłokę jakimiś niewybrednymi obelgami.
– No, naprawdę. – uśmiechnęła się delikatnie i wytarła nos w rękaw. – Nie mogę się doczekać, aż ją poznasz.
No to się raczej zdziwisz, maleńka...
– Nie zaprzątaj sobie głowy ciocią Olivią.
– Ale ja ją lubię... – wysunęła dolną wargę i ułożyła usta w podkówkę. – Była dla mnie bardzo dobra.
Miałem ochotę przewrócić oczami.
Jasne. Pieprzony Edmund też był „dobry" dla Nancy.
To, że ktoś zachowywał się odrobinę lepiej, niż frajer, który jawnie wykazywał niechęć do mojego dziecka, nie zasługiwał na miano „dobrego opiekuna", ale zostawiłem tę uwagę dla siebie. Nie było sensu dezorientować dziewczynki jeszcze bardziej.
Mój plan był prosty: polecimy do domu, Lillian zapomni o wszystkim, co działo się w Szwecji, rozpocznie życie usłane różami, a ja będę wyciągał kolce z każdej, nawet najmniejszej łodyżki, żeby przypadkiem nie zrobiła sobie krzywdy. I będzie pięknie.
Żadna Olivia czy inna walnięta panna nie stanie mi na drodze. A nawet jeżeli stanie... Tym razem nie cofnę się przed niczym.
– Neil? – Lilly uniosła głowę, bacznie mi się przyglądając.
Pierwszy raz zwróciła się do mnie po imieniu i wiedziałem, że testowała, na ile może sobie pozwolić, oczekując mojej reakcji.
Chyba przyszedł ten moment... Żołądek związał mi się na supeł, a włoski na karku stanęły dęba.
Byłem świadom, że prędzej czy później odbędziemy tę rozmowę i wydawało mi się, iż byłem do niej przygotowany. Nic bardziej mylnego.
– Słucham? – sięgnąłem kciukiem do jej wilgotnego policzka, by zetrzeć łzę, która zatrzymała się na skórze i błysnęła w świetle lampki nocnej.
– Mogę tak do ciebie mówić? – zdziwiła się, zapewne licząc na jakieś upomnienie.
Kąciki ust lekko mi zadrżały.
– A czy ty chcesz zwracać się do mnie w ten sposób?
Nie spodziewała się, że dam jej możliwość podjęcia samodzielnej decyzji, więc zamilkła na chwilę. Musiała toczyć istną batalię z myślami, bo zrobiła przezabawną, skupioną minę.
– Nie wiem. – przyznała po paru sekundach.
– Nie szkodzi, masz prawo nie wiedzieć. – przekręciłem się na brzuch i znów oparłem ciężar na łokciach, by przez cały czas patrzeć córce prosto w oczy. – A czy wiesz, dlaczego zabrałem cię z placu zabaw?
Lillian zamyśliła się jeszcze bardziej.
– Żebym mogła pobawić się z Furią i Shelby?
Niesamowite, że dla tej małej istotki wszystko wydawało się takie proste.
– Mhm, to też... Ale jest jeszcze inny powód.
– Jaki?
Chciałem przełknąć ślinę, jednak przez zdenerwowanie gardło wyschło mi na wiór. Ułożyłem brodę na złączonych dłoniach i zacząłem przesuwać język po zębach, szukając odpowiednich słów.
Ale czy takie w ogóle istniały? Chyba nie.
– Cóż, tak się składa, że... Może wcześniej nie byłem obecny w twoim życiu, ale... Chcę, żebyś wiedziała...
– No już. – Lillian popatrzyła na mnie z niemalże litością i delikatnie, pewnie, by nie zrobić mi krzywdy swoją niewiarygodną siłą pięcioletniej fighterki, poklepała moje ramię, starając się dodać mi otuchy. – Wyrzuć to z siebie.
Uniosłem brew, a Christian i Mason parsknęli w swoich łóżkach.
No proszę, tacy, kurna, zmęczeni byli, ale do podsłuchiwania, to pierwsi.
– Wiesz, że kiedyś byłem bardzo zakochany w twojej mamie?
– W mojej? – uchyliła usta.
– Tak. Jeanette była wyjątkowa. – posłałem córeczce spojrzenie pełne miłości i wsparcia, bo gdy tylko wspomniałem o kobiecie, jej oczy znów stały się szklane. – Spotykaliśmy się.
– Byliście dziewczyną i chłopakiem?
– No... Tak jakby.
Przymrużyła oczy, wodząc po mojej twarzy uważnym, oceniającym wzrokiem, jakby analizowała, czy jej mama naprawę byłaby w stanie zwrócić uwagę na kogoś takiego, jak ja. Cholernie mnie tym rozbawiła, ale nie dałem tego po sobie poznać, cierpliwie czekając aż dojdzie do swojej własnej konkluzji.
– Zerwałeś z nią? – zapytała po chwili. – Czy ona z tobą?
– Wspólnie stwierdziliśmy, że najlepiej będzie, jeżeli... – odkaszlnąłem, uświadomiwszy sobie, że rany, które od lat pozostawały zabliźnione, wciąż kurewsko bolały, gdy zostały ruszone. – Jeżeli się rozstaniemy.
Lillian zmarszczyła brwi, najwyraźniej nie takiej odpowiedzi oczekując jako prawdziwa ekspertka od związków.
– Co było dalej?
– Wyjechałem.
– I zapomniałeś o mojej mamie?
– Nie, pchło. – pokręciłam głową i westchnąłem przeciągle, masując kciukami zaciśnięte powieki. – Już nigdy o niej nie zapomnę.
– Nigdy przenigdy?
– Nigdy przenigdy. – potwierdziłem, czując, jak uśmiech wkrada mi się na usta. – Jeanette zostawiła mi piękny prezent.
– Jaki?
Wciągnąłem powietrze przez nos i wypuściłem je ustami, szykując się na jedno z ważniejszych wyznań w moim życiu.
Dawaj, Neil. Dasz radę.
Jeden.
Dwa.
Trzy...
– Ciebie, Lillian.
Serce waliło mi w piersi, Christian i Mason milczeli, więc domyślałem się, że również zastygli z przejęcia, czułem przyspieszone tętno, a prąd przepłynął moimi żyłami, powodując odrętwienie całego ciała.
Powoli zerknąłem na córkę, obawiając się reakcji dziewczynki. Chyba nie byłem gotowy, by zobaczyć obezwładniający ją szok.
Wbiłem w Lilly spojrzenie i... Uniosłem brwi na widok jej przymulonej twarzy i palca wskazującego, którego trzymała na tyle głęboko w nosie, że przez chwilę to właśnie na nim skupiłem największą uwagę, bowiem wydawało mi się niemożliwe, by wsunąć go tak daleko.
– Lillian, przestań grzebać w nosie, kiedy do ciebie mówię! – jęknąłem, a głowa momentalnie opadła mi na łóżko, ginąc gdzieś w pościeli.
– Sorki. Musiałam wyciągnąć wszystkie gluty.
Zaniemówiłem, ale wcale nie oznaczało to, że w naszym pokoju zapanowała cisza. Mason i Christian dostali ataku histerycznego śmiechu, demonstrując swoją dojrzałość, a moja córka dość szybko podłapała ich dobry humor.
– I co robiłaś z tymi glutami? – zapytałem, unosząc wzrok, choć mój ciężki łeb wciąż leżał na materacu.
– Wycierałam w poduszkę.
– No tak, głupie pytanie. Przecież to całkowicie logiczne rozwiązanie problemu zatkanego nosa. – rzuciłem, próbując przebić własny ton głosu przez rechot przyjaciół.
Lilly zamrugała wesoło i wyszczerzyła się małymi, białymi zębami, a ja oczywiście wymiękłem, choć starałem się zachować powagę, by pokazać córce, że nie popieram takiego zachowania.
Trzymałem się jakieś dziesięć, góra piętnaście sekund, a później również straciłem kontrolę, unosząc kąciki ust.
Przerąbane być tatą tak uroczego dziecka.
Z drugiej jednak strony cieszyłem się, iż jej uwaga choć na chwilę została odwrócona od tematu zmarłej mamy. Wiedziałem, że jeszcze będzie płakać. Dziś, jutro, pojutrze i za tydzień, bo dobrze pamiętam, jak Nancy wyła po nocach za rodzicami. Ból po stracie był ogromny, ale jednego byłem pewien – nieważne, jak długo Lillian będzie cierpieć, zawsze znajdzie we mnie wsparcie.
– Przepraszam, że pobrudziłam gilami poduszkę. – wyszeptała słodko, bawiąc się włosami lalki. – Więcej tak nie zrobię.
– No ja mam nadzieję.
– Powiesz mi jeszcze raz, co takiego dostałeś od mojej mamy?
Tym razem postanowiłem nie owijać w bawełnę. Istniało zbyt duże prawdopodobieństwo, że Lilly znów rozproszy się swoimi własnymi glutami i nagle przestanie mnie słuchać.
Zresztą musiałem nauczyć się odpowiadać na pytania dziewczynki w prosty, zrozumiały dla jej dziecięcego mózgu, sposób.
– Dostałem od Jane córeczkę.
Dziewczynka podrapała się po czole, odgarniając na bok loczki.
– Córeczkę? Prawdziwą?
– Tak. – przykryłem usta dłonią, żeby nie parsknąć śmiechem. – Piękną, małą dziewczynkę.
– A jak ma na imię?
– Lillian. Moja córeczka ma na imię Lillian.
– O! – pisnęła zdumiona. – To tak samo jak ja!
Tym razem zaśmiałem się cicho, zapominając o samokontroli.
– Tak, pchło. O tobie właśnie mówię. – walnąłem prosto z mostu. – Jestem twoim tatą.
Stało się. Powiedziałem. Zrobiłem to, co chciałem i musiałem zrobić.
Wyobrażałem sobie różne reakcje Lilly, a w mojej głowie w większości przypadków dominowało wyparcie. Byłem więc mentalnie przygotowany na wszelkie odpychanie prawdy, mając zamiar dać dziewczynce tyle czasu, ile będzie potrzebować.
To był właśnie mój plan. Tyle, że nijak miał się do rzeczywistości. Nie mogłem wdrożyć go w życie, bo... Lillian wcale nie zaczęła zaprzeczać i podważać moich słów.
Oczywiście wyglądała na zdziwioną, jej oczy rozszerzyły się i przypominały dwie, błyszczące monety, jednak odniosłem dziwne wrażenie, iż w pewnym sensie była na tę informację przygotowana.
Nie, to niemożliwe.
– Posłuchaj. – uśmiechnąłem się łagodnie. – Wiem, że to może być dla ciebie szok, ale...
– To ty? – wydukała, zaciskając paluszki na szmaciance tak bardzo, że aż zadrżały jej dłonie.
Kompletnie zdezorientowany omiotłem spojrzeniem twarze Christiana i Masona, ale, jako że wyglądali na równie zbitych z tropu, ponownie wlepiłem wzrok w dziewczynkę.
Miałem zamiar coś powiedzieć, lecz nim zdążyłem odzyskać zdolność wysławiania się i zadać Lillian jakiekolwiek pytanie, sama zabrała głos:
– Kłamiesz. – zmrużyła powieki, ale mimo jej stanowczego tonu, nie brzmiała, jakby naprawdę mi nie wierzyła.
Bardziej rzucała mi wyzwanie, które od razu przyjąłem, chociaż nie miałem pojęcia, o co w nim chodzi.
– Nie kłamię. – uniosłem brodę, demonstrując tym samym pewność siebie.
– Mama mówiła, że kiedyś po mnie przyjedziesz...
Zaraz... Co?
Zdanie wypowiedziane przez pięciolatkę odbiło się echem w mojej głowie i spowodowało takie ciarki na ciele, że aż się wzdrygnąłem, co nieczęsto się zdarzało.
– Lilly, o czym ty mówisz?
– Jeżeli nie kłamiesz, to będziesz znał odpowiedź na naszą zagadkę. – usiadła po turecku, pochylając się lekko w moją stronę i oparła dwie ręce na kolanach.
– Zagadkę? Chwila. – również zmieniłem pozycję, czując istne osłupienie i narastającą frustrację. – Nic nie rozumiem.
– Mama ją wymyśliła. – łypnęła na mnie podejrzliwie. – A jeżeli nie będziesz umiał odpowiedzieć, to oznacza, że jesteś paskudnym kłamczuchem!
– Ej! – zmarszczyłem brwi. – Nie jestem żadnym kłamczuchem!
No dobra, trochę jestem.
Ale po pierwsze, nie paskudnym, a po drugie, tym razem akurat wyjątkowo nie ściemniałem, więc tym bardziej poczułem irytację.
Christian przysiadł na skraju swojego łóżka, a Mason wciąż leżał, ale gapił się na nas zdębiały.
Rozmowa, podczas której to Lillian powinna być zaskoczona, potoczyła się w taki sposób, że zamieniliśmy się rolami i teraz my, trzech dorosłych facetów, słuchaliśmy pięcioletniej dziewczynki, jakby rzuciła na nas jakiś urok.
Moja córka wiedziała? Wiedziała, że gdzieś na świecie żyje jej tata i tak po prostu na mnie czekała?
– Co to za zagadka? – przygryzłem kciuk, czekając na wskazówki.
Nie minęło parę sekund i je dostałem. Tyle że raczej nie takich podpowiedzi oczekiwałem.
Lilly uniosła swoją lalkę i poprawiła jej sukienkę, patrząc na ukochaną zabawkę z zadowoleniem.
– Jakiego koloru jest szczęśliwa pamiątka w brzuszku mojej lali?
Słodki Jezu.
– Słucham? – przyłożyłem sobie rękę do skroni, niedowierzając, że sprawy przybrały taki obrót.
Szczęśliwa pamiątka? Poważnie? Jane naprawdę ułożyła jakąś zagadkę, czy to tylko dziwna reakcja Lilly na wieść, że jest moją córką? Może jej dziecięca wyobraźnia tak radzi sobie z silnym stresem?
Niewykluczone.
– Jakiego koloru jest...
– Nie wiem, pchełko. – przerwałem Lillian. – Nie wiem, o jakiej pamiątce mówisz.
– Wiesz. – delikatnie klepnęła się dłońmi w uda, jakby była lekko zirytowana i rozczarowana, ale jednocześnie próbowała mnie dopingować.
Coś zakłuło mnie w sercu, gdy zrozumiałem, jak bardzo chciała, abym znał odpowiedź.
Chciała, żebym okazał się jej tatą.
Patrzyła mi prosto w oczy z nadzieją i wyczekiwaniem. A ja musiałem ją zawieźć.
– Lilly, nie wiem... Naprawdę.
– Mamusia powiedziała, że będziesz wiedział.
Zamilkłem, czując, że, mimo otwartych drzwi balkonowych, robi mi się coraz bardziej gorąco.
Jane tak powiedziała? Niemożliwe. Dlaczego miałaby mi to robić? Układać zagadkę tylko po to, żebym nie mógł na nią odpowiedzieć. To jakiś rodzaj zemsty? Nie, Jane nigdy by tak nie postąpiła.
– Czyli... – Christian odezwał się pierwszy raz od dawna, więc jego głos był nieco zachrypnięty. – Jeanette wsadziła coś do brzuszka twojej przytulanki?
– Tak. – odpowiedziała dziewczynka ze zdecydowaniem. – Mamusia zrobiła dla mnie lalę, żeby zawsze była blisko mnie, a szczęśliwa pamiątka przynosiła mi szczęście.
– Czy ta pamiątka... To jakieś zdjęcie? – jęknąłem, modląc się w duchu, by rozwiązanie było tak proste.
– Nie.
– Stary, skup się. – tym razem usłyszałem Masona. – Skoro zaszyła coś w lalce, to znaczy, że jest to w jakimś sensie związane z tobą. Wychodziliście gdzieś razem?
– No, czasami tak.
– Może jakiś bilet do kina?
– Bez przesady. – wzniosłem oczy do sufitu. Oboje z Jane nienawidziliśmy kina. – Aż tak to nie randkowaliśmy.
– A jakiś ulubiony przedmiot?
Wsunąłem palce we włosy, nerwowo zaciskając je na kosmykach. Przytłaczały mnie te wszystkie debilne pomysły.
– Kto, do cholery, ma ulubiony przedmiot? – mruknąłem na propozycję Christiana.
Widziałem, że mężczyzna już chciał wzruszyć bezradnie ramionami, ale jego głowa obróciła się w kierunku mojej córki, zresztą tak samo, jak moja i Masona. Zostaliśmy zwabieni jej cichym głosikiem:
– Ja mam. – uśmiechała się delikatnie, głaszcząc szmaciankę po materiałowej ręce.
Westchnąłem posępnie.
Kiełkowała we mnie złość. Trochę na siebie, a trochę na Jane.
Już wiele razy obiecywałem sobie, że przestanę, ale znów to zrobiłem – cofnąłem się myślami hen daleko, sześć lat wstecz, prosto do dni, kiedy byłem tak szczęśliwy, że to aż bolało.
Nasz krótki związek, choć z góry spisany na niepowodzenie, wiązał się z litrami wspólnie wypitych herbat, dziesiątkami wspólnie spędzonych nocy i wieloma wspólnymi marzeniami, które nigdy nie miały prawa się spełnić.
Przyłożyłem dłoń do rozgrzanego policzka, przenosząc ponure spojrzenie na lalkę. Skrawki kolorowego materiału nagle wydały mi się niesamowicie ciekawe. Moja Jane ich dotykała, zszywała ręcznie i na maszynie, dobierała sukienkę pod kolor guzikowych oczu i zadbała o każdy, nawet najmniejszy szczegół, by dziś moja córeczka mogła cieszyć się zabawką.
Zadała sobie tyle trudu, wykonując kawał dobrej roboty i ukrywając w środku coś, co było w jakimś stopniu związane ze mną.
Ale o jaką pamiątkę mogło jej chodzić? Opcji było tak wiele, a podpowiedzi praktycznie żadnych.
Lillian wciąż zerkała na mnie z dziecięcą naiwnością, łudząc się, że uda mi się wpaść na rozwiązanie zagadki... A największą karą za wszystkie moje grzechy, była dla mnie świadomość, że będę musiał ją zawieść.
Ostatni raz przyjrzałem się lalce, zaciskając usta w prostą, wąską linię i nagle, nie wiadomo skąd, poczułem kiełkującą w głowie myśl. Ktoś jakby nade mną czuwał, pilnując, żebym w porę zmądrzał... Bo przecież pamiątka niekoniecznie musiała być przeznaczona dla mnie, by przypominać mi o pięknym czasie, który spędziłem z kobietą.
Lalka została wykonana dla naszej córki, a coś, co zostało ukryte między białą watą, musiało należeć do Jane.
To nie moja pamiątka.
To pamiątka... Której powstania byłem powodem.
– Chryste. – schowałem twarz w dłoniach, a plecy zaczęły mi się intensywnie trząść.
Można by pomyśleć, że ryczałem, ale uśmiechałem się szeroko, sam do siebie, nie mogąc zapanować nad rozsadzającymi mnie emocjami.
Oh, laleczko... Rose, dlaczego nie pomyślałem o tym wcześniej?
Nie musiałem nawet patrzeć na chłopaków, by mieć pewność, że gapią się na mnie z oszołomieniem.
Odsunąłem ręce od twarzy i szybkim ruchem chwyciłem Lillian za drobne nadgarstki, przyciągając ją do siebie.
– Kolor czerwony. – odpowiedziałem śmiało, bo nie było to żadne pytanie, a stwierdzenie. – Ususzone, czerwone płatki przynoszą ci szczęście.
Lilly nie przestawała patrzeć mi głęboko w oczy, ale na jej drobnej buźce pojawiły się pewne zmiany. Wysunęła wargę, która zaczęła drżeć, a jak dotąd błagalny wyraz twarzy zmienił się w ulgę i radość tak silne, że doprowadziły ją do łez.
– Znalazłeś mnie. – pociągnęła nosem, kiedy duża kropla spłynęła jej po policzku.
Nie byłem w stanie przełknąć śliny, poruszyć się czy nawet wyartykułować myśli. Z trudem wziąłem płytki wdech i wykrztusiłem:
– Tak...
– Dziękuję, tatusiu. – wyszeptała, uśmiechnęła się tak pięknie, jak tylko ona potrafi i...
Wsunęła palec do nosa. Głęboko. Bardzo głęboko.
CZYTASZ
MALBAT TOM 4
Mystery / Thriller"Ile jesteś w stanie poświęcić, by ocalić swoją kobietę i ukochaną przyjaciółkę?" - takie pytanie mogli zadać sobie członkowie Malbatu, gdy Alice została poważnie ranna. Nie mieli wiele czasu do namysłu, ale w jednym byli wyjątkowo zgodni - zrobią...